"Zły czas dla budowy terminali w Polskich Portach. Najpierw unieważniony przetarg na Terminal BTZ w Gdyni, dziś odwołany przetarg na głębokowodny Agro-terminal w Gdańsku. W naszym kraju to chyba tylko pomniki umiemy budować" - napisał kilka dni temu w serwisie X Przemysław Błażejewski.
Przypomnijmy, że w marcu Ministerstwo Infrastruktury podjęło decyzję o unieważnieniu przetargu na dzierżawę terminala zbożowego w Gdyni. "Musimy dbać i dbamy o bezpieczeństwo naszego kraju, dlatego po zasięgnięciu opinii właściwych służb i organów, decyzja resortu nie mogła być inna" - napisał wówczas wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka.
Teraz odwołano przetarg na dzierżawę głębokowodnego terminala zbożowego w Gdańsku. Przetarg odwołano bez podania przyczyny.
W tym samym czasie wszystkie kraje dookoła nas i nie tylko modernizują, i budują od dawna terminale. W niedługim czasie oddają je do użytku. Tracimy jako kraj szansę na to, aby być jednym z wiodących rynków w rejonie. (...) Każde pół roku-rok opóźnienia ma konsekwencje dla polskich rolników, to powoduje straty. Rządzący tłumaczą to inaczej, ale taki jest efekt - ocenił Błażejewski w Radiu Wnet.
Chaos wokół terminali zbożowych
Ekspert tłumaczył, że o głębokowodnym terminalu w Gdańsku mówi się od 1998 r. Od tego czasu były cztery podejścia do jego powstania i wszystkie spaliły na panewce.
- Terminale głębokowodne obsługują statki o maksymalnej wielkości, które mogą wejść na Morze Bałtyckie. Takimi terminalami dysponują Gdynia i Świnoujście. Historycznie zawsze był plan na to, aby Gdańsk dysponował takim terminalem. Pytanie, czy ten terminal powstanie? - zastanawiał się analityk.
Błażejewski nawiązał też do problemów z dzierżawą terminala w Gdyni, gdzie od dwóch lat nie można wybrać w przetargu nowego dzierżawy na okres 30 lat.
- Ten terminal to dosyć wiekowy obiekt i potrzebne są potężne inwestycje. Nikt, kto podpisze taką umowę, nie będzie prowadzić takich inwestycji, mając umowę na 5-10 lat. To są setki milionów złotych, które trzeba wydać - wyjaśnił.
Błażejewskiego nie przekonują argumenty bezpieczeństwa, o których mówi rząd w kontekście odwołania przetargów.
- Nie przekonują mnie te argumenty. Słyszałem wypowiedź wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka, że jest to w interesie rolników, że chodzi o rację stanu. (...) Mamy spółki z państwowym kapitałem zajmujące się obrotem płodami rolnymi. Spójrzmy na ich wyniki finansowe, sponsorujemy działalność tych spółek, każda z nich miała dziesiątki milionów zł strat. I teraz nagle cudownie będziemy mieli terminale portowe, do których też będziemy dodawali - tłumaczył Błażejewski.
Jego zdaniem, jeśli zachodzi wyższa konieczność, żeby polscy rolnicy czy Krajowa Grupa Spożywcza mieli dostęp do takich terminali, to można to zagwarantować w warunkach przetargu - prywatny operator byłby zobowiązany do wykonania przeładunku.
Natomiast aktualne rozwiązanie powoduje to, że Krajowa Grupa Spożywcza podpisze umowę dzierżawy, a w kolejnym ruchu co zrobi? Nie powoła nowego przetargu na operatora, tylko z wolnej ręki wybierze sobie prywatną firmę, która będzie prowadzić przeładunki. To nie ma nic wspólnego z zasadami konkurencji i wolnego rynku - uznał ekspert.
"Zaledwie" 3,35 mln ton zapasów
Błażejewski dodał, że zdaniem rządu przy odwołaniu przetargów chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe, bo rolnicy nie mają gdzie eksportować zboża. A sami jesteśmy tym zbożem zasypani.
- Sytuacja sprzed 4-5 miesięcy była taka, że polscy rolnicy dusili się tym zbożem. Co się nagle dziś okazuje? Że Polskie młyny i paszarnie kupują pszenicę z Niemiec, Słowacji i Czech. Nasze ministerstwo rolnictwa nie wie, ile w kraju jest zboża. Jakie to bezpieczeństwo żywnościowe, jeśli ministerstwo nie wie, czym dysponujemy? Na jakiej podstawie robią programy pomocowe dla rolników, jeśli nie znają skali potrzebnej pomocy? To wygląda, jakbyśmy nie wiedzieli, co robili lub rzucali na oślep różnymi rzeczami - podsumował Przemysław Błażejewski.
Według analityka Mirosława Marciniaka z firmy InfoGrain "krajowe zapasy zbóż wynoszą zaledwie 3,35 mln ton, co pokrywa 1,5-miesięczne krajowe zapotrzebowanie". "Część z tych zapasów może być jednak niedostępna dla rynku, gdyż silne finansowo gospodarstwa towarowe są przygotowane do składowania nawet do nowego sezonu, obawiając się spadku produkcji i pogorszenia jakości w tegoroczne żniwa (z uwagi na trudne warunki pogodowe)" - napisał na swoim blogu. I dodał: "dlatego już dziś widać zwiększony import pszenicy z Czech. A przy silnej złotówce nie należy wykluczyć przywozu niemieckiej pszenicy w końcówce sezonu (jak już niejednokrotnie w przeszłości bywało)".
Chcesz mieć wpływ na rozwój serwisu money.pl? Weź udział w badaniu