Sejm przyjął w piątek ustawę o dopłatach gwarantujących 3 tys. zł wszystkim Polakom ogrzewającym swoje domy węglem. Dodatek ten jest jednorazowy, a ubiegać się o pieniądze będzie można do 30 listopada 2022 r. Najpierw jednak za ustawą rękę będą musieli podnieść senatorowie, a potem, jeśli zgłoszą poprawki, ponownie posłowie. Wejdzie ona w życie dopiero w momencie, gdy podpis pod nią złoży prezydent Andrzej Duda.
Wydaje się, że ustawa niemal na pewno wróci do Sejmu, gdyż politycy opozycji już w trakcie prac w komisjach zastrzegali, że "wrzutki" dotyczące Prawa bankowego nie powinny się znaleźć w tym projekcie. Dlatego też spora grupa (149) z nich wstrzymała się od głosu.
Fiasko poprzedniego rozwiązania
Nowa propozycja dopłat zamyka też kwestię cen surowca ustalonych na poziomie 996,60 zł. Składy węgla, które sprzedawałyby surowiec po tej cenie, miały otrzymać od państwa 1073 zł rekompensaty. – Przecież trzy tygodnie temu przyjmowaliśmy ustawę o cenie regulowanej węgla. Jeszcze nie zdążył wyschnąć atrament pod podpisem prezydenta, a już okazuje się, że się z tego rozwiązania wycofujemy – punktuje Dariusz Rosati (Koalicja Obywatelska) w rozmowie z money.pl.
Poprzedni program, jakim było ustalenie ceny na poziomie 996,60 zł za tonę, nie zabezpieczał w pełni interesu konsumentów, więc konieczne były zmiany w programie osłonowym – przyznaje w rozmowie z money.pl Sylwester Tułajew (PiS).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premier Mateusz Morawiecki przekonywał, że wina leży po stronie sprzedawców. Jak stwierdził, "w składach węgla nie ma tej woli współpracy". Przedstawiciele sektora jednak zwracali uwagę, że surowiec był na tyle drogi, że przedsiębiorcy musieliby dokładać do interesu i to już przy uwzględnieniu rekompensaty.
W rozmowie z Wirtualną Polską jeden ze sprzedawców wyliczał, że węgiel importowany kosztuje dziś 2,2 tys. zł. Składają się na to przede wszystkim ceny międzynarodowe i słabnący złoty wobec dolara. Po doliczeniu podatku VAT, kosztów transportu krajowego i minimalnej marży, cena surowca wynosi ok. 2,8 tys. zł. To oznacza, że przedsiębiorca musiałby dokładać kilkaset zł do sprzedanej tony. – Dopłatę uzyskam dopiero w okolicach 31 grudnia. To oznacza, że każdy z nas byłby bankrutem – opowiadał rozmówca WP.
3 tys. zł będzie, ale nie będzie go na co wydać
Jednak problem dziś leży gdzie indziej: na rynku brakuje węgla. Przyznają to nawet politycy Zjednoczonej Prawicy. Sylwester Tułajew o dostępności surowca na rynku mówi tak:
Nie żyjemy w próżni i sytuacja na świecie przekłada się również na sytuację u nas w kraju. Cieszę się natomiast, że błyskawicznie reagujemy i ustawą zagwarantujemy 3 tys. zł na zakup węgla, a same prace przebiegają w trybie pilnym.
Dotąd Polska rocznie importowała ok. 9-10 mln ton węgla z Rosji, co stanowiło jedną piątą rocznego zapotrzebowania w kraju. Wprowadziliśmy embargo jako pierwszy kraj w Europie, a Piotr Müller pod koniec marca punktował, że robimy to błyskawicznie w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, która się nie kwapi do takiego ruchu (unijne embargo wejdzie w życie od sierpnia). Eksperci jednak już wtedy ostrzegali, że z taniego rosyjskiego węgla korzystają przede wszystkim odbiorcy indywidualni, więc ta decyzja odbije się na nich.
Na początku czerwca rzecznik rządu przekonywał, że ceny węgla wkrótce spadną, gdyż państwowe spółki będą omijać pośredników (w narracji rządu to oni głównie podwyższali ceny), dzięki czemu jeszcze w czerwcu ceny miały wrócić do normalnego poziomu. – To, co mogę w tej chwil doradzić osobom, które chcą zaopatrzyć się na zimę – nie mówię o bieżących potrzebach – to żeby teraz nie kupowały węgla – mówił na antenie TVN24.
Dziś jednak widać, że było to zaklinanie rzeczywistości, bo surowca po prostu nie ma, a przynajmniej nie w wystarczającej ilości. Anna Moskwa na konferencjach prasowych przekonuje, że węgiel do Polski płynie nawet z Kolumbii, Mateusz Morawiecki w Sejmie zapewnia, że będzie płynąć do momentu, aż będzie go nadmiar w kraju, a zarazem rząd luzuje do końca roku przepisy dotyczące jakości węgla, którym będziemy palić w piecach. Na pytanie, czy to jest zgoda, by "kopcić, czym popadnie", szefowa MKiŚ stwierdziła, że "wierzy w odpowiedzialność Polaków".
Dariusz Rosati podkreśla, że choć na świecie wydobywa się sporo węgla, to obecnie trwa rywalizacja o kontrakty i właściwie nie da się go kupić "od ręki" w dużych ilościach. – Polska była pierwszym krajem, który nałożył embargo na węgiel, ale rządzący zrobili to bez głowy. Wraz z taką decyzją trzeba było podjąć próby zabezpieczenia dostaw surowca z innych źródeł. Tymczasem rząd przez cztery miesiące nie robił nic, a teraz po świecie jeżdżą emisariusze pana premiera Morawieckiego i szukają węgla, by go kupić "on the spot". A to nie takie proste – mówi poseł.
Można było już w lutym zabrać się za uzupełnianie zapasów węglowych, tak jak cała Europa, a dopiero potem wprowadzać embargo. Skupienie się na wewnętrznych przepychankach w rządzie i szukanie kozła ofiarnego doprowadza do tego, że realnie grozi nam kryzys energetyczny. I ta ustawa tego ryzyka nie oddali. Dziś powinniśmy szukać takich rozwiązań, które ułatwią importerom ściąganie surowca z dalekich kierunków. Takim mechanizmem mogłaby być gwarancja dla akredytyw importowych dla firm sprowadzających węgiel – podpowiada w rozmowie z money.pl Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050).
Dziś też słychać zresztą zmiany w narracji rządowej. Pojawiają się głosy, że władza wprowadziła embargo m.in. na prośbę… opozycji.
Dodatek osłonowy czy kupienie sobie spokoju?
Politycy pokłócili się też o same założenia do dodatku osłonowego. Opozycji nie podoba się, że pieniądze otrzymają wszyscy opalający się węglem, bez względu na kryterium dochodowe i będą mogli je wydać na dowolny cel, co nie pozostanie bez wpływu na inflację w Polsce. Polityk PiS przyznaje, że w tym przypadku chodziło przede wszystkim o szybkość wypłat 3 tys. zł i koszty związane z weryfikacją, do kogo one trafiają i na co są wydawane.
Pojawiają się głosy, żeby weryfikować, na co wydawane są te pieniądze, albo żeby ograniczyć grupę osób, które obejmuje ten program. Ale to by oznaczało dodatkowe koszty, gdyż urzędy musiałyby weryfikować wydatki rodzin lub też sprawdzać ich oświadczenia o dochodach. To też by wydłużyło proces, a chodzi o to, by pomóc jak najszybciej – wyjaśnia Sylwester Tułajew.
– Dodatek węglowy jest "węglowym" tylko z nazwy, bo za te pieniądze będzie można np. pojechać na wakacje. Nie będzie on nawet walczyć z ubóstwem energetycznym, bo gdyby tak miało być, to wprowadzono by próg dochodowy i rozszerzono ustawę o osoby palące pelletem czy olejem opałowym, bo one też nie poradzą sobie z nadchodzącym sezonem grzewczym. Ta ustawa ma wyłącznie kupić rządowi spokój – uważa Paulina Hennig-Kloska.
Wskazała też zarazem główny zarzut opozycji do tej ustawy: ograniczenie grupy beneficjentów. Smakiem się obejdą ci, którzy posłuchali się polityków i przeszli na inne źródła ogrzewania, jak: olej opałowy, pellet, gaz, LPG i energię elektryczną. Anna Moskwa w trakcie prac sejmowych tłumaczyła, że dodatek osłonowy nie przysługuje na te źródła, ponieważ embargo rządowe dotyczyło wyłącznie węgla.
Obecna propozycja rządu ma na celu uspokojenie nastrojów i jest raczej PR-ową zagrywką. Damy państwu 3 tys. zł, mogą państwo kupić węgiel, tylko problem jest taki, że tego węgla nie ma. A 3 tys. zł w piecu się nie napali – smutno zauważa w rozmowie z money.pl Dariusz Wieczorek (Lewica).
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl