Minimum 100 zł na tucznika i 500 zł na krowę – to propozycja prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dla rolników, któremu wtórował później minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Pieniędzy, które rządząca partia ma zamiar rozdać, nie ma w polskim budżecie. Są na kontach w Brukseli - w budżecie UE.
To Komisja Europejska miałaby zezwolić na takie dopłaty w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Potrzebny jest jednak do tego oficjalny wniosek, wsparty dokumentami, wyliczeniami i uzasadnieniem.
Przed wyborami były zapewnienia, że temat zostnie oficjalnie zgłoszony w Brukseli, ale PiS nie zrobiło w tej sprawie nic.
– Wyśmiewano przez wiele dni, czy nawet tygodni, tę moją zapowiedź. To naprawdę mogą być duże pieniądze. Jak ktoś np. hoduje 100 krów mlecznych, to będzie miał z tego 50 tys. zł, albo więcej. Jeżeli oczywiście będą hodowane w odpowiedni sposób - mówił Jarosław Kaczyński jeszcze podczas przedwyborczej konwencji PiS w Białymstoku.
Z kolei w rozmowie z PAP Jan Krzysztof Ardanowski zapewniał, że Bruksela pieniądze ma i jest szansa, że dopłaty do rolników trafią jeszcze w ramach perspektywy na lata 2014-2020.
- Środki w ramach obecnej unijnej perspektywy budżetowej na dodatkowe dopłaty dla rolników są i wszystko będzie zależało od tego, czy Komisja Europejska zgodzi się, by zostały przeznaczone na te dopłaty - stwierdził minister rolnictwa.
- Być może zdecydują się przyznać nam to prawo jeszcze w tym roku. Jeśli tego nie będzie, to wtedy nowa perspektywa będzie tym okresem, w którym będziemy chcieli to wsparcie ze względu na dobrostan dla świń i dla bydła zastosować – dodał.
Ardanowski obiecał, że oficjalne pismo do Komisji Europejskiej trafi "do czerwca". Jest 29 maja, propozycja tzw. krowy+ i świni+ pozwoliła wygrać wybory na wsiach, ale minister nie zdołał jeszcze zwrócić się do UE w tej sprawie.
Rolnicy mogą poczuć się oszukani. Wieś zdecydowanie poparła Prawo i Sprawiedliwość w wyborach do Parlamentu Europejskiego (59,11 proc. głosów). Nie ma się co dziwić, kwoty proponowane przez prezesa Kaczyńskiego działają na wyobraźnię.
Jednak, co sugeruje w rozmowie z money.pl lider AGROUnii Michał Kołodziejczak, takie przedwyborcze wrzutki mogą pozostać jedynie w sferze wyobraźni.
- Kolejny raz sprawdziły się nasze słowa. Potrzebne są konkrety, dokumenty, warunki. Jak widać, ta obietnica miała duży wpływ na wybory, szczególnie na mieszkańców wsi, którzy nie są rolnikami, ale mają z nimi związek emocjonalny – podkreśla Kołodziejczak.
- Nie ma sensu dyskutować i słuchać obiecanek, trzeba opierać się na faktach. Cały czas mydlą nam oczy. Trzeba było być naprawdę naiwnym i naoglądać się telewizji publicznej, żeby w to uwierzyć – dodaje lider AGROUnii.
- To rozdawanie pieniędzy. Nie może być tak, że ktoś hoduje świnie, żeby dostać 100 zł. To jest słabe. Rolnicy pracują, żeby z tej pracy żyć. Nikt nie warunkuje swojej działalności od dopłat. Jeśli są - to dobrze, ale nie jest to podstawa – podkreśla.
Budżet UE jest już zaplanowany do końca 2020 r. Jednak państwa członkowskie mogą go renegocjować, więc PiS ma szansę, by wywiązać się z obietnic przedwyborczych i przynajmniej spróbować wywalczyć od Brukseli pieniądze dla rolników. Jeśli nie na najbliższe 1,5 roku, to chociaż na lata 2021-27.
Jednak nawet jeśli dopłaty z Brukseli miałyby popłynąć strumieniem do nadwiślańskich wsi od 2021 roku, zdaniem Michała Kołodziejczaka i tak będą miały marginalny wpływ na polskie rolnictwo.
- Przede wszystkim trzeba zacząć o tego, że mówimy o dopłatach na świnie hodowane na ściółce. W czasie rozprzestrzeniającego się ASF, lekarz weterynarii jasno powie "nie trzymaj na ściółce, bo może łatwiej zachorować". Więc dopłaty mają dotyczyć świń, z których produkcji wszyscy rezygnują – tłumaczy lider AGROUnii.
- Ściółka to promil, margines produkcji. Na ściółkach trzymają tylko stare gospodarstwa rodzinne. W połączeniu z zagrożeniem ASF, taka produkcja jest niszowa – dodaje. - Z krowami podobnie, łatwiej je trzymać w oborze pod dachem. Są producenci, którzy mają warunki, by je wypuścić na łąki, ale też nie jest to główny nurt - podkreśla Michał Kołodziejczak.
- Kolejny raz rolnicy przekonują się, że nie warto, ale też nie ma kogo słuchać. To były tylko obietnice, o których fajnie się mówiło. Powiem raz jeszcze, trzeba było być wyjątkowo naiwnym, żeby w to wierzyć, ale widać, że PiS na tym skorzystało, obietnice podziałały na wyborców – podsumowuje Michał Kołodziejczak.
Zwróciliśmy się do Ministerstwa Rolnictwa w tej sprawie. Resort obiecał odpowiedzieć na pytanie, czy zamierza wnioskować do Komisji Europejskiej o dopłaty dla rolników, renegocjując założenia unijnej perspektywy budżetowej jeszcze na lata 2014-2020. Czekamy na odpowiedź.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl