- Ja już decyzję dotyczącą moich pracowników podjąłem. Jeszcze im jej nie zakomunikowałem. Naiwnie wierzę, że rząd wpadnie na jakiś cudowny pomysł i uratuje mi firmę oraz etaty - mówi money.pl przedsiębiorca z niewielkiej miejscowości w zachodniej Polsce.
Zatrudnia 3 pracowników, a jego zakład usługowy od dwóch tygodni praktycznie nie pracuje. - Nie mam innego wyboru, bez wypowiedzeń się nie obejdzie. A może trzeba będzie po prostu zamknąć ten kramik - mówi.
Takich jak on jest w całej Polsce kilka, a prawdopodobnie nawet kilkaset tysięcy. Może nawet milion.
Wielu z nich zapłaciło składki ZUS za marzec przed wybuchem kryzysu. Dla większości z nich termin opłacenia ZUS-u mija 15. dnia miesiąca.
Potem, do 20 marca, trzeba było zapłacić zaliczki na podatek dochodowy. W środę natomiast mamy 25. dzień miesiąca, co oznacza, że mija termin zapłaty podatku VAT. Wielu przedsiębiorców jeszcze na początku miesiąca działało normalnie, więc od marcowych faktur trzeba będzie zapłacić VAT.
Czarny tydzień
Jak mówi money.pl Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, w przypadku wielu przedsiębiorców najbliższe dni oznaczają być albo nie być. Dla nich, dla ich firm oraz pracowników.
- Nadchodzący weekend będzie 13. w tym roku. Ironia losu - mówi szef ZPP. To właśnie najbliższe 7 dni będzie oznaczało dramat w setkach tysięcy polskich domów. - Pracę może w ciągu tego tygodnia stracić od miliona do nawet trzech milionów Polaków - szacuje Kaźmierczak.
Jest koniec miesiąca, więc to najlepszy moment na wręczanie wypowiedzeń. A jednocześnie mija drugi tydzień przestoju w polskiej gospodarce. Firmy zaczynają to boleśnie odczuwać, patrząc na stan firmowego konta.
Proces masowych wypowiedzeń najpewniej rozciągnie się na przyszły poniedziałek i wtorek, czyli ostatnie dwa dni marca.
Powód zwolnień? Oczywiście przestój związany z koronawirusem, ale również niepewność. Rząd wciąż zapewnia o wytężonej pracy, spotyka się na posiedzeniach z prezydentem, a minister rozwoju Jadwiga Emilewicz o 4 nad ranem publikuje na Twitterze zdjęcie sprzed komputera. Słyszymy o "analizowaniu", "szlifowaniu" i "wypracowywaniu".
I trudno zarzucić rządowi, że nic nie robi. Problem w tym, że od ogłoszenia rozwiązań, które mają składać się na tarczę antykryzysową, mija tydzień. W ubiegłą środę premier, prezes NBP i ministrowie zapewniali, jak świetnie przygotowaliśmy się na epidemię. Co chwila słyszymy, jak to inne kraje powielają nasze rozwiązania.
Tyle że konkretnych efektów ciągle nie ma w obowiązującym prawie. Ba, nawet nie ma ostatecznej wersji projektu ustawy, którym miałby zająć się Sejm. Są tylko zapowiedzi. W efekcie przedsiębiorcy wciąż nie znają rzeczywistego kształtu pakietu pomocowego.
Ale nawet jak ten się pojawi, to niewiele pomoże. Premier podczas wtorkowej konferencji prasowej zapowiedział, że tarcza ma zacząć działać od... kwietnia. Wtedy może być już dla wielu firm "po ptakach".
"To jest tak niepoważne, że słów brakuje"
- Weźmy choćby kwestię składek ZUS. Ja sam już słyszałem przynajmniej kilka wersji rozwiązania tego problemu - mówi money.pl Cezary Kaźmierczak. Jak dodaje, przedsiębiorcy wciąż nie wiedzą, na jaką pomoc będą liczyć. A od tego zależy dalszy los ich firm.
- W innych krajach nie tracą czasu. Niemcy, Brytyjczycy czy Francuzi pompują kasę bezpośrednio do firm, bo wiedzą, że podstawowym problemem jest teraz zapewnienie płynności - mówi prezes ZPP. - A u nas planowanie, strategie i biurokracja.
Kaźmierczak przyznaje, że widział pierwsze szkice specustawy w miniony weekend. - Tego się nie da odzobaczyć - skomentował. I jako przykład podaje właśnie wspomniane składki ZUS.
- Przedsiębiorca będzie musiał złożyć wniosek, a potem jakiś urzędniczyna w ZUS-ie rozsiądzie się i będzie go rozpatrywał przez 30 dni. 30 dni! No przecież to jest tak niepoważne, że aż mi słów brakuje - denerwuje się Kaźmierczak.
Jego zdaniem rząd musi jak najszybciej wydać jasny komunikat. Tego oczekują przedsiębiorcy, którzy zgłaszają się do ZPP.
- Konkretny sygnał ze strony rządzących może uratować kilkaset tysięcy miejsc pracy w skali całego kraju. Tylko on powinien być wysłany w poniedziałek, najpóźniej we wtorek. Inaczej może być już za późno - puentuje Cezary Kaźmierczak.
Chichotem losu są dane o bezrobociu, opublikowane we wtorek przez Główny Urząd Statystyczny. Pokazują one, że w lutym bez pracy pozostawało 5,5 proc. Polaków. Za miesiąc lub dwa te dane mogą być już zupełnie inne.
Tarcza antykryzysowa - której wartość szacowana jest na 212 mld zł - to przygotowany przez rząd zbiór rozwiązań, które mają osłonić gospodarkę przed skutkami pandemii koronawirusa. Działania nakierowane są na pomoc przedsiębiorcom, wsparcie pracowników i ochronę miejsc pracy.
Przewidziano m.in. dopłaty do wynagrodzeń, świadczenie w wysokości ok. 2 tys. zł dla osób samozatrudnionych oraz tych na zleceniach, jeśli utracili dochody, odroczenie niektórych zobowiązań podatkowych oraz ZUS-owskich, a w przypadku mikroprzedsiębiorstw nawet rezygnację z obowiązku płacenia składek ZUS przez trzy miesiące. Najmniejsi przedsiębiorcy będą też mogli ubiegać się o pożyczkę z Funduszu Pracy (do 5 tys. zł). Podatnicy podatku CIT i PIT, którzy ponoszą negatywne konsekwencje ekonomiczne z powodu COVID-19, będą mogli odliczyć stratę poniesioną w 2020 r. od dochodu z działalności, uzyskanego w 2019 r. W pomoc zaangażowany został także sektor bankowy i leasingowy, które w tej chwili oferuje głównie tzw. wakacje kredytowe.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl