- Spadł śnieg, chciałam kupić sanki. Znalazłam ofertę w serwisie OLX, miałam szczęście. Zadzwoniłam do sprzedawcy w ciągu dosłownie 2 minut od publikacji ogłoszenia. Dwie godziny później odebrałam sanki, sprzedawca mówił, że w tym czasie odebrał 30 telefonów – pisze na #dziejesię pani Asia z Warszawy.
To nie żart – lokalne grupy ogłoszeniowe w serwisach społecznościowych są dosłownie zasypane prośbami o poradę w kupnie sanek. Wystarczyła odrobina śniegu, by tysiące ludzi zapragnęły powozić swoje pociechy lub samemu pozjeżdżać z okolicznych górek.
- Sanek po prostu nie ma gdzie teraz kupić. Najpierw pomyślałam o Decathlonie, zawsze mieli. Ale teraz sklepy są pozamykane. Otwartych jest tylko kilka. Ale i tak sprawdziłem – takich zwykłych sanek nie ma w żadnym z nich, nie ma też w sklepie internetowym. Wyszły – pisze pan Piotr, inny czytelnik money.pl.
To fakt – szybki przegląd najpopularniejszych sklepów internetowych wskazuje na to, że sanki są towarem deficytowym. Sytuacji nie poprawia fakt, że w całej Polsce zamknięte są galerie handlowe – ze sklepami sportowymi, artykułami dla dzieci etc.
Ci, którzy jeszcze mają sanki na sprzedaż, chcą na nich zarobić. Pan Bartosz z zaskoczeniem zorientował się, że sanki, które kupił na jednej z popularniejszych platform sprzedażowych dosłownie kilka dni temu, teraz są o 120 zł droższe i przysłał nam zdjęcia.
- Jeśli ktoś chce kupić sanki, to radzę poszukać w miejscach nieoczywistych – mówi w rozmowie z money.pl Bartosz Słupski, ekspert branży handlowej. – Chodzi na przykład o markety budowlane, jak Castorama, Jula czy Obi. Są też w sklepach sieci PSB Mrówka. Oprócz tego warto zajrzeć po prostu do supermarketów, chociaż dochodzą do mnie sygnały, że w wielu miejscach sanek już po prostu nie ma – dodaje Słupski.
Tę obserwację potwierdzają twarde dane. Katarzyna Jędrachowicz, rzeczniczka Ceneo.pl pokazała money.pl statystyki wyszukiwań sanek w porównywarce. W porównaniu z poprzednim tygodniem zainteresowanie kupnem sanek wzrosło o 396 proc., czyli czterokrotnie. Ale to i tak nic, jeśli porównamy ostatnie 7 dni z analogicznym okresem sprzed miesiąca – wzrost wynosi 1460 procent. Oznacza to, że obecnie sanek szuka 15 razy więcej osób niż na początku grudnia.
- Z drugiej strony widoczny jest też trend podnoszenia cen. Właśnie przed chwilą zauważyłem, że w ogłoszeniach pojawiają się na przykład sanki z Decathlona, tyle że z przebitką 20-30 procent. Mimo wszystko największym wzięciem cieszą się sanki używane, za mniej niż 100 złotych – mówi Słupski.
- Ja za swoje sanki – oczywiście używane – zapłaciłam 55 złotych. W dobrym stanie, nie ma co narzekać. Ja jestem zadowolona, sprzedawca też – pisze nam pani Joanna.