W kwestii ataku na Ukrainę władze w Kiszyniowie muszą działać bardzo ostrożnie. Wprawdzie potępiły rosyjską inwazję i zadeklarowały chęć pomocy uchodźcom, ale nie przyłączyły się do zachodnich sankcji, obawiając się rosyjskiej odpowiedzi, która mogłyby uderzyć choćby w mołdawską energetykę.
Problem bezpieczeństwa Mołdawii dostrzegają również światowi przywódcy, którzy w ostatnich dniach odwiedzali ten kraj. 5 i 6 marca w stolicy kraju gościł sekretarz stanu USA Antony Blinken. W pierwszych dniach marca z prezydent Maią Sandu czy premier Natalią Gavrilițą spotkali się też wysoki przedstawiciel UE ds. zagranicznych Josep Borrell, komisarz ds. sąsiedztwa i rozszerzenia Olivér Várhely oraz sekretarz generalna OBWE Helga Schmid.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Jednym z tematów była sprawa uchodźców. Jak podaje Ośrodek Studiów Wschodnich, Mołdawia jest państwem najbardziej obciążonym przez napływ migrantów z Ukrainy per capita. "Wedle różnych źródeł na terenie tego kraju przebywa obecnie ok. 100 tys. uciekających przed wojną, co stanowi 4 proc. całkowitej populacji Mołdawii" - czytamy. W rzeczywistości problem jest jednak poważniejszy, bo większość Ukraińców Mołdawię traktuje jako państwo tranzytowe, skąd udają się w dalszą podróż. Od początku wojny pojawić się już tam mogło nawet 400 tysięcy uchodźców.
To może być kolejny cel Putina
W tej kwestii była radziecka republika może liczyć na pomoc, ale pozostaje jeszcze kilka innych problemów.
Najpoważniejszy dotyczy Naddniestrza, które oderwało się od Mołdawii w 1990 r., a jego niepodległość uznają jedynie Abchazja i Osetia Południowa, czyli separatystyczne republiki w Gruzji. W Naddniestrzu stacjonuje ok. dwóch tysięcy rosyjskich żołnierzy. I choć ich wartość bojowa pozostawia wiele do życzenia, to wkrótce sytuacja może się zmienić, co sprawia, że w Kiszyniowie rosną obawy ws. planów Rosji.
Jak wyjaśnia Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich, w przypadku udanego desantu w obwodzie odeskim wojska rosyjskie uzyskają bezpośredni dostęp do Naddniestrza. "W tym kontekście rząd w Kiszyniowie z niepokojem obserwuje działania "władz" tego parapaństwa. 4 marca Tyraspol wezwał władze mołdawskie i wspólnotę międzynarodową do uznania niepodległości Naddniestrza. Krok ten prawdopodobnie był konsultowany z Moskwą i może być wykorzystywany jako pretekst do ewentualnego wkroczenia do tej separatystycznej enklawy, a nawet przymuszenia Mołdawii do utworzenia z nią federacji, co stanowiłoby korzystny dla Rosji sposób uregulowania konfliktu naddniestrzańskiego" - zaznacza.
Powodem do obaw dla mołdawskiego rządu może być to, co wydarzyło się w Gruzji oraz Ukrainie. W przypadku inwazji na Gruzję Rosja wykorzystała bowiem sprawę Abchazji i Osetii Południowej, a w przypadku Ukrainy — Moskwa rozgrywała sytuację Donbasu i Krymu.
W obu przypadkach widać pewną analogię, a to nie jest dobry sygnał dla mającej problem z Naddniestrzem Mołdawii. Wprawdzie separatyści zapewnili o pokojowych zamiarach, ale obecna tam wojska rosyjskie są poza ich kontrolą. Dodatkowo — jak wskazuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych — możliwości przeciwdziałania przez Mołdawię potencjalnemu rosyjskiemu zagrożeniu są niewielkie. "Jej wojsko i karabinierzy, w sumie ok. 15–16 tys. żołnierzy, są słabo uzbrojeni – m.in. nie mają lotnictwa bojowego i broni pancernej" - wyjaśnia Jakub Pieńkowski.
Własne obawy ws. tego regionu wyartykułował ostatnio Marco Rubio, amerykański senator z Partii Republikańskiej i wiceszef Komisji ds. Wywiadu Senatu USA. W mediach społecznościowych polityk napisał, że rośnie prawdopodobieństwo, że Rosja rozszerzy inwazję na Ukrainę także o separatystyczny region mołdawski Naddniestrza. "Zapoznaj się z Naddniestrzem. Wkrótce usłyszysz o nim dużo więcej" - dodał Rubio.
