Rosja jest już niemal gotowa do inwazji - twierdzi ukraińskie ministerstwo obrony. Złudzeń nie ma również administracja Białego Domu. Według rzeczniczki Jen Psaki Rosja w każdej chwili może rozpocząć atak.
Na granicy z Ukrainą pojawiło się 127 tys. rosyjskich żołnierzy, kolejne oddziały Putin skierował na Białoruś, a - jak donosił "New York Times" - Federacja Rosyjska zarządziła ewakuację swoich dyplomatów z ambasady w Kijowie i konsulatu we Lwowie.
Czy to oznacza, że werble już grają wojenny rytm, a Europę czeka kolejny konflikt? Zdaniem dra Jakuba Olchowskiego, eksperta Instytutu Europy Środkowej, do eskalacji dojdzie, nie wiadomo tylko, na jaką skalę.
Scenariusze są różne - od działań hybrydowych, przez aneksję regionów przygranicznych, a zwłaszcza pasa łączącego Donieck z Krymem dającego Rosji dostęp drogą lądową do zaanektowanego już terytorium Ukrainy, po zajęcie Kijowa i okupację większości terytorium Ukrainy.
- Putin się nie cofnie. Do agresji dojdzie - uważa dr Olchowski.
Dla przywódcy Rosji to już sprawa ambicjonalna. Straciłby twarz, a żaden dyktator nie może na to sobie pozwolić. O ile ryzyko pełnowymiarowej inwazji, z zajęciem całego terytorium, jest niewielkie, to absolutnie nie możemy wykluczyć działań na mniejszą skalę. Szarpania Ukrainy, ataków punktowych. To najbardziej prawdopodobny scenariusz - twierdzi ekspert.
Polityka nierozerwalnie łączy się z ekonomią. Jak przekonuje w rozmowie z money.pl Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie, na tym konflikcie stracą wszyscy, w tym także Rosja, a swoją cenę zapłaci też Polska.
Uchodźcy z terenu wojny
- Ta inwazja trwa już od 8 lat. Rosja prowadzi agresywną politykę. Polska jest już krajem frontowym i powinna być przygotowana na koszty wynikające z tego konfliktu - mówi Jan Piekło.
Jak zaznacza były ambasador na Ukrainie, to, jakie my poniesiemy straty, zależeć będzie od skali konfliktu. - Polska powinna być przygotowana na każdy scenariusz - także ten mniej prawdopodobny, czyli podbój całego kraju. Powinna już myśleć o ewentualnym kryzysie migracyjnym, szukać nowych rynków w razie zamknięcia wschodniej granicy, przygotowywać inną strukturę handlową i budować sojusze gospodarczo-handlowe - wylicza.
Zdaniem Sławomira Matuszaka, eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich, to właśnie masowy napływ uchodźców może być największym problemem. Zwłaszcza gdy nie będzie kontrolowany. - Trudno w tej chwili oszacować jego rozmiar. Będzie on zależał od zakresu ewentualnej agresji ze strony Rosji - mówi Matuszak.
Po aneksji Krymu do Polski przyjechało 1,5 miliona Ukraińców. Większość z nich to jednak imigranci zarobkowi. - Pracują u nas, płacą podatki i budują nasze PKB - zaznacza ambasador Piekło. - Polska skorzystała na ich przyjeździe, ale przed wojną na Wschodzie uciekać będą również innego rodzaju imigranci, którym będzie trzeba pomóc - dodaje.
Dr Marta Drabczuk, politolog z UMCS, przypomina, że na terenie Polski mamy obecnie około 1,5 tys. jednoosobowych działalności założonych przez Ukraińców. Jej zdaniem nawet hybrydowa wojna bez otwartego konfliktu pogorszy nastroje wśród przedsiębiorczych obywateli Ukrainy. - To spowoduje większy ich napływ do Polski - konkluduje.
To byłby cios. Gospodarcze znaczenie Ukrainy
Choć zdaniem ekspertów podbój Ukrainy jest mniej prawdopodobny, to nie można i takiego scenariusza skreślać.
Wymiana sankcji i kontrsankcji oraz embarga sparaliżowałyby handel nie tylko z Rosją, Białorusią, ale i podległą Moskwie Ukrainą. Gdyby Kijów padł, a Ukraina stała się satelitą Rosji, wówczas i z tym partnerem handlowym mielibyśmy ograniczone relacje.
