Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
W trudnej sytuacji są zwłaszcza osoby, które budują dom posiłkując się kredytem hipotecznym. W takiej sytuacji znalazło się małżeństwo Kasi i Tomka z Warszawy, którzy planowali budowę własnego domu. Wystąpili do banku o kredyt i wybrali wykonawcę, z którym podpisali kilka miesięcy temu wstępną umowę.
- Staranie się o kredyt trochę trwało, bank żądał od nas wielu dokumentów, ale w końcu go dostaliśmy. Cieszyliśmy się, że wreszcie zbudujemy dom, o którym marzyliśmy i który długo planowaliśmy - mówią w rozmowie z money.pl.
Niestety, gdy skontaktowali się z wykonawcą, aby podpisać ostateczną umowę, dowiedzieli się, że obecne koszty budowy ich domu są dużo wyższe, a cena na którą się wówczas umówili jest dzisiaj nierealna, zaś głównym powodem jest wzrost cen materiałów budowlanych. - Musieliśmy zrezygnować, nie mamy dodatkowych środków, ani zdolności kredytowej, aby poprosić bank o więcej - mówią zrezygnowani.
Wykonawcy tłumaczą się tym, że w swoich kontraktach muszą uwzględniać wzrost cen, bo inaczej zaczną dopłacać do inwestycji.
- Kontrakty budowlane podpisuje się zwykle dużo wcześniej. Tymczasem jeden z moich inwestorów, z którym podpisałem umowę półtora roku temu, nie chce teraz waloryzować ceny kontraktu, mimo że budowa trwa, a ceny materiałów poszły w górę. Jeżeli się z nim nie dogadam będę musiał dołożyć z własnych środków do tej inwestycji - skarży się Bogdan, właściciel firmy wykonawczej, w rozmowie z money.pl.
O rosnących cenach materiałów budowlanych pisaliśmy niejednokrotnie. Jednak zdaniem ekspertów, obecnie ten problem zaczyna się przekładać na coraz poważniejsze problemy, zarówno firm wykonawczych, jak i inwestorów.
- W okresie rekordowych wzrostów cen materiałów budowlanych, takich jak stal, drewno, styropian, które od początku roku podrożały o kilkadziesiąt do nawet kilkuset procent, waloryzacja umów zaczyna nabierać znaczenia - uważa dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Jego zdaniem problem w mniejszym stopniu dotyczy jednak firm wykonawczych, realizujących projekty na zlecenie prywatnych inwestorów, którzy częściej przychylają się do próśb wykonawców o renegocjację warunków. Mniej elastyczne podejście wykazują inwestorzy publiczni i samorządowi oraz spółki z dominującym udziałem Skarbu Państwa. W zamówieniach publicznych dominują długoterminowe kontrakty nierzadko ze sztywnym wynagrodzeniem ryczałtowym.
- Trudności z utrzymaniem dodatniej rentowności kontraktów publicznych realizowanych przez dużych wykonawców przenoszą się na mniejsze firmy podwykonawcze, które są najbardziej wrażliwe na zaburzenia płynności finansowej. Co więcej, dochodzą do nas niepokojące sygnały, że np. samorządy próbują obwarować mechanizm waloryzacji tyloma warunkami, że umowne waloryzowanie wynagrodzenia wykonawców jest w praktyce niemożliwe - dodaje dr Damian Kaźmierczak.
Zbigniew Janowski, przewodniczący Związku Zawodowego "Budowlani" uważa z kolei, że galopujący wzrost cen odbija się nie tylko na wykonawcach, ale także ich pracownikach. - Ceny rosną dosłownie z dnia na dzień. W dodatku nie wiadomo, jak długo to będzie trwało. Stwarza to poważny problem, bo powoduje, że firmy budowlane zaczynają mieć kłopoty z płynnością finansową - komentuje.
Jego zdaniem inwestorzy, zwłaszcza państwowi, mimo wzrostu cen, nie chcą negocjować kontraktów. - Dzieje się to ze szkodą dla firm budowlanych, a zwłaszcza ich pracowników, w efekcie te firmy popadają w kłopoty - dodaje Zbigniew Janowski.
Radosława Sekunda, rzeczoznawca budowlany z Polskiej Izby inżynierów Budownictwa, właściciel biura inżynierskiego, uważa, że sytuacja jest zwłaszcza trudna dla generalnych wykonawców lub inwestorów, którzy nie są w stanie zainwestować w zakup większej ilości materiałów, aby magazynować je do czasu, aż będą potrzebne.
Wolą zejść z budowy lub zapłacić karę
Zdaniem dr Łukasza Bernatowicza, wiceprezesa BCC, eksperta w dziedzinie prawa budowlanego i zamówień publicznych, obecnie powtarza się sytuacja z 2012 roku. Wówczas rosły ceny materiałów budowlanych i robocizny w związku z budową inwestycji na Euro 2012. - Teraz przyczyna wzrostu cen jest inna, ale historia się powtarza. Wiele kontraktów, które obecnie są realizowane, podpisanych zostało wiele miesięcy temu. Nie mogą być więc dokończone na warunkach zapisanych w umowie z powodu wzrostu cen - wyjaśnia.
Jego zdaniem duże firmy są jednak w nieco lepszej sytuacji, bo mogą liczyć na waloryzację cen, która jest przewidziana w znowelizowanej ustawie o zamówieniach publicznych. Jednak przeciętny Kowalski, który buduje dom, nie może na to liczyć.
- Obecnie realizowanych jest jednak wiele inwestycji, w tym np. drogowych, które były rozpoczęte przed wprowadzeniem zapisu o rewaloryzacji do ustawy o zamówieniach publicznych. W takiej sytuacji wykonawcy wolą nawet zejść z budowy lub zapłacić karę umowną, niż kończyć inwestycję, bo wiedzą, że dokończą ją wówczas z ogromną stratą - dodaje Łukasz Bernatowicz.
Może to wywołać efekt domina. - Wykonawcy przestają płacić swoim podwykonawcom, a ci z kolei nie płacą swoim pracownikom. To może spowodować szereg upadłości, podobnie jak 2012 roku. Obecnie jesteśmy w przededniu takich problemów - ostrzega ekspert BCC.
Dodaje, że do tych problemów dochodzi coraz większa presja w budownictwie na wzrost płac. - Dodatkowo mamy wyższą inflację w porównaniu z poprzednimi latami i problem braku rąk do pracy w budownictwie. Szacuje się, że w budownictwie brakuje ok. 100 tys. ludzi - informuje.
Jego zdaniem kumulacja obecnych problemów nastąpi jednak w przyszłym roku. - Wówczas będzie kończyła się perspektywa wykorzystania unijnych środków dla inwestycji, które trzeba będzie rozliczyć. Wiedzą o tym wykonawcy i będą używać tego, jako argumentu do negocjacji - podsumowuje Łukasz Bernatowicz.