Nieco w cieniu ostatnich wydarzeń w kraju oraz nowych obostrzeń, w życie weszły też nowe przepisy dotyczące kwarantanny. Od 24 października 2020 r. osoby, zamieszkujące z osobą, która miała kontakt z zakażonym lub jest podejrzewana o zakażenie koronawirusem, nie muszą już wspólnie z nią odbywać 10-dniowej kwarantanny.
Nowe przepisy, chociaż dla wielu są ulgą i wybawieniem, wzbudzają spore emocje i obawy, że poluzowanie zasad sanitarnych może sprowadzić na nas już nie falę, ale tsunami nowych zakażeń.
Osoby kierowane na kwarantannę (nie mylić z izolacją domową osób już chorych) teoretycznie są zdrowe, a tylko podejrzane o zakażenie wirusem. Jeśli nie mają żadnych objawów chorobowych, nie wykonuje się u nich testów PCR.
W skrócie - mogą być chore i przechodzić zakażenie bezobjawowo, ale nie muszą. Mogą także zakażać współlokatorów, ale nie muszą.
"Nie stać nas na izolowanie zdrowych"
Kiedy zakażeń w kraju było jeszcze znacznie mniej niż obecnie, sanepid nakazywał kwarantannę wszystkim, którzy wspólnie zamieszkiwali pod jednym dachem z osobą podejrzaną o zakażenie. Teraz, kiedy przez kraj przetacza się kolejna potężna fala zakażeń, kwarantannę dla osób zamieszkujących z osobą podejrzaną o zakażenie się znosi. Dlaczego rząd podejmuje takie ryzyko?
Powodem jest gospodarka i pieniądze. Eksperci mówią zgodnie, że nie stać nas na izolowanie osób zdrowych, które miały kontakt tylko z potencjalnie zakażoną osobą. Przy takiej skali infekcji, z jaką zmagamy się obecnie, musielibyśmy posłać na kwarantannę niemal całe społeczeństwo.
- Koronawirus jest już praktycznie wszędzie. To już nie jest fala, ale potężne tsunami. Oficjalne statystyki pokazują tylko wierzchołek góry lodowej. Kontakt z wirusem miało już co najmniej kilka milionów osób - ocenia wprost Marek Posobkiewicz, były Główny Inspektor Sanitarny kraju.
W jego ocenie obecnie odbywa się swoiste stopniowanie, które ma zapobiec kompletnemu paraliżowi systemu ochrony zdrowia.
Przypomina, że na początku pandemii w szpitalach były izolowane osoby zdrowe (tak było w przypadku np. grupy studentów, która wróciła z Chin w marcu), potem do szpitali trafiali zakażeni, którzy nie mieli objawów chorobowych. Następnie do szpitali kierowano już tylko osoby z objawami chorobowymi, pozostali zakażeni byli izolowani w domach. Kolejnym krokiem było skrócenie kwarantanny dla personelu medycznego.
- Teraz będzie tak, że kwarantannę dla personelu medycznego całkowicie się zniesie. Nawet zakażeni lekarze i pielęgniarki, oczywiście w pełnym zabezpieczeniu, będą musieli udzielać chorym pomocy. Stoimy na krawędzi katastrofy - uważa Posobkiewicz.
Były główny inspektor nie ma wątpliwości, że pomimo wyłączania przez rząd kolejnych sektorów gospodarki, zakażonych i tak będzie przybywać.
- Nie możemy ich wszystkich jednocześnie kierować na kwarantannę, bo gospodarka tego nie wytrzyma. Musimy pracować i żyć – kończy krótko.
Również prof. Włodzimierz Gut, wirusolog z Zakładu Wirusologii NIZP-PZH uważa, że kwarantanna bez domowników, to jedyne sensowne rozwiązanie w obecnej, bardzo trudnej sytuacji epidemicznej i gospodarczej kraju.
"Przestrzeganie zasad minimalizuje ryzyko"
Prof. Gut argumentuje, że osoby, które są zakażone koronawirusem, na ogół przez okres 3-4 dni nie zakażają innych. Do przeniesienia wirusa dochodzi w bardzo określonych warunkach. Nie udało się też dowieść, że można się nim zakazić poprzez rzeczy.
- Ścisłe przestrzeganie pewnych elementarnych zasad sanitarnych i higienicznych minimalizuje ryzyko zakażenia wirusem, nawet jeśli wspólnie zamieszkujemy z osobą zakażoną pod jednym dachem - przypomina prof. Gut.
Jako przykład podaje historię pasażera, który w marcu br. przyjechał zakażony do Polski z Niemiec. Podróżował wiele godzin autokarem z wieloma osobami, zakaził tylko jedną z nich – tę, która siedziała całą drogę tuż obok niego.
Ministerstwo Zdrowia: decyduje sanepid
Prof. Gut podkreśla, że jeśli u osoby na kwarantannie wystąpią objawy chorobowe i test PCR potwierdzi obecność w organizmie koronawirusa, jej najbliżsi i domownicy i tak automatycznie przejdą na przymusową kwarantannę.
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, że nowe przepisy wcale nie znoszą automatycznie kwarantanny dla pozostałych domowników i współlokatorów osoby podejrzanej o zakażenie, jak jest to powszechnie interpretowane.
W komunikacie przesłanym do redakcji money.pl czytamy m.in.: "Osoby wspólnie zamieszkujące lub gospodarujące z osobami poddanymi kwarantannie przez Państwową Inspekcję Sanitarną były niejako automatycznie poddane kwarantannie. Obecnie, po wejściu w życie nowelizacji rozporządzenia, decyzja o poddaniu osób wspólnie zamieszkujących lub gospodarujących kwarantanną, lub nadzorem epidemicznym należy do indywidualnej decyzji Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Informacja o objęciu kwarantanną lub nadzorem epidemicznym zostanie przekazana osobie zainteresowanej przez ten organ".
Zasady jeszcze do złagodzenia?
Zasady kwarantanny niedawno złagodzono, ale rząd może pójść jeszcze o krok dalej.
- Jesteśmy w trakcie bardzo dokładnej dyskusji z nowo powołaną radą medyczną i GIS na temat zmiany zasad kwarantanny. Propozycja jest taka, żeby kwarantanna była obligatoryjnie dawana osobom, które mieszkają z osobą zakażoną. Będziemy też prawdopodobnie ją skracać. Więcej wiemy nt. zakażenia. Wiemy, że objawy się pojawiają w ciagu 5-7 dni, że ta osoba izolowana w momencie zbliżania się do końca izolacji już dużo mniej zakaża - mówił w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski prof. Andrzej Horban, doradca premiera ds. epidemii.
- Koledzy proponują wszyscy zgodnie 7 dni kwarantanny, a po zakończeniu izolacji samoobserwację. Te zasady zostały przedstawione panu ministrowi do akceptacji, później pójdą do pana premiera, mam nadzieję że to zostanie dzisiaj wdrożone - wyjaśniał ekspert.