W ekonomicznym przeciąganiu liny między Pekinem a Brukselą i poszczególnymi stolicami ważna jest zarówno wojna w Ukrainie, jak i "wojna" w sektorze motoryzacyjnym.
Chińskie inwestycje bezpośrednie w Europie spadły do najniższego poziomu od 2010 r. – wynika z raportu Rhodium Group, który opisuje stan do 2023 r. Wartość inwestycji podmiotów pochodzących z Chin w państwach UE oraz Wielkiej Brytanii wyniosła w 2023 r. 6,8 mld euro wobec 7,1 mld euro w 2022 r. W wartościach realnych jest to oczywiście mniej niż w 2010 r., bowiem od tego czasu mieliśmy przecież do czynienia z inflacją.
Ważna uwaga – termin "bezpośrednie inwestycje zagraniczne" (BIZ) oznacza takie inwestycje, które dokonywane są w celu przejęcia kontroli nad danym przedsiębiorstwem lub utworzenia firmy od zera, by prowadzić zyskowną działalność. BIZ odróżnia się od tzw. "inwestycji portfelowych", które polegają na zakupie mniejszościowego pakietu akcji lub udziałów, w celu późniejszej odsprzedaży z zyskiem lub czerpania korzyści z dywidendy, ale bez kontroli nad daną firmą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chiny mniej przejmują w Europie
Na ogólny wynik 6,8 mld euro składa się mocny spadek wartości fuzji i przejęć z udziałem chińskiego kapitału o 58 proc., do 1,5 mld euro. Jednocześnie mocno wzrosła wartość inwestycji prowadzonych przez Chińczyków w Europie od podstaw (tzw. "greenfield"), która wzrosła w 2023 r. o 78 proc., do 5,3 mld euro.
Doszło więc do wyraźnego przetasowania w strukturze chińskich inwestycji w UE i Wielkiej Brytanii – do 2022 r. za znaczącą większość odpowiadały przejęcia europejskich firm. Przykładowo, w rekordowym 2016 r., gdy wartość chińskich inwestycji sięgnęła 47,5 mld euro, fuzje i przejęcia miały w tej kwocie aż 97-procentowy udział.
Obecnie znaczna część chińskich inwestycji bezpośrednich dotyczy budowanych od podstaw fabryk baterii do samochodów elektrycznych. To właśnie podmioty z tego segmentu zajmują cztery pierwsze miejsca na przygotowanej przez analityków Rhodium Group liście największych inwestycji Chińskiej Republiki Ludowej w Europie. Są to:
- fabryka baterii CATL w Debreczynie na Węgrzech (7,5 mld euro),
- fabryka baterii AESC w Douai we Francji (2 mld euro), projekt realizowany wspólnie z Renault Group,
- fabryka baterii CATL w Erfurcie w Niemczech (1,7 mld euro),
- fabryka baterii Huayou Cobalt w Ács na Węgrzech (1,3 mld euro).
Bateryjną piątkę uzupełnić można o fabrykę aut elektrycznych Volvo (które jest kontrolowane przez chińskie Geely) w Koszycach na Słowacji (1,2 mld euro). Wśród pozamotoryzacyjnych chińskich inwestycji bezpośrednich w Europie znajdziemy m.in. centrum danych TikToka w Irlandii (439 mln euro), brytyjskiego producenta AGD Morphy Richards (187 mln euro) czy holenderskiego producenta gier mobilnych Youda Games (148 mln euro).
Przejęcia te są jednak dalekie od inwestycji, których Chińczycy dokonywali w poprzedniej dekadzie. We wspomnianym rekordowym 2016 r. inwestorzy z Państwa Środka przejęli m.in. niemieckiego producenta robotów Kuka za 4,4 mld euro. Chińska Midea zapłaciła inwestorom za spółkę z Augsburga o 36 proc. więcej od jej ówczesnej wartości giełdowej, wobec czego "wrogie" przejęcie było w tym wypadku bardzo zyskowne.
Węgry liderem w pozyskiwaniu chińskich inwestycji
O ile w latach poprzednich większość chińskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych koncentrowała się w krajach "wielkiej trójki" (Niemcy, Wielka Brytania, Francja), o tyle teraz pierwsze skrzypce odgrywa nawet nie tyle Europa Środkowa, co po prostu same Węgry.
