"Miotła" kadrowa po rządach PiS wkracza do największych spółek, w których udziały ma Skarb Państwa, w tym także firm energetycznych. Na początku roku resort kierowany przez Borysa Budkę doprowadził do zmian w radzie nadzorczej JSW, później także Tauronu Polskiej Energii. W ostatnich daniach miała miejsce kadrowa rewolucja w Enei oraz PGE - największym dostawcy energii elektrycznej i ciepła w Polsce.
Wśród pięciu odwołanych w środę członków rady PGE stanowisko straciła m.in. Janina Goss, przyjaciółka Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jednak nie koniec, kalendarz jest zapełniony. Już w lutym porządki obejmą następnych gigantów, a wśród nich Orlen (walne zaplanowano na 6 lutego) i KGHM (13 lutego zaplanowano) oraz w dalszej kolejności Azoty (14 lutego).
Zmiany będą wprowadzane we wszystkich spółkach, w których państwo ma swój udział. I to na szczeblu rad i zarządów.
("Miotła" - przyp. red.) zatrzyma się dopiero wówczas, kiedy wszystkie zmiany zostaną dokonane - mówi money.pl Grzegorz Onichimowski, jeden z doradców Koalicji Obywatelskiej, były prezes Towarowej Giełdy Energii.
- To proces systematyczny - zaznacza.
To dopiero początek?
"Żelazna miotła" - jak nowe porządki kadrowe nazwał szef Ministerstwa Aktywów Państwowych Borys Budka - to dopiero przedsmak. Równolegle trwają bowiem w spółkach energetycznych i surowcowych audyty.
- Żeby coś naprawić, trzeba to wpierw zinwentaryzować - mówi money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier, minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka i ekspert rynku energetycznego BCC.
Ten audyt może być brzemienny w skutkach również dla zarządzających spółkami. To musi być przestroga, że Kodeks spółek handlowych działa obiektywnie. Każdy członek zarządu odpowiada za to, co robi i jakie decyzje podejmuje. Może być pociągnięty do odpowiedzialności za działanie na szkodę spółki - zaznacza Janusz Steinhoff.
Jak podkreśla, przez osiem lat rządów PiS mieliśmy do czynienia z decyzjami, które nie były w interesie firm, ale partyjnym. - O tym, jakie mają być ceny węgla, paliw płynnych czy energii, nie mogą decydować polityczne pobudki, ale skrupulatna wycena oparta na warunkach na rynkach - zaznacza.
- Tymczasem mieliśmy ręczne sterowanie gospodarką z centrali politycznej, tworzenie państwowych molochów niszczących konkurencję, mamienie kolejnych grup społecznych nierealnymi wizjami przy jednoczesnym braku realnych działań - ocenia Steinhoff.
W energetyce tyka "bomba" problemów, którą rządzący będą musieli rozbroić. Zdaniem Janusza Steinhoffa "walec", który właśnie "wjechał" w spółki Skarbu Państwa, sprawi, że wyjdą kolejne nieprawidłowości, niegospodarność, a nawet afery i skandale.
Jak choćby kwestia sprzedaży części Rafinerii Gdańskiej Saudi Aramco, likwidacja Lotosu, sprowadzanie węgla niskiej jakości (m.in. przez PGE Paliwa) czy utopienie milionów złotych w inwestycje energetyczne z góry skazane na niepowodzenie - czego symbolem stały się tzw. dwie wieże Elektrowni Ostrołęka.
Pierwsze skutki już obserwujemy. Podczas wtorkowego zebrania Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Enei zgodziło się na dochodzenie roszczeń za straty przy budowie bloku Ostrołęka C (od byłych członków zarządu, rady nadzorczej i firm ubezpieczeniowych). Łączna wysokość szkody poniesionej przez Eneę oszacowana została na kwotę 656 mln zł.
W kwestii fuzji Lotosu i Orlenu śledztwo wszczęła prokuratura. Prześwietli zarówno zgodę na połączenie wydane przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jak również nadużycia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez zarząd PKN Orlen i wyrządzenia znacznej szkody majątkowej oraz ws. przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych.
To był jeden wielki skandal. Pomysł połączenia Lotosu i Orlenu mógł się narodzić tylko w głowach ludzi, którzy nie rozumieją gospodarki rynkowej i w państwie niemającego suwerennego Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji. Zniszczenie Lotosu i sprzedaż nowoczesnej rafinerii gdańskiej to by sabotaż - stwierdza stanowczo były minister gospodarki.
