Nowelizacja ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia gwarantuje, że od 1 lipca minimalne płace w szpitalach i przychodniach dla personelu etatowego mają wzrosnąć od 17 do 41 proc. "Minimalna pensja lekarza wynosi teraz 8,2 tys. zł, a pielęgniarki po studiach magisterskich i specjalizacji - 7,3 tys. zł" - czytamy w dzienniku.
Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wyliczyła, że w przyszłym roku państwa wyda na podwyżki medyków 18,5 mld zł. Minimum.
"Ta kwota będzie jeszcze wyższa, bo minimalna pensja w ochronie zdrowia (ustawa w tej sprawie weszła w życie w lipcu) jest powiązana ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce. To zaś – w związku z inflacją – na pewno będzie rosło" - pisze "DGP".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dodatkowych pieniędzy na zdrowie nie wystarczy dla wszystkich
W ramach Zespołu Trójstronnego ds. Ochrony Zdrowia, które działa przy Ministerstwie Zdrowia, a wchodzą w jego skład przedstawiciele rządu, pracowników służby oraz pracodawców, ustalono, że "wzrost nakładów publicznych na ochronę zdrowia od 2023 r. powinien być dzielony po połowie". Jedna część na wynagrodzenia, druga na poprawę dostępu do leczenia.
To oznacza, że więcej niż połowa z dodatkowych pieniędzy w przyszłym roku na ochronę zdrowia Polska przeznaczy na wyższe wynagrodzenie medyków. Kosztem pacjentów, choć należy pamiętać, że brak podwyżek pogłębia braki kadrowe w szpitalach. Chyba że znajdą się dodatkowe środki w budżecie.
"Jeżeli rząd chciałby utrzymać podział środków na pensje i wzrost dostępności po równo, musiałby albo zwiększyć nakłady publiczne na ochronę zdrowia (np. poprzez dotację z budżetu państwa do NFZ), albo zabrać szpitalom znaczącą część środków, którymi teraz dysponują" – komentuje dla "DGP" Wojciech Wiśniewski, członek Zespołu Trójstronnego.