W kwietniu zeszłego roku resort zdrowia i KGHM kupiły w Chinach dużą partię maseczek ochronnych, które miały posłużyć lekarzom i medykom. Okazało się, że nie posłużą, bo nie spełniały odpowiednich norm.
Sprzęt trafił do Agencji Rezerw Materiałowych (obecnie Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych), jednak nie został nikomu wydany.
– Kancelaria Premiera odpowiadała, że nie wie, co się z nimi stało, a Agencja zasłania się niejawnością zakupów. Nie mamy merytorycznej kontynuacji w sprawie maseczek z Chin. Jak o nie pytaliśmy, to zasłaniali się klauzulą poufności – mówi "Rzeczpospolitej" Witold Zembaczyński z KO, który o losy chińskich maseczek pytał w interpelacji.
Agencja Rezerw Strategicznych, pytana o to, gdzie są maseczki, za które zapłacono 4,86 mln zł, odmawia odpowiedzi.
– Nie komentujemy tych kwestii – mówi "Rzeczpospolitej" Krzysztof Bielak z RARS.
Odpowiedzi unika także prokuratura, która jak podaje dziennik, zabezpieczyła część sprzętu na potrzeby postępowania.
- Mając na względzie dobro prowadzonego postępowania, nie informujemy o poczynionych ustaleniach, jak również szczegółach śledztwa - odpowiada "Rzeczpospolitej" rzeczniczka warszawskiej prokuratury.
Zaginione maseczki, choć nie nadają się do użytku dla medyków, mogłyby być wykorzystane w inny sposób. Na przykład w województwach, w których dochodzi do największej liczby zakażeń.
W zeszłym tygodniu na teren Warmii i Mazur oraz Pomorza, czyli regionów, w których panuje najtrudniejsza sytuacja epidemiczna, trafiły maseczki, które miały być bezpłatnie rozdawane mieszkańcom.
Jak podaje olsztyńska "Gazeta Wyborcza", sprzęt był jednak przeterminowany. W lutym maseczkom skończył się półroczny termin przydatności.
RARS zapewnia, że maseczki są pełnowartościowe. Jak twierdzi Agencja, producent na początku miał czasowy certyfikat, który później został przedłużony. Nie zmieniono tylko daty na opakowaniach.
Przeterminowane maseczki mają wrócić do magazynów. Nie wiadomo, co się z nimi stanie.