Niepokój związany z wojną w Ukrainie wyraził też mołdawski rząd. - Jesteśmy świadkami tragedii niewyobrażalnych rozmiarów — dla Ukrainy, dla Rosji, dla całej Europy. To, co dzieje się na Ukrainie, to sprawa wszystkich. Jednocześnie mamy nadzieję, że nasz kraj nie będzie celem tej wojny — powiedział szef dyplomacji Nicu Popescu w rozmowie z "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
- Nie ma teraz możliwości, abyśmy czuli się bezpiecznie – mówiła z kolei podczas jednego z wystąpień prezydent Maia Sandu.
Mołdawia chce do Unii Europejskiej
Choć amerykański sekretarz stanu zagwarantował Mołdawii bezpieczeństwo w obliczu napływu uchodźców oraz podkreślił wsparcie dla integralności terytorialnej Mołdawii, to rząd w Kiszyniowie nie siedzi z założonymi rękami.
3 marca prounijna prezydent Mołdawii, podobnie jak Ukraina i Gruzja, podpisała formalny wniosek o przyjęcie tego kraju do Unii Europejskiej. - Mołdawia potrzebowała 30 lat, by osiągnąć dojrzałość, ale dzisiaj kraj jest gotowy do tego, by wziąć odpowiedzialność za własną przyszłość — podkreśliła Sandu, pokazując dziennikarzom podpisany dokument.
- Chcemy być częścią wolnego świata. Niektóre decyzje wymagają czasu, ale inne muszą być podejmowane szybko i zdecydowanie, wykorzystując możliwości, jakie daje zmieniający się świat — dodała prezydent Mołdawii.
Złożenie wniosku o członkostwo w UE to dopiero pierwszy krok na bardzo długiej drodze do pełnej akcesji. Wiele również będzie zależało od nastawienia samych państw członkowskich, które w tej sprawie są mocno podzielone. Fala nowych wniosków pokazuje jednak bardzo istotną zmianę. Członkostwo w UE nie jest już bowiem postrzegane jedynie jako szansa na gospodarczy rozwój, ale też sposób na zwiększenie własnego bezpieczeństwa.
Gospodarka Mołdawii
Przypomnijmy, że Mołdawia już w czerwcu 2014 r. podpisała umowę stowarzyszeniową z UE. Uzyskanie statusu kandydata może jej jednak dać dostęp m.in. do środków przedakcesyjnych, bardzo pomocnych w przeprowadzeniu koniecznych reform.
A te są konieczne, bo mołdawska gospodarka jest bardzo wrażliwa na pojawiające się problemy. Wspomnieć wystarczy, że w wyniku kryzysu wywołanego przez pandemię COVID-19 skurczyła się w 2020 r. o 7 proc. Dodatkowo aż 23 proc. planowanych wydatków budżetowych na 2022 r. ma być sfinansowanych z deficytu.
Budżet Mołdawii został w ostatnich miesiącach dotknięty przede wszystkim kryzysem gazowym wywołanym rosnącymi cenami surowca i konfrontacyjną postawą Gazpromu wobec Kiszyniowa. Warto przy tym wspomnieć, że Mołdawia jest niemal w całości uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu, co Moskwa wykorzystuje, chcąc wpływać na sytuację wewnętrzną w kraju i podważyć zaufanie społeczeństwa do prounijnych władz.
"Od listopada 2021 r. władze zmuszone były wesprzeć operatora gazowego w spłacaniu zadłużenia wobec rosyjskiego koncernu. Kompensują także podwyżki cen surowca dla ludności. Wydatki związane z tymi działaniami przekraczają 100 mln dolarów, co oznacza, że sięgają ok. 3,7 proc. planowanych dochodów budżetowych na 2022 r. Duże koszty generuje też znaczna podwyżka emerytur wprowadzona 1 października ub.r." - podkreśla Kamil Całus z OSW.
Wszystko to sprawia, że trzeba być bardzo ostrożnym z pospiesznym przyłączeniem Mołdawii do UE. Jej gospodarka mogłaby bowiem zostać zdominowana przez zagraniczne firmy, lepiej przygotowane do funkcjonowania w warunkach konkurencji na rynku wewnętrznym Unii Europejskiej.
Wniosek o członkostwo w UE
Złożenie wniosku o członkostwo to dopiero pierwszy krok na drodze do akcesji. Po otrzymaniu dokumentu zgodę na przyznanie statusu kandydata musi jednogłośnie wyrazić Rada Unii Europejskiej, po zasięgnięciu opinii Komisji Europejskiej oraz zielonym świetle od Parlamentu Europejskiego. Zwykle ta procedura potrafi trwać nawet dwa lata. Jest jednak szansa, że w obecnej sytuacji Unia zastosuje szybszy tryb rozpatrywania wniosku.
Potem przyjdzie czas na negocjacje, a przede wszystkim przygotowanie Mołdawii do członkostwa. To można potrwać wiele lat. Wystarczy wspomnieć, że Polska swój wniosek złożyła w 1994 r., negocjacje rozpoczęły się w 1997 r. i trwały do końca 2002 r. W efekcie Polska przystąpiła do UE 10 lat po złożeniu wniosku.