Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zarówno sami politycy, jak i ich zwolennicy, zarzucali nam, że tę czy tamtą obietnicę źle policzyliśmy. Być może. Wcale tego nie wykluczamy. Ale czyja to wina? Nasza czy pomysłodawców, którzy skwapliwie rzucają obietnicami na lewo i prawo, ale już o wiele mniej chętnie przedstawiają dla nich jakiekolwiek obliczenia albo – co też się zdarza – wysyłają w świat sprzeczne komunikaty?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontrowersje wokół licznika obietnic wyborczych
Widzieliśmy to przez te kilka dni od uruchomienia naszego licznika. Weźmy chociażby pierwszą z nowych obietnic Prawa i Sprawiedliwości – program "Przyjazne osiedle". Rząd roztoczył przed nami wspaniałą wizję rewitalizacji bloków z wielkiej płyty – wizję termomodernizacji, wind i garaży. Takich bloków jest w Polsce około 60 tysięcy. Ile można na nie wydać? Dowolnie dużo albo dowolnie mało – zarówno zasięgiem programu, jak i limitami dofinansowania można bowiem sterować. Np. w ramach realizowanego przez Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) programu TERMO wydano w ubiegłym roku 120 mln zł.
Jaką więc kwotę powinniśmy przyjąć w liczniku? Na początek, zanim pojawiły się jakiekolwiek szczegóły, założyliśmy, że kwota z programu TERMO zostanie podwojona. Okazało się, że chybiliśmy, i to bardzo – nie trafiliśmy nawet w tarczę. Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się bowiem, że w pierwszym roku rząd planuje wydać… 5 mld zł. Tak zadeklarował sam premier Mateusz Morawiecki. To niemal 42 razy więcej niż w naszym szacunku.
To nie koniec. Chwilę później minister rozwoju Waldemar Buda oświadczył, że "nie jesteśmy w stanie wydać więcej niż 1 mld zł rocznie na tego typu inwestycje". Komu powinniśmy uwierzyć?
Niedopowiedzenia i niejasności
A jak powinniśmy potraktować takie obietnice jak cięcia w biurokracji? Albo taki jeden ze stu konkretów: "wprowadzimy szeroką ofertę bezpłatnych zajęć pozalekcyjnych w szkole, przeznaczymy dodatkowe pieniądze na zajęcia rozwijające zdolności uczniów i wyrównujące szanse, sport, rozwijanie zainteresowań, zapewnimy pomoc w szkole zamiast korepetycji w domu"? Albo oświadczenie minister finansów Magdaleny Rzeczkowskiej: "Fakt, że w projekcie ustawy budżetowej na 2024 rok nie ma zapisanej tarczy, nie oznacza, że jej nie będzie"?
Zarzuca nam się też (jak czynią to sympatycy Konfederacji), że traktujemy obniżki podatków tak samo, jak "rozdawnictwo", uznając je za koszt. Ale tak właśnie jest. Z makroekonomicznego punktu widzenia obniżki podatków prowadzą do pogorszenia salda finansów publicznych, nawet jeśli z mikroekonomicznego punktu widzenia mają pewne zalety w porównaniu z wydatkami publicznymi. Obniżki podatków są dla finansów publicznych kosztem, tak jak dla gospodarstwa domowego kosztem jest obniżenie dochodów w wyniku zmiany pracy na gorzej płatną.
Samorządowcy rozbili bank
Przez kilka dni, od wtorku 5 września, gdy uruchomiliśmy licznik, wydarzyło się bardzo wiele. Po pierwsze, Bezpartyjnym Samorządowcom udało się zarejestrować jako komitet ogólnopolski, dlatego postanowiliśmy podliczyć ich obietnice. Bezpartyjni Samorządowcy od razu wskoczyliby na pierwsze miejsce – głównie za sprawą pomysłu na "zerowy PIT dla wszystkich". To zdecydowanie najdroższy z dotychczas przedstawionych pomysłów – z tytułu PIT w przyszłym roku budżet państwa i samorządy mają bowiem otrzymać łącznie ponad 180 mld zł. A na tym ich obietnice się nie kończą.
Po drugie, w weekend odbyły się konwencje czterech komitetów: Prawa i Sprawiedliwości, Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy. Najwięcej działo się na dwóch pierwszych z wymienionych. PiS zapowiedziało m.in. emerytury stażowe, których koszt szacujemy na 3,2 mld zł w pierwszym roku i 40 mld zł w ciągu 10 lat. KO przedstawiła "100 konkretów", przy czym część ogłoszona została już wcześniej (m.in. najbardziej kosztowny z pomysłów partii, tj. podniesienie kwoty wolnej od PIT-u do 60 tys. zł). Dodatkowy koszt netto tych obietnic to ok. 30 mld zł rocznie.
W weekend przekonaliśmy się po raz kolejny, że politycy wolą rzucać obietnicami bez pokrycia niż traktować podatników poważnie, mimo że naprawdę wielu ludzi wcale w realizację tych pomysłów nie wierzy. Duża część wyborców jest świadoma, że składane obietnice będą mogły wejść w życie tylko wtedy, gdy zostaną radykalnie podniesione podatki, gdyż nawet zaplanowany przez rząd PiS deficyt na przyszły rok jest zbyt wysoki. A przecież niewielu znajdzie się chętnych, aby płacić np. 30-procentowy VAT.
Marcin Zieliński, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju