Jak pisze "Bloomberg", powołując się na dyplomatę pragnącego zachować anonimowość, przedstawia zarys tematu, z jakim wystąpi strona polska na specjalnym spotkaniu unijnych ministrów odpowiadających za energetykę w najbliższy piątek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Limit cenowy na importowany gaz do UE?
Dotąd premier Mateusz Morawiecki skupiał się na krytykowaniu unijnego systemu emisji ETS, propozycja, o jakiej pisze "Bloomberg" to coś nowego.
Jak pisaliśmy w money.pl, wyłączenie przez Rosję gazociągu Nord Stream jest elementem szerszego planu Moskwy, który ma na celu podsycać "rosnącą inflację", co ma poważny wpływ na wszystkie przedsiębiorstwa i konsumentów. W reakcji na brak wznowienia tłoczenia gazu ceny w poniedziałek znów mocno podskoczyły.
Unia rozważa kilka opcji, które mają stanowić mechanizm obronny. Na stole są dwie propozycje. Pierwsza zakłada wprowadzenie limitu cenowego i kontroli rynku energii. Wciąż trwają prace nad uszczegółowieniem tego pomysłu. Część państw członkowskich domaga się np. by wprowadzić cenę maksymalną konkretnie dla gazu rosyjskiego. Miałoby to działać w podobny sposób jak cena maksymalna na rosyjską ropę uzgodnioną przez państwa G7.
Drugą propozycją jest podatek od nadmiernych zysków. Zapłacić by go miały elektrownie, które, choć nie korzystają z gazu ziemnego, to czerpią zyski z jego wysokiej ceny. Wszystko przez to, jak skonstruowany jest europejski rynek energetyczny. Cena energii elektrycznej jest ustalana na podstawie najdroższego składnika potrzebnego do jej wytworzenia. Dziś jest nim gaz.
Zgodnie z doniesieniami "Bloomberga", Polska chce znacząco rozszerzyć pierwszą z unijnych opcji. Mowa tu nie tylko o limicie cenowym na rosyjski gaz importowany do Europy, ale o limicie cenowym na gaz importowany do UE ogółem, także LNG. Jak tłumaczyło źródło "Bloomberga", limit cenowy na gaz rosyjski to za mało, by przełamać szantaż energetyczny Kremla.