Właściwie od początku istnienia obostrzeń w Polsce trwa dyskusja, czy rząd ma prawo do ich wprowadzania w sytuacji, gdy nie wprowadza stanu nadzwyczajnego. Dopiero wtedy możliwe jest bowiem ograniczanie swobód obywatelskich.
Na tej podstawie wiele osób nie przyjmuje mandatów za nienoszenie maseczki. Tym bardziej, że taki obowiązek był początkowo wprowadzony jedynie za pomocą rozporządzenia. Sprawy osób, które odmawiały mandatów, lądowały w sądach, a te masowo kasowały mandaty.
Dlatego pod koniec ubiegłego roku rząd postanowił wzmocnić podstawę prawną do wystawiania mandatów za brak maseczki. Obowiązek ten został wpisany do ustawy. Jak się jednak okazuje, w oczach przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości nic to nie zmienia.
O wyroku sądu w tej sprawie pisze serwis innpoland. W środę Kancelaria Adwokacka Magdalena Wilk poinformowała na Facebooku o postanowieniu Sądu Rejonowego w Mińsku Mazowieckim, w którym sąd umorzył postępowanie w sprawie o brak maseczki za czyn po 2 grudnia 2020 r.
Jak czytamy, sąd oparł się na dwóch podstawowych argumentach. Po pierwsze: nakaz noszenia maseczki godzi w konstytucyjną wolność do poruszania się, a zatem powinien być wprost sformułowany w ustawie. Po drugie: ustanowienie generalnego nakazu obowiązującego de facto w całym kraju, a nie na wyszczególnionych obszarach stanowi przekroczenie delegacji ustawowej.
Nie oznacza to oczywiście, że policja przestanie wystawiać mandaty. Nadal trwa akcja wyłapywania osób łamiących obostrzenia. Liczba zakażeń koronawirusem w naszym kraju każdego dnia jest bowiem bardzo wysoka. Brak maseczki może być potraktowany jako wykroczenie, za które grozi mandat karany lub grzywna w wysokości nawet do 30 tys zł.