W energetyce potrzeba zmian
Choć jak ocenia Janusz Steinhoff, polityka energetyczna państwa z horyzontem na 2040 rok nie zostanie wywrócona przez rząd Donalda Tuska, to wymaga ona jak najszybszej aktualizacji. - To konieczna rzecz, nad którą rząd musi się pilnie pochylić - podkreśla Steinhoff. - Musimy przyśpieszyć transformację. Polski miks energetyczny jest archaiczny, oparty na dominacji paliw stałych - dodaje.
Jednym z głównych wyzwań będzie odchodzenie od węgla brunatnego i kamiennego.
Rząd musi ponownie rozważyć koncepcję NABE, a więc wyprowadzenie ze spółek energetycznych aktywów węglowych i ich optymalnego zagospodarowania - uważa nasz rozmówca.
Borys Budka zapowiadał jeszcze w grudniu 2023 roku, że formułą NABE (forsowana przez Jacka Sasina Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego) rząd zajmie się dopiero po audycie spółek energetycznych.
Jak dużym obciążeniem stają się aktywa węglowe, widać choćby po sięgającej 8,5 mld zł przecenie w księgach finansowych PGE elektrowni węglowych. Ich wycenę przy potencjalnej sprzedaży spółka obniżyła aż o 40 proc. PGE zarządza elektrowniami Opole, Rybnik i Dolna Odra oraz Elektrownią Turów (wraz z kopalnią węgla brunatnego).
- Rząd PiS karmił społeczeństwo mrzonkami o możliwości kontynuacji wydobycia i spalania węgla brunatnego i kamiennego w Polsce. Zasoby są na wyczerpaniu. Koncepcja uruchomienia nowej odkrywki Złoczew dla Bełchatowa to niedorzeczność. Populizm odchodzącej formacji jest czystym absurdem - uważa Janusz Steinhoff.
Nie ma wątpliwości, że część kopalni będzie trzeba zamknąć. Zgodnie z planami Bełchatów ma pracować do 2036 r., a Turów do 2044 r.
Przemodelowanie energetyczne
Odejście od węgla wymaga jednak poważnych inwestycji w inne źródła energii. Kluczowa będzie dla polskiego miksu energetycznego energetyka jądrowa. - Dobrze, że ucięte zostały spekulacje dotyczące lokalizacji. Te projekty muszą ruszyć. Będą istotnym elementem miksu i stabilizatorem dla OZE - zaznacza Steinhoff.
Jak podkreślił, cały program jądrowy zakłada budowę sześciu bloków jądrowych o łącznej mocy zainstalowanej od 6 do 9 GW. - Trzy bloki mają zbudować Amerykanie, kolejne trzy to pole do popisu np. dla francuskich technologii. Koreańczycy zaś podpisali list intencyjny z podmiotem prywatnym z PGE i Grupą pana Solorza. To nie są konkurencyjne projekty - przypomina ekspert BCC.
Przed rządem Tuska stoi jeszcze kwestia wywiązania się z obietnicy zawartej w "100 konkretach" odblokowania lądowej energetyki wiatrowej. Po falstarcie projektu poselskiego ustawa wiatrakowa wciąż pozostaje w procesie prac.
Na ustawę wiatrakową będziemy musieli jeszcze zaczekać - przyznaje Grzegorz Onichimowski.
Dobrym podłożem pod rozwój energetyki wiatrowej jest zaawansowany offshore, a więc turbiny lokowane w strefie Bałtyku. - To wielka szansa dla Polski. Ma przynieść 30 GW mocy do 2040 roku. To obok rozwoju fotowoltaiki dobry fundament i niewątpliwy sukces rządów PiS - ocenia Janusz Steinhoff.
Zaznacza jednak, że aby dokonać transformacji, rząd musi uwolnić wiatr na lądzie, dopiąć projekty jądrowe, w tym również załatwić kwestię SMR-ów (małych reaktorów jądrowych) oraz rozwinąć polski potencjał biogazowni.
W Polsce można by rocznie produkować około 8-10 mld metrów sześciennych biometanu. Potencjał mamy bardzo duży, porównywalny do Niemiec. Mimo tego w kraju mamy ledwie 300 biogazowni, wobec 7 tys. np. u naszych zachodnich sąsiadów, i ani jednej do wytwarzania biometanu.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl