Obecnie program ma być nastawiony nie tylko na produkcję energii, ale i jej wykorzystywanie. Chodzi o to, by prosumenci (połączenie producenta i konsumenta, czyli np. osoby, które produkują prąd np. z paneli słonecznych na swój użytek), w jak największym stopniu sami wykorzystywali wyprodukowaną przez siebie energię. Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl Aleksander Brzózka, rzecznik ministerstwa klimatu, sieci energetyczne w Polsce mogą mieć problem z przesyłaniem dużych ilości energii od prosumentów.
Dlatego jednym z założeń programu ma być zwiększenie wsparcia dla osób, które w swoim domu zamontują nie tylko instalację fotowoltaiczną, ale dodatkowo zdecydują się na dokupienie banku energii, inteligentnego systemu zarządzania energią w domu, magazynu chłodu i ciepła albo ładowarki do aut elektrycznych.
Brzózka zapowiada, że szczegóły programu zostaną zaprezentowane w ciągu najbliższych tygodni, by zainteresowani mieli czas przygotować się do złożenia wniosku. Te zaś będą przyjmowane od 1 lipca 2021 roku do 20 grudnia 2021 r. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (to do tej instytucji będzie można składać wnioski) zapowiada jednak, że ten okres może zostać zarówno przedłużony, jak i skrócony w przypadku wyczerpania środków.
Poprzednia edycja programu "Mój prąd" działała od 13 stycznia 2020 roku do 6 grudnia 2020 roku. Wiemy już, że nowa obejmie też inwestycje dokonane pomiędzy grudniem 2020 a lipcem 2021 – czyli z programu skorzystają osoby, które kupiły instalacje fotowoltaiczne "w międzyczasie". To nie wszystko – program ma objąć inwestycje, które zostały zrealizowane od lutego 2020 roku, ale ich właściciele nie zgłosili się wcześniej po pieniądze.
Na razie nie wiemy, jakie dokładnie będą zasady "Mojego prądu 3.0". W poprzedniej edycji można było uzyskać dofinansowanie w formie dotacji do 50 proc. kosztów kwalifikowanych mikroinstalacji wchodzącej w skład przedsięwzięcia, ale nie więcej niż 5 tys. zł na jedno przedsięwzięcie. Z nieoficjalnych informacji money.pl wynika, że w nowym naborze nie należy spodziewać się rewolucji, jeśli chodzi o wysokość wsparcia, chociaż system przyznawania dotacji będzie nieco inny.
– Rynek fotowoltaiki się nasyca, obecnie stawiamy na autokonsumpcję. Chodzi o to, by lepiej tą energią zarządzać już na poziomie domowej instalacji. Do te pory prąd z fotowoltaiki był sprzedawany w dzień, obecnie celem jest uniknięcie wahań i wzmocnienie lokalnego wymiary tej energetyki – mówią nam źródła zbliżone do NFOŚiGW.
Wiadomo jednak, że wsparcie ma być wyższe, jeśli prosument zainstaluje również elementy systemu służące do konsumpcji własnej energii. Szczegółów niestety brak. Wiadomo, że w nowej ustawie o energetyce zapisano wspieranie budowy magazynów energii. Chodzi zarówno o domowe banki energii (zestawy akumulatorów), jak i magazyny ciepła i chłodu.
To drugie rozwiązanie opiera się na specjalnych komorach utrzymujących przez długi czas ciepło lub zimno. Magazynowanie pozwala na równoważenie zapotrzebowania na energię między dniem a nocą, a nawet wykorzystanie letniego ciepła do ogrzewania zimą lub chłodzenia się latem energią zmagazynowaną w zimie.
Czy fotowoltaika spowoduje wzrost cen prądu?
– Ministerstwo i NFOŚiGW będą musiały dość dokładnie określić parametry magazynów energii i systemów do sterowania nimi. Na podstawie tak szczątkowych informacji trudno wnioskować co do kosztów tych rozwiązań. Magazyn energii może kosztować zarówno kilka, kilkanaście, jak i ok. 30 tysięcy złotych – mówi money.pl Adam Wąs, przedsiębiorca montujący instalacje PV.
Dodaje, że w przypadku magazynów energii najprawdopodobniej będzie chodziło o instalacje z bateriami o pojemności 5 kWh. Są popularne w Europie, specjalnie przystosowane do domów jednorodzinnych. Koszt takiego magazynu energii opartego na bateriach litowo-jonowych to ok. 20 – 30 tysięcy złotych.
Z kolei domowe ładowarki do aut to koszt od mniej więcej dwóch do kilku tysięcy złotych, ale – jak przypomina Wąs – mają sens tylko dla posiadaczy aut elektrycznych. A tych jest w Polsce jak na lekarstwo. Podobnie jak magazynów ciepła i chłodu – te spotykane są raczej w elektrowniach i elektrociepłowniach, działają na skalę przemysłową. Takie systemy pewnie pojawią się w ofercie polskich sprzedawców – będą jednak musiały spełniać wymogi programu "Mój prąd". A te są na razie zagadką.
- Również wspomniane systemy zarządzania energią są u nas rzadkie, bo do tej pory prąd po prostu sprzedawało się do sieci a potem odkupowało. Zdecydowanie należy poczekać na wytyczne dotyczące wymagać, dopiero wtedy będzie można rozmawiać o cenach – mówi Wąs.
Polska solarami stoi?
Jak przekonuje minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka, dzięki programowi "Mój prąd" Polska przeżywa prawdziwy boom fotowoltaiczny.
– W ubiegłym roku w Polsce zainstalowano 2,2 GW w PV – to dwukrotnie więcej niż w 2019 r. – informuje minister.
Jego resort zapewnia, że (tak jak w poprzedniej edycji), w programie udział będą mogły wziąć osoby fizyczne, które wytwarzają energię elektryczną na własne potrzeby przy użyciu zainstalowanych mikroinstalacji fotowoltaicznych podłączonych do sieci OSD (Operator Systemu Dystrybucyjnego), w przedziale mocy 2–10 kW.
W praktyce oznacza to, że każdy właściciel domu może zamontować u siebie taką instalację, podpisać umowę na odbiór prądu z miejscowym zakładem energetycznym i sprzedawać prąd do sieci. W poprzednich edycjach każdy złożony wniosek był przeliczany na punkty.
Wysokość punktacji nie miała jednak wpływu na wysokość dotacji – chodziło jedynie o unijne procedury. Środki na finansowanie inwestycji pochodziły z europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS). A wspierane z niego projekty muszą podlegać rankingom.
Pieniądze na nową edycję mają pochodzić z tzw. funduszu React UE, mającego wspierać gospodarki państw unijnych po okresie pandemii. Wielkość budżetu nowej edycji nie jest jeszcze znana.