Dla rządu PiS zapowiadał się trudny wrzesień. Tuż przed wyborami do parlamentu politycy rządzącej partii mieli zmagać się ze strajkami, protestami czy licznymi manifestacjami. Rozważało je tak wiele środowisk, że przynajmniej w teorii wydawało się, że protestować będzie "pół Polski", a manifestujące osoby miały być – łącznie – liczone w milionach. Powietrze z nadmuchanego jeszcze przed wakacjami balonika szybko uleciało. Póki co na ulicach cisza, a rząd w najlepsze może jeździć po kraju, kontynuując kampanię wyborczą bez obaw o to, że napotka na blokady oburzonych.
Nauczyciele, taksówkarze, rolnicy, górnicy, lekarze-rezydenci czy pracownicy socjalni. Oni wszyscy zapowiadali odrębne strajki, część planowała nawet zorganizowanie wspólnej akcji protestacyjnej. Jednak od miesięcy słyszymy od przedstawicieli tych środowisk, że wciąż zastanawiają się nad formą protestu, nad tym, co robić i czy w ogóle coś organizować. Jedni zasłaniają się trwającym dialogiem ze stroną rządową, inni zrzucają to na karb natłoku obowiązków i czekania na bardziej odpowiedni moment.
Szef ZNP Sławomir Broniarz zapowiedział właśnie, że związek wydłuża czas sondażu, w którym nauczyciele będą mieli wypowiedzieć się co do formy protestu. - Jeśli opowiedzą się za strajkiem, to najpewniej zostanie on odwieszony dopiero po wyborach – powiedział w Radiu ZET Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Jak zapewnia, to w związku z trudami nowego roku szkolnego, w którym to lekcje rozpoczynają dwa roczniki, szkoły są przeładowane, a dyrektorom brakuje nauczycieli.
A co planują rolnicy? - Są powody, by bardzo mocno naciskać na rządzących. Jednak teraz spokojnie czekamy, zwracając uwagę na obecną sytuację i okres przedwyborczy. Nie planujemy teraz akcji protestacyjnych. Jeśli już, to po wyborach, chociaż niczego nie wykluczamy, ale działania spotęgujemy raczej po tym okresie – mówi w rozmowie z money.pl Michał Kołodziejczak z AGROunii, lider protestów rolników, a obecnie szef partii Zgoda.
Lekarze i lekarze-rezydenci? - Żadnych manifestacji. W sierpniu rozpoczęła się akcja dotycząca wypowiadania klauzuli "Opt-Out" (w ramach akcji 1 lekarz = 1 etat – przyp.), czyli ograniczenie pracy do norm powszechnych, to jest 48 godzin w tygodniu z nadgodzinami. Nie szykujemy nic spektakularnego jak akcja protestacyjna czy demonstracja. Ten protest ma doprowadzić do tego, by lekarze nie łatali dziur (w grafiku – przyp.) – mówi w rozmowie z money.pl Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, przy którym działa też Porozumienie Rezydentów.
O protest taksówkarzy zapytaliśmy Rafała Piotra Jurka, jednego z liderów kwietniowego strajku tego środowiska, i - jak się okazało - byłego już przewodniczącego mazowieckiego NSZZ "Solidarność". - Z tego, co wiem, na razie trwają pertraktacje z rządem, więc protest nie jest teraz planowany – mówi money.pl Rafał Piotr Jurek. Jak dodaje, on sam zmienił pracę i nie jestem już taksówkarzem oraz nie działa w taksówkarskiej "Solidarności".
Górnicy z Polskiej Grupy Górniczej wciąż rozmawiają z rządem w sprawie podwyżek. W liście przesłanym do ministra energii twierdzą, że "sytuacja staje się coraz bardziej napięta i może się wymknąć spod kontroli". Chcą też, by Krzysztof Tchórzewski objął negocjacje osobistym nadzorem. W tym tygodniu mają zdecydować "co dalej", ale o akcji protestacyjnej na razie mowy nie ma.
To samo z pracownikami socjalnymi. Przed wakacjami odgrażali się strajkiem włoskim i paraliżem rozpatrywania wniosków o 500+ i 300+. Jednak teraz czekają na rezultat rozmów ze stroną rządową. A w międzyczasie – zamiast organizować manifestację czy szerszy protest – szykują pytania do polityków, które będą dotyczyły ich planów i stanowisk w zakresie polityki społecznej i warunków zatrudnienia. "Chcemy, by przed wyborami każda siła polityczna w Polsce wypowiedziała się w sprawach nam bliskich i dla nas ważnych" – czytamy w komunikacie Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
PiS ma z górki
Kampania wyborcza w cieniu protestów mogłaby być znacznym utrudnieniem dla polityków PiS walczących o to, by Polacy ponownie im zaufali i wybrali na kolejne cztery lata. Z kolei dla opozycji byłaby przedwyborczym paliwem i ułatwieniem w walce o głosy, w szczególności niezdecydowanych obywateli.
Czytaj także: "Rząd nie jest w stanie narzucać ceny pietruszki"
Jak mówi w rozmowie z money.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, strajki są groźne o tyle, że mogą pchać w kierunku opozycji nawet odległe im osoby. Tak, jak do PiS-u lgnęły w ostatnich wyborach osoby odległe od prawicy. Jednak, jak dodaje, protesty nie działają już tak silnie na wyborców, jak kiedyś. Zdaniem politologa, utrzymanie w spokoju nastrojów społecznych będzie dla Prawa i Sprawiedliwości niezwykle trudne dopiero, gdy wygrają najbliższe wybory i będą rządzić kolejną kadencję.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl