Przed kilkoma dniami Daryl Morey, dyrektor generalny Houston Rockets, skrytykował – na Twitterze - rząd chiński za podejście do protestujących w Hong Kongu, a konkretnie dał do zrozumienia, że łamane są tam prawa człowieka.
Jako że jest ważną osobą w świecie sportu, jego słowa zostały odebrane jako stanowisko NBA. Nie chcąc komplikować biznesowych relacji z Chinami, NBA szybko odcięła się od słów dyrektora generalnego, ale to nie zakończyło sprawy, bo tym razem oszukani poczuli się niektórzy fani amerykańskiej koszykówki i politycy. Domagali się od NBA, by opowiedziała się po stronie wolności słowa oraz pokazała, że ważne są dla niej prawa człowieka – informuje serwis TVN24 BiS.
W obliczu możliwej katastrofy wizerunkowej, NBA zrozumiała, że musi wystosować klarowny, zrozumiały komunikat, który wyciszy nastroje. Po kilku dniach przepychanek, wyjaśniła, co następuje: – Po naszym pierwszym oświadczeniu zdaliśmy sobie sprawę, że wiele osób nie wie, za jakimi wartościami NBA stoi. Pozwólcie mi wyjaśnić. Przez ostatnie trzy dekady NBA wypracowało silną relację z kibicami z Chin. […] W tym samym czasie zdaliśmy sobie jednak sprawę, że USA i Chiny mają zupełnie inne systemy polityczne i system wartości. Dla ligi znacznie ważniejsze jest to, co nas motywuje, a nie to, co zapewnia nam zysk – mówi Silver.
– Wolność słowa, szacunek i równość od dawna definiowały NBA i nadal tak będzie. […] To nieuniknione, że ludzie na całym świecie – w tym Amerykanie i Chińczycy – będą mieli różne poglądy dotyczące różnych spraw. Rolą NBA nie jest ich osądzanie. Nie będziemy regulować tego, co mówią nasi zawodnicy, trenerzy i menedżerowie, bo zwyczajnie nie możemy tego robić – dodaje (tłumaczenie za serwisem probasket.pl).
Ostrożne wyjaśnienie może jednak nie powstrzymać lawiny konsekwencji. Jak zauważa TVN 24 BiS, może mieć potężne konsekwencje dla amerykańskich firm, zwłaszcza tych silnie związanych z NBA. Taką bez wątpienia jest Nike, który dostarcza stroje dla wszystkich drużyn. W butach tej marki grają setki zawodników, w tym ten najbardziej popularny - LeBron James.
- Tu nie do końca chodzi o tweet, nie do końca o Houston Rockets. Mam wrażenie, że strona chińska skorzystała z okazji i pretekstu, by na inny teren, w inną przestrzeń przenieść wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi - stwierdził na antenie TVN24 BiS Grzegorz Kita ze Sport Management.
Dyrektor zarządzający USC Sports Business Institute David Carter ocenił dla CNN, że Chiny odpowiadają za 10 proc. przychodów NBA, które w sezonie 2017/18 wyniosły 8 miliardów dolarów. Według wcześniejszych przewidywań za 10 lat udział ten miał się zwiększyć do 20 proc.
W czwartek z półek sklepowych Nike w Chinach zniknęły buty oraz odzież, na której pojawiało się logo Houston Rockets - podał Reuters. Na razie ani Nike, ani NBA nie zabrały głosu w tej sprawie.
O tym, jak ważny jest to rynek dla firmy z Oregonu świadczy fakt, że choć Chiny odpowiadają za 16 proc. przychodów, ale generują aż 36 proc. zysków. Siła Nike jest tam tak wielka, że "nie muszą się z nikim liczyć ustalając ceny" - stwierdził dla "FT" jeden z analityków. Chiny w ostatnich paru latach były najszybciej rozwijającym się rynkiem Nike.
Na razie producenci odzieży sportowej nie podają informacji o spadkach w sprzedaży w związku z tweetem Moreya, ale jeśli sytuacja się pogorszy, to będzie to oznaczać dla nich spore straty - wyjaśnia CNN. Zwłaszcza, że wiele firm już wcześniej wyrażało zaniepokojenie działaniami Prezydenta USA Donalda Trumpa oraz zaognianiem wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami.
Analitycy podkreślają jednak, że konflikt NBA z Chinami może dotknąć nie tylko Nike. Najbardziej rozpoznawalną twarzą Adidasa jest najlepiej punktujący w NBA James Harden - na co dzień zawodnik Houston Rockets. W ubiegłym miesiącu niemiecki gigant wypuścił nową, sygnowaną nazwiskiem gwiazdora, serię butów, które mają być do kupienia w tym miesiącu.
- Przepraszamy, kochamy Chiny – powiedział na początku tygodnia Harden.
Czy to wystarczy?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl