Uruchomienie miliardowej pomocy dla górskich gmin, dotkniętych spadkiem dochodów, wywołało burzę w samorządach z innych regionów. Rozczarowane decyzją rządu jest na przykład Pomorze.
– Mamy taki pokutujący stereotyp, nie wiem, czy rząd mu nie uległ, że zimą Polacy jadą w góry, a latem nad Bałtyk. Tymczasem od przynajmniej 20 lat nad morzem buduje się mnóstwo hoteli i innych obiektów całorocznych. Co roku o tej porze gazety i portale pokazywały zdjęcia tłumów ludzi spacerujących po plażach. Polacy polubili Bałtyk, nie tylko morsowanie – uśmiecha się Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa.
– Mówimy naprawdę o tysiącach ludzi, którzy przyjeżdżają w styczniu nad Bałtyk, by się wykąpać. Jeszcze więcej spaceruje po plażach, tłumy zawsze były w Mielnie, Ustce, Sopotu, Rewala. Te miejsca tętniły życiem i dziś są tak samo puste, jak górskie szlaki – dodaje na poważnie w rozmowie z money.pl.
Tę tezę potwierdzają dane. W grudniu 2019 i styczniu 2020 roku w samym tylko województwie zachodniopomorskim ponad 300 tysięcy turystów wykupiło prawie 1,4 miliona noclegów. Prawie 90 proc. gości pochodziło z zagranicy.
W latach przed COVID–19 w okresie świąteczno–noworocznym w Kołobrzegu stopień wykorzystania miejsc noclegowych wynosił 100 proc., w styczniu 50 proc., w okresie ferii zimowych – 70 proc. Dlatego już sama zapowiedź wsparcia wyłącznie gmin górskich wywołała konsternację.
Marszałek województwa zachodniopomorskiego w Wigilię zeszłego roku wysłał pismo do premiera. Ocenił, że na Pomorzu Zachodnim straty w okresie świąteczno–noworocznym mogą wynieść nawet 140 mln zł tylko z tytułu noclegów.
– 23 grudnia usłyszeliśmy zapowiedzi premiera, że rząd zamierza przeznaczyć miliard złotych na pomoc gminom górskim. Nam od razu zapaliła się czerwona lampka, bo przecież od lat prowadzimy konsekwentne działania, by przedłużyć sezon. To są lata inwestycji w bazę hotelową, wszelkie atrakcje, które pozwalają uniezależnić wypoczynek od pogody letniej – mówi w rozmowie z money.pl Gabriela Wiatr, rzeczniczka marszałka woj. zachodniopomorskiego.
Przypomina, że ten region jest uzależniony od turystyki, to jedna z najważniejszych gałęzi lokalnej gospodarki. – A teraz dodatkowo dostajemy cios w postaci ograniczenia małego ruchu granicznego. Ze wszystkich stron wiatr w oczy, a nikt o nas nie pamięta – mówi rzeczniczka.
Marszałek Olgierd Geblewicz sugeruje, że trudno nie wiązać decyzji o pieniądzach z poparciem dla partii rządzącej w regionach. W pomorskich gminach jest ono mniejsze niż na tradycyjnie propisowskim południu, gdzie pomoc popłynęła.
– Może o tym świadczyć choćby podział pieniędzy z rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Widzieliśmy na przykładzie naszego województwa, że pieniądze bez problemu dostały samorządy, w których (samodzielnie lub w koalicjach) rządzi PiS. Zmarginalizowano te, w których ta partia nie ma poparcia – podaje innych przykład Olgierd Geblewicz.
Dodaje, że zachodniopomorskie (jako województwo) w tzw. drugim rozdaniu funduszu nie dostało ani grosza, choć wnioskowało m.in. o środki na kolej metropolitarną.
Wsparcie dla górskich gmin. Rząd przyjął uchwałę
Gdzie ta solidarność?
– My się bardzo cieszymy z tego, że pomoc idzie do gmin na południu, nam się ta górska tarcza bardzo podoba. Tylko chcielibyśmy, by była on tarczą górsko–morską. Bo jeśli można wyasygnować wsparcie dla samorządów i przedsiębiorców z 200 gmin górskich, to prosimy o to samo dla trzydziestu kilku samorządów z północy. U nas turystyka jest tak samo zamrożona. Nie chcemy uprzywilejowania, ale też nie chcemy dyskryminacji – mówi nam Arkadiusz Klimowicz.
Burmistrz Darłowa wespół z kilkudziesięcioma samorządowcami wyliczyli, że gdyby gminom nadmorskim pomóc na takich samych zasadach, jak górskim, kosztowałoby to 175 – 200 mln złotych.
– Więc jeśli wicepremier Gowin w imię solidarności, podkreślając, że to nie są pieniądze rządu, tylko wszystkich Polaków, przesyła miliard złotych gminom z południa, to my w imię tej samej solidarności prosimy, by nie zapominał o turystyce nadmorskiej, która w ostatnich latach bardzo prężnie się rozwija – mówi Klimowicz.
Dodaje, że taka suma nie zrekompensuje strat, ale może być wsparciem dla regionu.
– Bo dziś jest kompletnie niezrozumiałe, dlaczego tylko część gmin żyjących z turystyki ma dostać wsparcie, a inna jest pozostawiona sama sobie – mówi.
O sprawę ewentualnej pomocy również dla pomorskich (oraz np. mazurskich) gmin turystycznych zapytaliśmy w Ministerstwie Rozwoju, które zajmuje się turystyką i podlega Jarosławowi Gowinowi. Zapewniono nas, że prace nad takimi rozwiązaniami trwają, czekamy na szczegóły.
Samorządowcy jak na razie nie doczekali się odpowiedzi na swoje listy - chociaż pierwsze wysyłali do rządu kilka tygodni temu. Zapowiadają, że będą pytać do skutku.