Dziennik przypomina, że jednym z elementów reformy planowanej przez Ministerstwo Edukacji Narodowe w 2026 r. ma być przedłużenie nauczania przyrody w szkole podstawowej o kilka lat. Zastąpiłaby ona biologię, chemię i geografię, a może też fizykę na najwcześniejszym etapie nauczania. Dziś przyroda jest tylko w klasie IV.
Informacja o szykowanych przez MEN zmianach wywołała spore poruszenie wśród nauczycieli.
Związek Nauczycielstwa Polskiego mówi wprost, że zawsze takie zapowiedzi wiążą się z obawą o miejsca pracy dla nauczycieli - bo, jak przyznają, o ile może to ułatwiać łatanie etatów w dużych miastach, o tyle w przypadku mniejszych miejscowości sprawa może być o wiele bardziej skomplikowana - informuje "Rz".
Mam czasami wrażenie, że te zmiany są projektowane z myślą o dużych miastach. Bo o ile np. w Warszawie są kłopoty z kadrą nauczycielską, zwłaszcza nauczycielami przedmiotów ścisłych, o tyle już na Podkarpaciu nauczycieli bywa nadmiar - komentuje w "Rzeczpospolitej" Karol Dudek-Różycki z Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
On sam jest zwolennikiem połączenia tych przedmiotów, jednak zastrzega, że trzeba uważać, by na tych zmianach nie stracili ani uczniowie, ani nauczyciele.
Ekspert zaznacza, że nie może być więc mowy o tym, że lekcji przyrody będzie mniej niż likwidowanych przedmiotów. Przykładowo: obecnie na Mazowszu - mimo rozpoczęcia roku szkolnego - poszukiwanych jest wciąż 18 biologów, 19 chemików, 17 geografów i aż 28 fizyków - wskazują dane banku ofert pracy dla nauczycieli. Przeważnie są to wakaty w Warszawie i to w niepełnym wymiarze czasu pracy.
Jak zwracają uwagę dyrektorzy szkół, jest im trudno znaleźć np. fizyka, który zechce pracować cztery godziny w tygodniu, muszą posiłkować się emerytami. Dla porównania, w szkołach na całym Podkarpaciu brakuje dwóch fizyków, tyle samo biologów, jednego chemika. Ofert dla geografów w tym rejonie Polski nie ma" - czytamy w "Rz".
Gazeta zaznacza, że by uczyć przyrody, nauczyciele prawdopodobnie będą musieli uzyskać dodatkowe kwalifikacje, choć część osób już je ma, ponieważ uczyli przyrody w gimnazjach. ZNP zapowiada, że o rozwiązania dotyczące przyrody będzie pytał MEN na spotkaniu w tym tygodniu.
Przyroda do VII klasy, czyli więcej nauki praktycznej
Czy zamiana poszczególnych przedmiotów na jedną przyrodę to dobre rozwiązanie?
Wydaje się, że jeśli przyroda będzie do VI czy VII klasy w wymiarze nie dwóch a czterech, a nawet sześciu godzin lekcyjnych, to może być to z korzyścią dla ucznia. Pod warunkiem że lekcje te będą połączone w bloki, a nauczyciele będą mieli na nich szanse realizować projekty i przeprowadzać doświadczenia. Ważne też, by nie koncentrowały się one wyłącznie na biologii czy chemii, ale poruszały także zagadnienia z zakresu geografii społeczno-ekonomicznej - podkreśla dziennik.
Jednak gdyby w ósmej klasie zamiast przyrody pojawiły się poszczególne przedmioty, to byłby jeszcze większy problem z nauczycielami, niż jest obecnie. MEN dużą reformę oświaty planuje na 2026 r. Ma być więcej nauki praktycznej, więcej wspólnych działań i projektów. Zintegrowanie przedmiotów przyrodniczych pewnie wpisuje się w tę filozofię - zauważa "Rz".