- O ile ryzyko pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę, z zajęciem całego terytorium, jest raczej niewielkie, to absolutnie nie możemy wykluczyć działań na mniejszą skalę - mówi money.pl Jakub Olchowski, ekspert Instytutu Europy Środkowej. W jego ocenie do eskalacji dojdzie, nie wiadomo tylko, na jaką skalę.
Jak pisaliśmy w money.pl, otwarta wojna nikomu nie przyniesie wymiernych korzyści, za to koszty poniosą wszyscy, nie tylko Ukraina czy Rosja. Już właściwie płacimy, bowiem rosnące napięcie i samo ryzyko konfliktu odbija się na słabnących walutach, czy kalkulowaniu ryzyka inwestycyjnego firm.
Chodzi o niepewność – dla inwestorów globalnych to jest "ryzyko regionu" i w okresie dużej niepewności wolą oni często wycofać część kapitału, co doskonale widać w tym tygodniu na złotym. Reakcje na ryzyka geopolityczne są zazwyczaj dość zerojedynkowe i jak tylko okaże się (miejmy nadzieję), że scenariusz inwazji jest zażegnany lub mało realny, złoty powinien te straty odrobić. Na razie nie wiadomo, kiedy tak może się stać
Według informacji przekazywanych przez Ihora Baranetskiy'ego, kierownika Wydziału Ekonomicznego Ambasady Ukrainy w Polsce, powołującego się na dane Narodowego Banku Ukrainy, wolumen bezpośrednich inwestycji z Polski do ukraińskiej gospodarki przekroczył już w pierwszej połowie ubiegłego roku 1 mld dol.
Konflikt to również ryzyko dla polskich firm i instytucji mających na Ukrainie swoje przedstawicielstwa, zakłady produkcyjne, inwestycje czy wykonawców. A jest ich niemało. Firm z kapitałem polskim działa w tym kraju około 4 tys.
Wśród tych najbardziej znanych są między innymi: LPP, czyli właściciel takich marek jak Reserved, Mohito, House, Cropp czy Sinsay, producent paneli Barlinek, producenci mebli; Black Red White i Nowy Styl, firmy budowlane, takie jak Unibep, produkujący puszki i opakowania krakowski Canpak, albo działający pod marką Łasoszczi producent słodyczy - firma Wawel.
Obecne są na tym rynku również Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych, czyli producent popularnych produktów marki Bella, ale i duże instytucje finansowe jak PKO PB, który jest właścicielem ukraińskiego Kredobanku, czy ubezpieczyciel PZU. To oczywiście tylko kilka przykładów.
Paniki nie widać
Jak z ich perspektywy wygląda sytuacja? - Z uwagą śledzimy ją za naszą wschodnią granicą i jesteśmy przygotowani na jej rozwój według różnych scenariuszy. Jeśli zaistnieje taka konieczność, będziemy reagować na bieżąco, dostosowując się do aktualnych warunków - powiedział w rozmowie z money.pl Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes zarządu LPP.
Podkreślił jednak, że do czasu, kiedy poruszamy się w sferze spekulacji, LPP nie podejmuje żadnych działań związanych ze zmianą naszych planów biznesowych. Polska marka odzieżowa u naszego wschodniego sąsiada prowadzi blisko 140 sklepów.
- Nie widzimy też paniki na rynku ukraińskim. Zachowania klientów nie uległy zmianie, dlatego działamy jak dotąd - prowadzimy sprzedaż, zatowarowujemy sklepy i nie rezygnujemy z planów związanych z otwieraniem kolejnych salonów na Ukrainie
Z uwagą sytuację na Wschodzie obserwuje również zarząd PKO Banku Polskiego i jak poinformował money.pl wiceprezes Maks Kraczkowski, na bieżąco analizuje możliwe scenariusze wydarzeń.
Bazując na doświadczeniach konfliktu krymskiego i aneksji półwyspu, podjęliśmy jednak szereg działań, których celem jest zminimalizowanie ryzyk dotyczących działalności w Ukrainie
Jak już pisaliśmy, rodzimy bank jest właścicielem Kredobanku, to jedna z największych polskich inwestycji w instytucję bankową Ukrainy.
- Obecnie KredoBank funkcjonuje w normalnym trybie. Nie obserwujemy także istotnych zaburzeń w funkcjonowaniu rynku finansowego Ukrainy, a ostatni cyberatak na państwową infrastrukturę informatyczną w żaden sposób nie zagroził bezpieczeństwu systemów banku - zapewnił wiceprezes Kraczkowski.
Jak poinformował nas Wojciech Jarmołowicz, rzecznik Unibepu, na rynku ukraińskim inwestorzy nadal angażują spore fundusze w projekty handlowe. - Oczywiście, pojawia się dużo znaków zapytania w kontekście geopolitycznym, ale biznes działa normalnie - stwierdził. Również on potwierdził, że nerwowości czy wręcz paniki na rynku w tym kraju nie zaobserwował.
Mimo to firma uważnie przygląda się sytuacji za naszą wschodnią granicą. Wojciech Jarmołowicz podkreślił, że przygotowana jest na różne scenariusze.
Kontakty handlowe z Ukrainą
Polska w 2021 roku uplasowała się na 9. miejscu wśród największych inwestorów zagranicznych na Ukrainie. Jak przypomina polsko-ukraiński portal gospodarczy "Dialog", ostatnia znacząca polska inwestycja na Ukrainie to zakup przez PGNiG pakietu kontrolnego udziałów w ukraińskiej spółce Karpatgazvydobuvannya.
Choć Ukraina nie jest dla Polski najważniejszym partnerem handlowym, to otwarty konflikt odczulibyśmy w naszym PKB.
Wymiana handlowa między oboma krajami wyniosła 4,62 mld dol., a Polska była po Chinach i Niemczech trzecim partnerem Ukrainy, stale rywalizującym o to miejsce z Rosją.
Ukraina to rynek zbytu dla naszych towarów. W II kw. 2021 r. import z Polski do tego kraju wyniósł 1,3 mld dol., a eksport do Polski 1,32 mld dol.
- Ukraina ma dla polskiej gospodarki niewielkie znaczenie. Według danych GUS w 2020 r. trafiało tam jedynie 2,2 proc. całości polskiego eksportu, a z Ukrainy pochodziło zaledwie 1,1 proc. importowanych towarów. Należy jednak zaznaczyć, że dla niektórych pozycji rola Ukrainy jest duża (np. importu rudy żelaza) - mówił money.pl Sławomir Matuszak z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Co wysyłamy na Ukrainę? Pojazdy drogowe, maszyny i urządzenia elektryczne, chemię, kosmetyki, wyroby z metali oraz papier. Kupujemy zaś głównie surowce, jak choćby rudy metali, czy tzw. metale czarne - żelazo, stal, żeliwo (377 mln dol. w 2020 r.), wyroby przemysłu ciężkiego (685 mln dol.), płody rolne, jak słonecznik i jego pochodne (479 mln dol.), ale też drewno (234 mln dol.).