1 czerwca Straż Graniczna poinformowała o ukończeniu budowy zapory elektronicznej na granicy z Białorusią. 206-kilometrowa instalacja powstała w ramach odpowiedzi polskiego rządu na presję migracyjną organizowaną przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wykonawcą systemu wartego ponad 340 mln zł jest firma Elektrotim.
Podwykonawca, którego nie powinno być
Za realizację części prac odpowiedzialna była należąca do Elektrotimu spółka Zeus z Pruszcza Gdańskiego, oferująca usługi budowlane w branży elektroenergetycznej i elektroinstalacyjnej. Według informacji, do których dotarł money.pl, Zeus do pomocy zaangażował zewnętrznego podwykonawcę - firmę F-Tech. Okazuje się, że wedle umowy nie miał do tego prawa. Wskazuje na to m.in. treść umowy zawartej pomiędzy Elektrotimem a Strażą Graniczną. Ale o tym za chwilę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podpisaliśmy z Zeusem umowę, która regulowała zasady płatności. W trakcie realizacji, ze względu na poszerzenia zakresu prac, konieczne było podpisanie aneksu. Wszystko odbywało się w miarę normalnie. Z lekkim opóźnieniem, ale płatności były realizowane. Jednak przy ostatnich dwóch fakturach, które wystawiliśmy, napotkaliśmy totalną blokadę. Z kolei trzecia została zapłacona tylko częściowo - mówi money.pl prezes F-Techu Robert Wolny.
Zaległości na 2 mln zł
Jak dodaje, zgodnie z umową po odbiorze końcowym Zeus powinien zwrócić F-Techowi gwarancję dobrego wykonania. Tak się jednak nie stało. - W sumie uzbierało się około 2 mln zł zaległości - podsumowuje Wolny.
Na wspomniane zaległości składają się:
- nieuregulowana faktura z listopada ubiegłego roku na kwotę 253 042,88 zł brutto wraz z odsetkami za opóźnienie w transakcjach,
- brak zwrotu 70 proc. wartości zabezpieczenia z sierpnia ubiegłego roku na kwotę 58 632,64 zł brutto z odsetkami,
- dwie nieopłacone faktury, kolejno z marca i kwietnia na kwoty odpowiednio 610 368,66 zł i 1 018 060,88 zł brutto z odsetkami.
Przygotowane przez prawników F-Techu dwa wezwania do zapłaty oraz wniosek o zwrot zabezpieczenia nie przyniosły efektów. Niedługo później, 29 września, Zeus złożył wniosek o ogłoszenie upadłości.
"Sytuacja płynnościowa spółki zależnej od dłuższego czasu była trudna i była podstawą decyzji zarządu Zeus S.A. - zgodnie z Kodeksem spółek handlowych - o złożenie wniosku o upadłość" - głosi komunikat Elektrotimu. Dalej czytamy m.in. o próbie sprzedaży akcji Zeusa.
Elektrotim S.A., który posiada 88,12 proc. akcji spółki zależnej Zeus S.A., w procesie przeglądu opcji strategicznych dla spółek zależnych z Grupy Kapitałowej, podjął próby sprzedaży akcji spółki zależnej - wskazano.
Jak wynika z naszych informacji, prezes Zeusa Leszek Bartnicki w rozmowach z szefem F-Techu miał snuć wizję wykupu akcji swojej firmy przez spółkę Budimex - potentata na polskim rynku budowlanym.
Transakcja pozwoliłaby na zdobycie środków na spłatę zadłużenia. - Budimex nie dostał pełnej informacji na temat sytuacji finansowej Zeusa i rozmowy zostały zerwane - mówi money.pl Robert Wolny, prezes F-Techu, powołując się na swoje źródła.
Rzecznik Budimeksu Michał Wrzosek potwierdził money.pl, że spółka nie planuje przejęcia zarządzanej przez Bartnickiego firmy. "Współdziałamy z firmą Zeus na płaszczyźnie biznesowej, ale nie obejmuje ona zaangażowania kapitałowego" - wskazał Budimex.
Leszek Bartnicki nie odpowiedział na mailową prośbę o komentarz. Sekretariat Zeusa odmówił podania numeru telefonu prezesa.
Wróćmy jednak do wątku zatrudnienia przez Zeusa firmy podwykonawczej. - Elektrotim podpisał umowę z Zeusem, w której zastrzegł sobie, że Zeus nie może brać podwykonawców. Nie wiem, skąd taki pomysł. Ja, jako prezes F-Techu, o takim zapisie nie wiedziałem. Były jedynie informacje, że lepiej byłoby, gdyby część moich pracowników na granicy miała umowy zlecenia z Zeusem, na najniższych stawkach. Miało to wyglądać tak, jakby byli pracownikami Zeusa - opisuje Wolny.
Zamieszanie z przepustkami
Prezes Elektrotimu Artur Więznowski twierdzi, że zapisy umowy były klarowne. W jego wypowiedzi pojawia się ważny w kontekście całej sprawy temat przepustek.
