Michał Kołodziejczak dał się poznać jako niepokorny działacz na rzecz rolników i wsi. Dziś jako poseł z ramienia Koalicji Obywatelskiej nie szczędzi uwag do poselskiego projektu ustawy, która przy okazji zamrażania cen energii miała uwolnić energetykę wiatrową w Polsce. Okazuje się, że przepisy dotyczące stawiania turbin wiatrowych mają zostać wyłączone z ustawy zamrażającej ceny prądu i złożone w Sejmie jako nowy, odrębny projekt.
Jak pisaliśmy w money.pl, PiS momentalnie wykorzystał propozycję uznania budowy elektrowni wiatrowych za inwestycje celu publicznego, by rozpętać burzę, którą nazwał "aferą wiatrakową".
- Są to inwestycje co najmniej uciążliwe - przyznaje w rozmowie z money.pl Kołodziejczak. - Choć wszyscy mamy świadomość, że zielona energia jest bardzo potrzebna, to diabeł tkwi w szczegółach, o które musimy zadbać, by nie popełnić kolejnych błędów - zaznacza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kołodziejczak obnaża strategię PiS
Jak przekonuje, politycy Zjednoczonej Prawicy nie przepuszczą okazji, aby podgrzać atmosferę wokół wiatraków. - Ludzie mają "syndrom powrotu" do tematu, który już raz wywoływał emocje. Te zaś łatwo kanalizować. I to właśnie próbuje robić PiS - zauważa.
Uruchomią oddolne grupy i będą podbijać bębenek, wykorzystując każdą nieścisłość czy potencjalne zagrożenie dla własnych celów. Nie możemy im dać tak celnej amunicji do rąk. Nie krytykuję, chcę jedynie rozbroić tę minę, wskazując wszelkie potencjalne pułapki - zaznaczył Kołodziejczak.
"Mamy nauczkę"
Według Michała Kołodziejczaka temat będzie stale budził emocje. - Jeśli odpowiadamy na sprzeciw społeczny, to dobrze, bo ludzie muszą wiedzieć, że jest możliwa debata - zaznaczył.
Dodał jednak, że ustawa musi być uszczegółowiona, aby zabezpieczała interes ludzi.
- Znam wiele z tych krytycznych argumentów, bo sam doświadczyłem problemów związanych z bliskością wiatraków. Przez okno widzę elektrownię i nie jest to najszczęśliwszy widok - przyznał w rozmowie z money.pl.
Odniósł się również do wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, który grzmiał, że na skutek tej ustawy, nie tylko właściciele domów i działek będą wywłaszczani, ale również rolnicy.
Wywłaszczanie to właśnie jeden z tych rozdmuchanych niuansów, na które nie możemy sobie pozwolić, bo dajemy naładowaną broń przeciwnikom. Mamy nauczkę. Wywłaszczania nie będzie. O to mogą być spokojni właściciele domów, działek, jak i rolnicy - zaznaczył Kołodziejczak.
Pułapki ustawy wiatrakowej
Według lidera Agrounii hurraoptymizm jest w tym przypadku równie niebezpieczny, jak oportunistyczny sprzeciw. Jego zdaniem potrzebna jest uczciwa kalkulacja i rozsądek.
- Problemem jest choćby infrastruktura, która powstaje przy okazji, na przykład kable. Państwo musi zadbać o interes społeczności, bo prywatni inwestorzy tego nie zrobią. Jeszcze jako radny w gminie spotkałem człowieka, któremu oferowano jakieś niewielkie pieniądze, około 9 tys. zł, za to, by pozwolił firmie wejść na jego działkę i położyć przez nią kable. To absolutnie nieakceptowalna kwota. Po negocjacjach tę kwotę udało się dostosować do rynkowych warunków - przytoczył przykład.
Jego zdaniem to niejedyny problem, z którym trzeba się zmierzyć. - Jest jeszcze kwestia, gdzie i jak się zakopuje te kable. Były one m.in. wkopywane w ciągu dróg gruntowych, uniemożliwiając ich późniejsze utwardzenie, albo tuż przy zbudowanych już drogach, powodując niszczenie jezdni. Nie można zapominać, że takie kable czy bliskość wiatraków wpływają na wartość nieruchomości. Kiedy miejscowości będą obudowane elektrowniami, ograniczona zostanie rozbudowa wsi i miasteczek. Trzeba to brać pod uwagę - podkreślił.
Kołodziejczak zauważył, że jeśli ktoś zgadza się na mieszkanie w okolicy farmy wiatrowej, musi mieć pewność, że jego interes został zabezpieczony.
Jeśli chcę występować w obronie ludzi, to nie mogę nie mówić o tych sprawach, na które już teraz - podczas prac - trzeba zwrócić uwagę - podkreślił się Kołodziejczak.
Jak zaznaczył, wiatraki są bardzo różne - duże, małe, starego typu i nowe. PiS zaś wprowadzając przepisy w 2016 r, potraktował je wszystkie jednakowo. Zaznaczył, że takie rozwiązania nie są uczciwe, ponieważ faworyzują wielkie budowle.
- Nie możemy sobie pozwolić na błędy PiS. Uzależnienie odległości od poziomu generowanego przez nie hałasu ma sens, ale trzeba szczegółowo ustalić normy mierzenia natężenia dźwięku. Byłem świadkiem takich działań, inaczej dźwięk rozchodzi się w gęstym powietrzu, przy zachmurzonym dniu, a inaczej w słoneczny poranek. Nie można tego zostawić na żywioł - przekonuje.
Kołodziejczak narazi się kolegom?
Pytany o to, czy przypadkiem nie narazi się kolegom z przyszłego rządu swoimi wypowiedziami, podkreślił, że takich obaw nie ma.
- Nie boję się, że zostanę uznany za przeciwnika czy krytyka - zapewnił. - Jestem w stałym kontakcie z Borysem Budką i innymi posłami. Moje zdanie na ten temat jest dobrze znane. Dyskusja to coś oczywistego, a teraz jest ku temu czas. To, co nas odróżnia od PiS, to że nie ma tu "zamordyzmu". Doceniany jest ten głos - przekonuje w rozmowie z money.pl.
- Mówię, co myślą ludzie. Lepiej dziś przygotować dobre prawo, niż nie przewidzieć skutków, które odbiją się nam czkawką - podkreślił.