"Bratankowie" (o ile w obecnych realiach to określenie nadal obowiązuje) przyciągnęli w 2023 r. 44 proc. chińskich inwestycji w Europie, ponad dwukrotnie więcej niż w 2022 r. Dla porównania, reszta regionu, obejmująca Polskę, Austrię, Czechy, Słowację i Słowenię, odpowiadała zaledwie za 6 proc., wspomniana wielka trójka za 35 proc., a reszta UE za 15 proc.
Jak wylicza Rhodium Group, "w latach 2012-2021 średnia wartość chińskich inwestycji na Węgrzech wynosiła 89 mln euro, po czym w 2022 r. pozycja ta wzrosła do 1,5 mld euro, a w 2023 r. do 2,99 mld euro". Rzecz jasna pierwsze skrzypce odgrywały wspomniane wyżej fabryki baterii do samochodów elektrycznych. Jest to jednak także wyraz ogólnego trendu, w ramach którego rządzący Węgrami Victor Orban stawia na chińskie inwestycje przemysłowe oraz tanią energię z Rosji.
W tym kontekście nie można zapominać o tym, że przez lata Węgry umacniały swoją pozycję w sektorze motoryzacyjnym, głównie jako dostawca dla zachodnich marek, w tym niemieckich: Mercedesa, BMW czy Audi.
Wielkim znakiem zapytania związanym z chińskimi inwestycjami w Europie pozostaje wpuszczenie na Stary Kontynent fabryk samochodów z napędem elektrycznym, co jest nierozerwalnie związane z unijnymi cłami na pojazdy produkowane w Chinach oraz odpowiedzią Pekinu na działania UE. W grze są także interesy europejskich gigantów motoryzacyjnych, dla których Chiny z jednej strony stanowią konkurencję w elektromobilności, ale jednocześnie pozostają rynkiem zbytu oraz miejscem lokowania fabryk.
Nie tylko motoryzacja
Chociaż elektromobilność odpowiada za znaczną większość chińskich inwestycji w Europie, to kapitał zza Wielkiego Muru trafia także do innych sektorów. Na drugie miejsce wysuwa się ochrona zdrowia, głównie w zakresie farmaceutyki i biotechnologii oraz urządzeń medycznych. W tym obszarze największą inwestycją w 2023 r. było przejęcie za 143 mln euro niemieckiej firmy Diasys Diagnostics, dostarczającego produkty dla laboratoriów diagnostycznych.
W obszarze ochrony zdrowia Chińczycy raczej omijają Polskę i inne kraje z naszego regionu – ich inwestycje w UE koncentrują się na Niemczech, Irlandii, Hiszpanii czy Finlandii. Podobnie rzecz ma się z inwestycjami w segment dóbr konsumpcyjnych czy rozrywki. W tym ostatnim obszarze bryluje chiński Tencent, który ostatnio zainwestował też we wrocławski Techland (to przejęcie zostanie wykazane dopiero w danych za 2024 r.).
Na koniec warto wspomnieć też o chińskich inwestycjach, które w ostatnich latach nie doszły do skutku w wyniku braku zgody europejskich regulatorów. Rhodium Group na swojej liście wymienia m.in. przykłady z Niemiec czy Wielkiej Brytanii, gdzie Chińczykom nie udało się przejąć spółek z branży kosmicznej czy półprzewodników. Wiele tego rodzaju spraw nie ogląda jednak światła dziennego, wobec czego skala tego zjawiska może być większa.
W przyszłości Europa może zapalać Chinom czerwone światło częściej, ze względu na toczące się prace nad regulacjami dotyczącymi sprawdzania nowych inwestycji m.in. pod kątem bezpieczeństwa strategicznego, łańcuchów dostaw i pomocy publicznej w krajach trzecich, a także czynników takich jak ochrona środowiska oraz poszanowanie praw człowieka. O ile chiński przemysł jest coraz bardziej innowacyjny i konkurencyjny wobec europejskiego, to pod względem wyższych wartości na linii Chiny-Europa wciąż istnieją duże różnice.
Michał Żuławiński, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych