"Wszystko na to wskazuje, że niedługo można było się cieszyć stacją do ładowania pojazdów elektrycznych. Ktoś (uciął - przyp. red.) kabel - informuje jedna z mieszkanek. Stacja do ładowania samochodów elektrycznych o której wspomina mieszkanka znajduje się️ obok sklepu Biedronka przy ul. Wielka Skotnica" - napisał w piątek na Facebooku Adrian Panasiuk, radny Mysłowic.
"Jak się okazuje, podobne zdarzenie odnotowano przy Biedronce na ul. Laryskiej, o czym informuje kolejny mieszkaniec. Obie stacje znajdują się na terenach prywatnych, nie będących w zasobach gminy" - doprecyzował.
Odcinają i kradną kable. Po co?
Auto-swiat.pl zwraca uwagę, że przypadków odcięcia kabli w Polsce jest więcej. "Kradzieże zgłaszają zarówno operatorzy ładowarek, jak i właściciele aut, którzy tracą prywatne kable" - informuje serwis.
Czy na takich kablach można zarobić? Owszem. Sama miedź warta jest nawet kilkadziesiąt złotych za kilogram, a z odciętego przewodu można jej uzyskać od kilku do kilkunastu kilogramów - opisuje auto-swiat.pl. I dodaje, że ceny kilkumetrowych kabli do ładowania aut elektrycznych - wyposażonych we wtyk i elektronikę - sięgają tysięcy złotych (typowy, ok. 6 metrowy kabel kosztuje 2-3 tys. euro). A przewody stosowane w najmocniejszych ładowarkach "są jeszcze droższe, bo muszą mieć wbudowane przewody do chłodzenia".
Jak czytamy, w Europie, a także w Stanach Zjednoczonych wystąpiły przypadki kradzieży przewodów przy superładowarkach Tesli. "Kilkanaście czy kilkadziesiąt ustawionych obok siebie ładowarek, stojących zwykle na odludziu, to dla przestępców atrakcyjny cel" - wskazuje auto-swiat.pl.