Co oznaczałoby to dla Polski? Według Marty Drabczuk Ukraina, choć nie jest dla Polski najważniejszym partnerem handlowym, to i tak odczulibyśmy pewne skutki w naszym PKB.
Ukraina to rynek zbytu dla towarów. W II kw. 2021 r. import z Polski na Ukrainę wyniósł 1,3 mld dol., a eksport do Polski 1,32 mld dol. Wymiana handlowa wyniosła 4,62 mld dol., a Polska była po Chinach i Niemczech trzecim partnerem Ukrainy, stale rywalizującym o to miejsce z Rosją.
Na Ukrainę wysyłamy pojazdy drogowe, maszyny i urządzenia elektryczne, chemię, kosmetyki, wyroby z metali oraz papier. Kupujemy zaś głównie surowce, jak choćby rudy metali, czy tzw. metale czarne - żelazo, stal, żeliwo (377 mln dol. w 2020 r.), wyroby przemysłu ciężkiego (685 mln dol.), płody rolne, jak słonecznik i jego pochodne (479 mln dol.), ale też drewno (234 mln dol.)
- Ukraina ma dla polskiej gospodarki niewielkie znaczenie. Według danych GUS w 2020 r. na Ukrainę trafiało jedynie 2,2 proc. całości polskiego eksportu, a z Ukrainy pochodziło zaledwie 1,1 proc. importowanych towarów. Należy jednak zaznaczyć, że dla niektórych pozycji rola Ukrainy jest duża (np. importu rudy żelaza). Ewentualne wstrzymanie tranzytu gazu przez Ukrainę miałoby większe konsekwencje dla Słowacji, natomiast dla Polski ograniczone - ocenia Sławomir Matuszak z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jak zauważa dr Marta Drabczuk, kanały wymiany handlowej zostałyby zamknięte tylko przy pełnej agresji Rosji. - A wówczas ustałaby nie tylko wymiana towarowa, ale też inwestycje polskich przedsiębiorców na Ukrainie. Stanowią one ok. 2 proc. Wszystko to razem mogłoby się złożyć na utratę w okolicy punktu procentowego w PKB - zauważa.
Zerwanie łańcuchów dostaw
Wojna na Wschodzie będzie miała również konsekwencje dotyczące łańcuchów dostaw. Przez Białoruś i Ukrainę trafiają do Europy choćby towary z Chin. Łukaszenka już raz groził odstawieniem na boczny tor wagonów z towarami z Państwa Środka.
- Zakłócenie łańcuchów dostaw to nie tylko brak towarów, ale też źródło presji inflacyjnej. Trzeba pamiętać, że czasie kiedy ceny frachtu morskiego wzrosły czterokrotnie, kolejowe połączenia mają duże znacznie - tłumaczy dr Olchowski.
Eksperci podkreślają jednak, że taka blokada nie mogłaby trwać długo, bowiem same Chiny będą zabiegać o udrożnienie szlaku albo znalezienie innej drogi.
Zdaniem przedstawicieli Instytutu Europy Środkowej trzeba zwrócić też uwagę na problem importu energii elektrycznej z Ukrainy. Zgodnie z porozumieniami międzynarodowymi Polska korzysta z sieci przesyłowych w momencie większego zapotrzebowania na energię.
Osłabienie złotego
Każdy konflikt militarny w regionie ma negatywny wpływ na gospodarkę. Wojna trafiłaby rykoszetem również w polski rynek walutowy. - Mogliśmy to obserwować w czasie aneksji Krymu i w czasie walk w Donbasie - przypomina dr Olchowski.
W 2014 roku w wyniku tych wydarzeń nasza waluta straciła wobec amerykańskiego dolara aż 15 proc.
- Nasza waluta jest wrażliwą na czynniki zewnętrze. Z całą pewnością wojna na Ukrainie spowodowałaby jej jeszcze większe osłabienie - dodaje Drabczuk.
Jak mówi dr Olchowski, konsekwencje gospodarcze dla naszego regionu będą. - Czeka nas zmniejszenie wiarygodności, wycofanie kapitałów zagranicznych, zwiększenie niepewności na rynkach - podsumowuje.