W sobotę Jarosław Kaczyński zapowiedział, że dojdzie do powszechnego skupu zboża. - Podjęty zostanie powszechny skup zboża w silosach tak, żeby minimalna cena wynosiła co najmniej 1400 zł. To zapewnia, że rolnicy nie będą na tym tracić — powiedział.
Decyzja szefa PIS to reakcja na niekontrolowany napływ zbóż do Polski z Ukrainy. W efekcie w polskich magazynach zalega obecnie ok. 4 mln ton pszenicy. Część tego zboża, które określane jest jako techniczne, może być jednak fatalnej jakości. Dodatkowo ceny na rynku spadają. Tymczasem rząd zapewnia, że przed żniwami magazyny będą puste. Pomóc ma w tym m.in. pomysł Jarosława Kaczyńskiego dotyczący skupu zboża.
Kaczyński proponuje skup zboża od rolników. "Wystawia nam rachunek do zapłacenia"
Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o Finansach" zauważył, że pomysł szefa PIS -u, jest bardzo podobny do tego, na jaki wpadł Nikodem Dyzma, bohater książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, na podstawie, której powstał serial "Kariera Nikodema Dyzmy"
- Prezes Kaczyński wpadł na bardzo pomysł podobny do tego, którym zabłysnął Dyzma — skup zboża — ocenia Maciej Samcik.
Jego zdaniem za ten pomysł w praktyce zapłacimy wszyscy.
- Skup zboża oznacza, że szef PiS wystawił nam właśnie kolejny rachunek do zapłacenia. Rząd bowiem – za pieniądze z naszych podatków – uruchomi skup zboża od polskich rolników po cenie 1400 zł za tonę, czyli znacznie powyżej cen rynkowych – podkreśla.
Z kolei zapowiedź zamknięcia granicy dla ukraińskiego zboża oraz żywności (ale tylko do czerwca) można jego zdaniem uznać za pusty gest, aby na chwilę uspokoić sytuację. - Będą też dopłaty do nawozów i do paliwa rolniczego. To oczywiście również z naszych podatków – zauważa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zboże uprawiane w Polsce to połowa tego, co wytwarza Ukraina
Dziennikarz twierdzi także, że obecnej sytuacji można było uniknąć. Jego zdaniem rząd od wielu miesięcy wiedział, że ukraińskie zboże zalewa polski rynek, ale nie z tym nie zrobił.
W tym kontekście przypomina, że Ukraina odpowiada za 11 proc. światowej produkcji, czyli więcej niż co dziesiąty bochenek chleba powstaje z wytworzonego tam zboża. Dla porównania, zboże uprawiane w Polsce to połowa tego, co wytwarzała przed wojną Ukraina.
- W ciągu ostatnich trzech kwartałów Ukraina wyeksportowała za granicę 37,5 mln ton zboża, z tego 10 mln ton do Unii Europejskiej. W Polsce wylądowało ok. 2 mln ton. - W skali całego roku będzie to 3 mln ton. Dodajmy: jest to tanie zboże, produkowane przez wydajne, wielkie gospodarstwa, utrzymujące się bez unijnych dopłat, pracujące na bardziej żyznych glebach niż nasze i przy niższych kosztach pracy oraz energii — podkreśla Samcik.
Nikt z rządu nie oszacował, czy mamy miejsce w silosach
Tymczasem Polska nawet bez ukraińskiego zboża ma teraz nadprodukcję. W obecny sezon weszliśmy z ok. 5 mln ton zapasów zbóż z poprzedniego sezonu. - Wielkość zbiorów bieżących to ok. 32 mln ton zbóż rocznie, z czego 20 mln ton zużywamy sami (w produktach żywnościowych lub jako pasze dla zwierząt). Jak łatwo policzyć – już tylko polski rolnik wytwarza o 12 mln ton zboża więcej, niż kraj potrzebuje – twierdzi dziennikarz.
Podkreśla także, że nikt z rządzących nie oszacował, a należało to zrobić już rok temu, ile mamy miejsca w naszych silosach, a także ile możemy w nich zapewnić miejsca na dodatkowe zboże z Ukrainy. Rząd nie podjął się także obliczenia, jaką ilość ukraińskiego zboża będzie można przewieźć koleją do portów, a następnie załadować je na statki.
- Gdyby ktoś to policzył, to wiedziałby, ile mniej więcej możemy wpuścić ukraińskiego zboża. I ustawiłby na granicach procedury tak, aby w miarę możliwości – nie wpuszczać go dużo więcej. Jednocześnie pomyślałby o rozbudowie infrastruktury, aby przepustowości rosły — podkreśla Samcik.
"5 milionów ton razy 500 złotych to już się robi 5 mld zł"
Do propozycji Jarosława Kaczyńskiego dotyczącej skupu zboża, krytycznie odniósł się także dr hab. Sławomir Kalinowski, ekonomista, profesor Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk, w programie "Wstajesz i weekend" w TVN24. Jego zdaniem w obecnej sytuacji pojawia się kilka problemów naraz.
- Skupimy zboże za 1400 zł, tak usłyszeliśmy - 1400 zł za tonę, czyli mniej więcej 500 zł dopłaty do każdej tony zboża [...], 5 milionów ton razy 500 złotych to już się robi 5 mld zł. Nie wiem, czy rząd jest w stanie wyłożyć te środki, pamiętajmy, z naszych pieniędzy - przypomniał.
Dodał, że pojawia się pytanie, skąd rząd znajdzie te pieniądze. - Nie wiem, czy to będzie 5 mld, ale taką liczbę zakładam, jeśliby było 5 milionów ton skupione - dodał.
Sławomir Kalinowski zwrócił także uwagę na fakt, że jeszcze do soboty ziarno ze Wschodu "cały czas wjeżdżało" do Polski. - Cały czas tiry stoją i czekają, by móc to zboże przekazać do portów, które są nieprzystosowane do przewiezienia takiej ilości zboża, co więcej mamy pełne silosy. Jeśli rząd mówi: "skupimy to zboże", to pojawia się pytanie, gdzie my je umieścimy — dodał.
Przypomniał jednocześnie, że silosy w Polsce mają całościową powierzchnię około 9, może 10 milionów ton, to o wiele mniej, niż obecnie potrzebujemy. - W zasobach, czy w rezerwach państwowych nie ma silosów, które mogłyby to zboże zgromadzić — zauważył.