- Jeszcze kilka lat temu mieliśmy maliny na 4 hektarach, niestety musieliśmy większość upraw zlikwidować, zostało może pół hektara. Zlikwidowaliśmy, bo nie tylko było komu zbierać, to cena w skupie nie zwracała kosztów zbiorów. Teraz to sami zbieramy pod zamówienie konkretnego klienta i dowozimy, ogłaszamy się w internecie. Niestety większość skupów w okolicy została pozamykana – mówi "Faktowi" Barbara Ceran z Wielkiego Dworu w województwie warmińsko-mazurskie.
Jak pisaliśmy już w money.pl, plantatorzy malin są wściekli, bo w skupie kilogram owoców kosztuje kilka złotych. - Cena to 5 zł za kilogram, a ja muszę zapłacić 6 zł pracownikowi, który przyjdzie do mnie na zbiór - mówi dziennikowi anonimowo jeden z rolników z Warmii i Mazur.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w sklepach. Klienci, jak pisze gazeta, muszą za kilogram płacić kilkadziesiąt złotych.
"Na warszawskiej giełdzie spożywczej w Broniszach, gdzie zaopatrują się detaliści, za kg malin trzeba zapłacić 8-13 zł. Na bazarkach i targowiskach cena wynosi tyle samo, tyle że za... 500 g. W dyskontach można znaleźć maliny za 6,99 zł, tyle że opakowaniu 125 g" - czytamy w piątkowym wydaniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rząd reaguje na malinową drożyznę
Plantatorzy za dramatyczną na rynku obwinia rząd. "Nawet 40 tys. mrożonej maliny napłynęło do Polski z Ukrainy" - alarmowali pod koniec czerwca w liście do premiera członkowie Związku Sadowników RP. Dodajmy, że to ponad połowa rocznej polskiej produkcji.
Nie wszyscy jednak uważają, że to drożyznę podbijają pośrednicy handlowi. Niemniej, rząd w ubiegłym tygodniu zareagował na głosy rolników.
- W czwartek ruszył skup malin. Na razie w województwie lubelskim, ale docelowo będzie on rozszerzony na wszystkie województwa. Realizować go będzie spółka Skarbu Państwa - przekazał tydzień temu minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus.