Wbrew deklaracjom, że wątpliwej jakości testy kupione przez rząd od koreańskiej firmy PCL będą reklamowane, właśnie trafiają na SOR-y. Ministerstwo Zdrowia konsekwentnie odmawia podania informacji na temat ceny zakupu i liczby testów, które rzeczywiście trafiły do naszego kraju. W związku z tym, że eksperci nie byli zgodni co do ich skuteczności, do tej pory leżały nieużywane w magazynach. Teraz zapadła decyzja, by je wykorzystać – pisze "Gazeta Wyborcza".
Dziennikarzom "GW" nie udało się uzyskać informacji, czy dopełniono wszystkich formalności związanych z rejestracją testów i dopuszczeniem ich do użytku w Polsce. Nieoficjalnie ustalili, że dyrektor generalna MZ żądała od pracowników Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych uzupełnienia dokumentacji potrzebnej do rejestracji i jej antydatowania. Ci odmówili.
"GW" próbowała również ustalić, dlaczego MZ zakupiło od razu milion testów, choć producent był skłonny sprzedać "na próbę" mniejszą liczbę. W rezultacie Polska miała zapłacić 125 mln zł za testy, których skuteczność stoi pod znakiem zapytania, bo eksperci z różnych ośrodków wydali różne oceny. Więcej o sprawie piszemy tu.
Po pierwszych doniesieniach "GW" zwróciliśmy się do Ministerstwa z pytaniem o to, dlaczego testy od kilku tygodni leżą w magazynach i czy resort faktycznie planuje je reklamować u producenta. Biuro prasowe potwierdziło, że testy te nie mogą w pełni zastąpić testów genowych, "jednak zdaniem ekspertów, którzy przedłożyli w MZ swoją opinię, testy antygenowe mogą być skutecznie wykorzystywane w naszym kraju, choćby do badań pacjentów przyjmowanych do szpitala" – czytamy w oświadczeniu.
Pod koniec czerwca dostaliśmy zapewnienie, że mimo wszystko będą one w Polsce wykorzystywane. "Fakt, że obecnie znajdują się w magazynie o niczym nie świadczy, albowiem duży zapas testów genetycznych również znajduje się w magazynach i są stopniowo przekazywane do laboratoriów" – napisało biuro prasowe 25 czerwca.
Przekazanie ich SOR-om jest więc zgodne z wcześniejszymi zapowiedziami. Pytania o to, dlaczego MZ od razu kupiło ich tak wiele i czy na pewno pochodzą od producenta z Korei Południowej, a nie Chin, o czym pisze poniedziałkowa "GW", pozostają jednak otwarte.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl