Polskie media w czwartek przystąpiły do protestu mającego wymóc na politykach wprowadzenie zmian w ustawie dotyczącej prawa autorskiego i ochrony tworzonych przez dziennikarzy treści wykorzystywanych przez gigantów technologicznych.
"Władza nie powinna kupować przychylności mediów, media z władzą robić dwuznacznych interesów a big techy wykorzystywać autorów i wydawców. Jest o czym rozmawiać. Zapraszam wspólnie z Małgorzata Kidawa-Błońska organizatorów protestu do centrum "Dialog", środa, godzina 13" - napisał w sobotę premier Donald Tusk na platformie X.
Wydawcy oraz dziennikarze polskich mediów - łącznie ponad 350 tytułów gazet i portali lokalnych, w ramach jednodniowej akcji protestacyjnej, wystosowali w czwartek apel do polityków, by zmienili uchwalone w Sejmie niekorzystne dla mediów przepisy prawa autorskiego i praw pokrewnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To miło, Panie Premierze, że w sobotę wstał Pan z tą myślą. Nie rozumiem tylko dlaczego nie mógł Pan wsłuchać się w ten głos twórców przed ostatnim posiedzeniem Sejmu i po prostu zagłosować za poprawkami Lewicy. Ale można jeszcze naprawić ten błąd i poprzeć je w Senacie!" - tak na platformie X odpisała premierowi posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska.
Dziennikarka Jolanta Ojczyk zwraca także premierowi uwagę na terminy.
Media protestują. Oto gdzie jest problem
Czego dokładnie dotyczy problem? "Redakcje obecnie, w większości, żyją w Polsce z reklam - i było to możliwe dzięki Polakom, milionom czytelników. My piszemy i wyświetlamy reklamy, a Polacy dostają informacje za darmo. Jest to o tyle ważne, że oba te aspekty - wolność dostępu do informacji i mediów, ale i darmowy do nich dostęp - są jednym z podstawowych warunków prawidłowego funkcjonowania demokracji" - wyjaśnił w środę Michał Wąsowski, zastępca szefa redakcji money.pl.
Zaznaczył, że przez lata model ten był w miarę stabilny, ale kilkanaście lat temu na scenę weszły tzw. big techy, czyli wielkie korporacje, których giełdowa wartość wynosi po 1-2 biliony dolarów i jest kilkukrotnie większa niż całe PKB Polski.
"Big techy zaczęły wchodzić tylnymi drzwiami na rynek medialny jako pośrednicy - tu najważniejszą rolę pełni właśnie Google. Gigant korzysta z treści wydawców, ale nie musi za nie wydawcom płacić. Zarabia na nich, ale nie ma w związku z tym żadnych zobowiązań (...). Przez wiele lat media godziły się na to, bo prawidłowe pozycjonowanie w Google - w wyszukiwarce, a potem także w tak zwanym Discoverze czy Wiadomościach Google - przynosiło mediom Czytelników. Google odsyłał do nas, dzięki czemu docieraliśmy z naszymi treściami do większego grona osób" - napisał Michał Wąsowski.
I zaznaczył: "Od kilku lat jednak Google kawałek po kawałku ogranicza to zjawisko - wypluwa wyniki, kawałek tekstu, na podstawie treści z mediów. I zarabia na reklamach, które tam wyświetla".