Przedsiębiorca swoją historię opisał w mediach społecznościowych. "Dzisiaj serce zabiło mi mocniej. Zostałem "trzeciodłużnikiem" (nawet nie wiedziałem, że takie słowo istnieje), a komornik przysłał mi pismo z pogróżkami. Jak do tego doszło?" - czytamy we wpisie, który zamieścił Jakub Mrugalski, przedsiębiorca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kupił kurs za 57 zł, został "trzeciodłużnikiem"
Jak wyjaśnia dalej, 9 lutego 2024 r. kupił mini-szkolenie biznesowe od jednego z popularnych twórców z YouTube'a i TikToka. Kurs kosztował zaledwie 57 zł. Po obejrzeniu czterdziestominutowego nagrania Mrugalski ocenił je jako bardzo słabe i uznał sprawę za zamkniętą. Trzy miesiące później nadszedł jednak nieoczekiwany zwrot akcji.
Dziś rano otrzymałem list polecony od komornika. Hmmm... 15336 zł i 96 gr zaległości. Opłata komornicza 2379 zł, koszt wysłania listu - 228 zł. Odsetki - 529 zł - relacjonuje przedsiębiorca.
Jak przyznaje, początkowo nie miał pojęcia, o co chodzi.
Groźba zajęcia konta i surowe kary
W piśmie komornik poinformował Mrugalskiego - a tak, co kluczowe dla historii, przynajmniej mu się wydawało - że jego konta bankowe zostaną zablokowane. Powołał się przy tym na szereg artykułów Kodeksu karnego. Przedsiębiorca otrzymał siedem dni na odpowiedź. W przeciwnym razie groziła mu kara w wysokości 5 tys. zł.
Szukając wyjaśnienia sprawy, Mrugalski skontaktował się z kancelarią komorniczą. Tam dowiedział się, że został "trzeciodłużnikiem". Okazało się, że komornik ściąga dług od twórcy internetowego, u którego Mrugalski kupił kurs. Poszukując osób, które mogą być dłużnikami YouTubera, natrafił na przedsiębiorcę.
Ściągamy długi z pana XYZ, a Pan jest na liście jego partnerów biznesowych - na jakiej liście?! Ja od niego kupiłem kursik za 57 zł! - Aaaaa... to my nie wiemy, co Pan kupował, ale fakturę Pan brał - relacjonuje swoją rozmowę przedsiębiorca.
Według relacji Mrugalskiego kancelaria komornicza podobne pisma wysłała do wszystkich klientów tego twórcy. Kwoty podane w wezwaniu - ponad 15 tys. zł zaległości - nie mają nic wspólnego z rzeczywistym, niewielkim kosztem kursu.
Zostałeś trzeciodłużnikiem? Trzeba wysłać pismo
Choć sprawa wygląda groźnie, rozwiązanie okazało się zaskakująco proste. "Jeśli odeślę komornikowi oświadczenie, że nie jestem dłużnikiem tego YouTubera, to komornik odstąpi od egzekucji" - wyjaśnia przedsiębiorca.
Mrugalski podkreśla, że otrzymane pismo jest przykładem standardowej procedury, podczas której komornik poszukuje i wzywa potencjalnych dłużników osoby, od której ściąga należności. Zwraca jednak uwagę na niezrozumiały język wezwania, pełen "urzędniczej nowomowy", która może przerażać przeciętnego odbiorcę.
Doradca podatkowy wyjaśnia
Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy inFakt, w rozmowie z money.pl stwierdza, że nie dziwi się emocjom towarzyszącym wpisowi przedsiębiorcy. - To jest istne szaleństwo! Z jednej strony rozumiem konieczność zaspokojenia wierzyciela i ściąganie długu, gdzie tylko się da - stwierdził.
Wyjaśnił też, że instytucja taka jak trzeciodłużnik jest znana w systemie prawnym. - To kontrahent dłużnika, który kupił jego usługi lub nabył towary. Jeśli w sprzedaży mamy termin odroczony, to jakaś szansa, że zanim zapłacę swojemu kontrahentowi, który jest dłużnikiem innego podmiotu, to przeleje pieniądze komornikowi - wyjaśnia.
Jednak w mojej ocenie nie należy tego robić po omacku. Przede wszystkim niezbędna jest weryfikacja tego, czy dany nabywca miał u dłużnika odroczoną płatność. Jeśli nie miał, to jasne jest, że oni nie są "dłużnikami dłużnika". Czyli nie są trzeciodłużnikiem - wyjaśnia ekspert inFakt.pl.
- W konsekwencji nie powinno się do takich osób nawet występować. Po drugie, jak w opisanej historii, pismo i zajęcie winno być adekwatne do ewentualnej kwoty, którą potencjalnie nie zapłaciliśmy. W tym wypadku - 57 zł, a nie kilkanaście tysięcy. Działania wysyłania przez komornika na "hura" pisma to jak strzał kulą w płot. Ściąganie z trzeciodłużnika to koło ratunkowe, wyjątek. A nie podstawowa procedura, która w mojej ocenie jak pokazuje przypadek, powinna być lepiej prawnie zabezpieczona - ocenia Piotr Juszczyk.