Narodowy przewoźnik zawarł w 2023 r., jeszcze za rządów PiS, umowę z nieznaną w branży firmą z Uzbekistanu na loty rejsowe do Taszkentu. Samolot miał latać trzy razy tygodniowo, a od kwietnia już cztery razy w tygodniu.
Połączenia reklamowano na stronach rządowych, tymczasem kontrahent okazał się oszustem. Nie wpłacił w terminie depozytu ani przedpłat, w dodatku przysłał fałszywe potwierdzenia przelewów wystawione przez Ambasadę Uzbekistanu w Polsce - czytamy w dzienniku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mimo to pierwszy rejs, z naciągnięciem procedur, doszedł do skutku - zaznacza "Rz", dodając, że "referencje firmie z Uzbekistanu wystawiły uzbeckie i polskie służby dyplomatyczne". M.in. dlatego nie odwołano lotu, obawiając się "skazy na reputacji".
Dziennik dodaje, że nieprawidłowości przy weryfikacji tej umowy wykryło Biuro Compliance działające w PLL LOT. Dlaczego Polsce tak bardzo zależało na stałych lotach do Taszkentu? Był to szczyt "afery wizowej" i prawdopodobnie chciano ściągać pracowników i studentów z Uzbekistanu. Nie bez znaczenia mógł być też lobbing związany z otwarciem filii Collegium Humanum w tym kraju - czytamy.
Krzysztof Moczulski, rzecznik narodowego przewoźnika, potwierdza ustalenia dziennika. "Kontrahent przed realizacją lotów czarterowych miał uiścić na rzecz LOT depozyt pieniężny w wysokości ok. 213 000 USD na poczet zabezpieczenia finansowego zlecenia. Przed pierwszym rejsem LLC FLYING’UP dokonała wpłat w wysokości 43 000 USD oraz przesłała potwierdzone przez Ambasadę Uzbekistanu w Polsce, jak się później okazało - fałszywe, potwierdzenia przelewów o wartości ok. 164 000 USD. Na podstawie ww. potwierdzeń, rejs zrealizowano według harmonogramu" - odpowiada "Rzeczpospolitej" rzecznik PLL LOT.
Jak informuje "Rz", potwierdzeń przelewów nikt nie zweryfikował - nawet w najprostszy możliwy sposób, czyli sprawdzając, czy środki zostały zaksięgowane na koncie.