Prace przy perymetrii (barierze elektronicznej - przyp. red.) toczyły się na obszarze wymagającym ruchu w oparciu o przepustki. Jeżeli ktokolwiek się pojawiał, to pojawiał się jako osoba i firma. F-Tech w ogóle nie był zgłoszony. Z tego punktu widzenia nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dokonał oszustwa i wchodził na fikcyjne przepustki pod fikcyjną nazwą firmy. Bo tylko tak można byłoby dostać się na teren prac w pasie granicznym na granicy z Białorusią. Jeżeli takie oszustwo miało miejsce, należy wyciągnąć konsekwencje karne wobec tego, kto się go dopuścił - ocenia Więznowski w rozmowie z money.pl.
Prezes Wolny w odpowiedzi wskazuje na procedurę wyrabiania takich przepustek. Formalności w tym zakresie leżały po stronie Zeusa. - Ja mam te przepustki. Każdy, kto tam pracował, musiał je mieć. Sam niejednokrotnie byłem kontrolowany przez Straż Graniczną. Musiałem je okazać. Jak chodzi o wyrabianie przepustek, dawaliśmy informację o zapotrzebowaniu Zeusowi i Zeus pchał to dalej - tłumaczy szef firmy F-Tech i zapewnia, że o procedurze wiedzieli również pogranicznicy. Zeus milczy w tej sprawie.
- Każdy podwykonawca zgłoszony przez nas do Straży Granicznej, czyli do inwestora, dostał swoje pieniądze z marżą. Wpuszczanie ludzi i firm odbywało się w oparciu o bardzo jasny system wydawania przepustek - podkreśla raz jeszcze Więznowski. Na pytanie, czy Zeus mógł zatrudniać podwykonawców, odpowiada stanowczo: "absolutnie nie".
Gdyby to (zatrudnianie podwykonawców przez firmę Zeus - przyp. red.) było dopuszczone, to wymagałoby zgody inwestora, a takiej zgody nie było. Umowa ze Strażą Graniczną nie przewidywała dalszych podwykonawców, stąd Zeus musiałby mieć pisemne odstępstwo - zauważa prezes Elektrotimu.
"Jesteśmy zdesperowani"
Istotną rolę w sprawie odgrywa Dariusz Kozikowski, który zasiada w zarządzie Elektrotimu, a także w radzie nadzorczej Zeusa. To on prowadzi rozmowy z F-Techem. Jak słyszymy, negocjacje zmierzają w kierunku polubownego zażegnania sporu.
- Nie mam żadnych informacji, że faktury dla Zeusa były niewłaściwie wystawione. Nikt nie poruszał takiego tematu po ich stronie. Cały czas było zwodzenie. Podejrzewam, że wzięli kilka zleceń, chcieli podkręcić wyniki, a potem te zlecenia były - nie wiem - może źle wyceniane, źle zorganizowane. Dochodzą do mnie słuchy, że nie tylko nam zalegają z płatnościami - mówi Robert Wolny.
Nie chcemy wojny, ale dla mojej małej spółki strata 2 mln zł to jak zaciśnięcie pętli na szyi. Będziemy poruszali niebo i ziemię - deklaruje prezes F-Techu.
Firma jako ostateczność traktuje wejście na drogę sądową. Prezes Wolny po spotkaniu z władzami Elektrotimu przekazał, że Elektrotim rozumie położenie jego firmy, jednak o nielegalnym zaangażowaniu podwykonawcy przez Zeusa dowiedział się niedawno. - Musieliśmy wziąć kredyt odnawialny w wysokości miliona zł, żeby spłacić naszych ludzi, zakup materiałów. Zastawiliśmy nasze majątki. Jesteśmy zdesperowani - podkreśla Wolny.
Jak się dowiedzieliśmy, w planach jest kolejne spotkanie przedstawicieli F-Techu z władzami Elektrotimu.
SG: sprawa roszczeń nie jest nam znana
Do całej sprawy odniosła się Straż Graniczna. "Firma Zeus Spółka Akcyjna z siedzibą w Pruszczu Gdańskim realizowała prace jako podwykonawca firmy Elektrotim Spółka Akcyjna z siedzibą we Wrocławiu, która jest wykonawcą umowy zawartej ze Strażą Graniczną w dniu 24.03.2022 na budowę zabezpieczenia granicy państwowej na odcinku Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej" - wskazuje w przesłanej nam wiadomości rzeczniczka SG por. Anna Michalska.
SG potwierdza, że zarówno zapisy umowy głównej zawartej pomiędzy Strażą Graniczą a Elektrotimem, jak i zapisy umowy o podwykonawstwo pomiędzy Elektrotim i Zeus S.A. zabraniają pod groźbą kar umownych angażowania dalszych podwykonawców.
Dodano, że "Straż Graniczna nie stwierdziła w trakcie realizacji umowy naruszenia zapisów umowy w wyżej wymienionym zakresie".
W związku z tym, sprawa ewentualnych roszczeń podmiotów trzecich związanych z realizacją umowy względem firmy Zeus S.A. nie jest znana Straży Granicznej - czytamy.
O komentarz poprosiliśmy również biuro prasowe Ministerstwa Sprawa Wewnętrznych i Administracji. Do chwili publikacji artykułu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl