- My z żoną mamy do dopłaty "jedynie" 3 tysiące złotych, ale nasi znajomi dostali wezwanie do zapłacenia – uwaga – 18 tysięcy złotych – mówi w rozmowie z money.pl pan Marcin, jeden z wezwanych do zapłaty. Kwota rozłożona jest na kilka faktur. Za każdy półroczny okres rozliczeniowy ma do dopłaty po kilkaset złotych.
"Pana licznik błędnie przeliczał zużycie od 19.02.2016 do 1.12.2020 r. [...] Badanie laboratoryjne potwierdziło, że Pana licznik wskazywał nieprawidłową ilość pobranej energii elektrycznej na co najmniej jednej fazie" – czytamy w piśmie od Tauronu.
Z relacji mieszkańców wynika, że przedstawiciele Tauronu wymieniali im liczniki energii, te stare trafiły – bez ich wiedzy – do analizy. Tam okazało się, że zaniżały zużycie prądu. Teraz Tauron żąda dopłaty za 5-7 lat wstecz.
- Problem w tym, że nikt nas nie informował o zakładaniu liczników czy wysyłaniu ich do laboratorium. Nie wiemy, czy one oszukiwały, czy nie. I kilkadziesiąt rodzin musi dopłacić - mówi nam pan Marcin.
Z relacji, jakie zebraliśmy, wynika, iż dopłaty mają dotyczyć okresu ostatnich 5-7 lat. Pisma z żądaniem dopłaty wysłano 11 marca, termin płatności to 23 marca.
- My nie wiemy, jak długo te liczniki oszukiwały – jeśli rzeczywiście to robiły. Od początku? Czy zepsuły się w którymś momencie? Liczniki co do zasady są własnością firmy energetycznej, my się do nich nie dotykamy. Ale w piśmie są określane jako "państwa liczniki". Czyli jak trzeba je zdjąć, to możemy nawet o tym nie wiedzieć, ale jak są wadliwe, to już są nasze, tak? – pyta nasz czytelnik.
Pan Marcin z żoną zidentyfikowali grupę ok. 30 rodzin w identycznej sytuacji.
- Wygląda to tak, jakby wszystkim w okolicy zamontowano kilka lat temu wadliwe liczniki. My wybudowaliśmy dom i wprowadziliśmy się w 2016 roku, więc nie mieliśmy ewentualnego porównania do okresu wcześniejszego. Ale skoro nasi znajomi z innej miejscowości, w podobnym domu, również we czwórkę, płacą podobnie, to nawet nie podejrzewaliśmy, że nasze rachunki są za niskie – mówi pan Marcin.
Dodaje, że po wymianie licznika prognoza rachunków wzrosła z ok. 190 zł do 320 złotych miesięcznie. Różnica jest więc spora.
Jeden z jego sąsiadów dostał już nawet telefon z działu windykacji, ponaglający go do spłaty należności.
Płacić czy nie?
- Zakładam, że wezwania do zapłaty nie są na etapie procesowym (nie jest to nakaz zapłaty), co oznacza, że odpowiadając na nie klient nie powinien pisać niczego, co może potwierdzać ich zasadność (nawet prosić o rozłożenie na raty), ponieważ może być to traktowane jako uznanie długu. Natomiast analizą liczników powinien zająć się niezależny ekspert, bo dowód w postaci opinii pracownika Tauronu to nie dowód, lecz pogląd – twierdzi Olgierd Rudak, prawnik w zespole TotalMoney.pl.
Dodaje, że nie znając wszystkich aspektów sprawy, trudno wyrokować o tym, kto ma rację. Jest jednak jeden element, który powoduje, że roszczenie w tym przypadku wydaje się niezasadne.
- Roszczenia z tytułu sprzedaży prądu przedawniają się po 2 latach (art. 555 kc w zw. z 544 kc) – mówi Rudak. W przypadku opłaty przesyłowej termin roszczeń może sięgnąć lat trzech. Ale nie okresu 5-7 lat, jak twierdzą mieszkańcy z Twardogóry.
- Bezwarunkowa zapłata utrudni dochodzenie swojego, natomiast jeśli jakaś część jest "względnie bezsporna", można rozważyć zapłatę z zastrzeżeniem dochodzenia zwrotu, ale to tylko w celu uniknięcia odsetek – przypomina Olgierd Rudak.
Pytamy, czy osoby, które dostały pisma z żądaniem zapłaty powinny skorzystać z usług prawnika. Rudak podkreśla, że na pewno nie zawadzi, szczególnie jeśli sprawa trafi do sądu. Tam sprzedawca prądu będzie musiał udowodnić swoje roszczenie, ale klient musi odpowiedzieć na te argumenty.
O wyjaśnienie sytuacji rodzin z Twardogóry poprosiliśmy przedstawicieli Tauronu. Zostaliśmy poinformowani, że sprawa jest badana, jednak na szczegóły będziemy musieli poczekać jeszcze kilka dni. Przedstawiciele Tauronu twierdzą, że do analizy mają sporo dokumentów.