Rok 2020 w Narodowym Funduszu Zdrowia? To będzie rok kontroli. NFZ - choć oficjalnie tego nie mówi - sprawdzi, czy w polskich szpitalach nie grasują lekowi łapówkarze. Skąd takie podejrzenia? Wszystko przez ceny preparatów. Jak wynika z danych Funduszu szpitale nagminnie przepłacają za leki.
Małe szpitale potrafią kupować tanio; duże potrafią przepłacać. I w drugą stronę. Różnice często są gigantyczne. I nie mają logicznego uzasadnienia. A tylko kilka najczęściej zbyt drogo kupionych preparatów kosztuje blisko miliard złotych rocznie.
Jak wynika z analiz, rozbieżności pomiędzy najniższą a najwyższą ceną potrafią sięgać nawet 924 proc. I tak zamiast 203 zł, na rachunku jest… blisko 2 tys. zł. Dotyczy to głównie leków stosowanych w programach lekowych i chemioterapii. Największe problemy są tam, gdzie Fundusz refunduje wydatki w 100 proc.
Zobacz także: Darmowe leki dla kobiet w ciąży będą dostępne od 1 lipca
Przykłady? Pegfilgrastimum, czyli substancja czynna znajdująca się w lekach wpierających produkcję białych krwinek podczas choroby nowotworowej, nabywana jest przez podmioty lecznicze w cenach od 39,57 zł do 356,40 zł za każdy miligram substancji czynnej.
Jak wynika z danych NFZ, najtaniej kupuje jedna z placówek w Gliwicach. Najdrożej te z Rzeszowa i Lublina.
Z kolei etanerceptum, który jest stosowany między innymi przy zapaleniu stawów, niektóre placówki kupują w cenie 1,24 zł za miligram substancji czynnej, a niektóre za… 12,88 zł. Tylko na tę jedną substancję Fundusz wykłada rocznie 60 mln zł. Więc na kilkaset procent nadpłaty nie ma miejsca.
I tak punkt po punkcie, sprawozdanie po sprawozdaniu NFZ badał, gdzie uciekają pieniądze.
- Stwierdzone przez NFZ duże dysproporcje pomiędzy cenami leków, których zastosowanie przynosi identyczny efekt zdrowotny, wymagają podjęcia pilnych działań – komentuje w rozmowie z money.pl Adam Niedzielski, prezes NFZ. - Naszym celem jest więc wprowadzenie wspólnych postępowań na zakup leków - dodaje.
Jak podkreśla, jeżeli NFZ traci w ten sposób pieniądze, to nie dołoży ich do innych programów leczenia. Im większy jest więc wyciek, tym bardziej tracą Polacy. Wspólne zakupy to jednak nie jest jedyne rozwiązanie.
Jak wynika z informacji money.pl, w tym roku NFZ będzie kontynuował monitorowanie procesów zakupów leków w szpitalach. Zwróci też uwagę na to, czy nie naruszają one zasad uczciwej konkurencji. W Ministerstwie Zdrowia jest świadomość problemu.
Przyczyna? Jak można usłyszeć w resorcie, możliwości są dwie - albo decydujący o lekach nie interesują się tym, ile wydają na preparaty, bo i tak pieniądze zwraca Narodowy Fundusz Zdrowia, albo… dali się nakłonić do takich, a nie innych decyzji zakupowych. I jedno, i drugie będzie skrupulatnie sprawdzane. Minister zdrowia Łukasz Szumowski w rozmowie z money.pl zwracał uwagę, że na większość szpitali w Polsce największy wpływ mają lokalne samorządy. I niejednokrotnie na stanowiska dyrektorskie mają wybierać "niesprawdzone osoby".
Oszczędności dla pacjentów
Narodowy Fundusz Zdrowia nie ukrywa, że liczy na pozytywny efekt kontroli. Pieniądze i tak trafią do pacjentów. Tylko, że w formie innych świadczeń lub innych refundowanych leków.
Jak już pisaliśmy w money.pl, w 2020 roku rząd przeznaczy ok. 5,30 proc. PKB na służbę zdrowia.
Przekładając procenty na kwoty, mowa o 112,4 mld zł. W skrócie to niemal trzy razy więcej niż rocznie idzie na program 500+. Nieco ponad połowa z tej sumy pójdzie na finansowanie szpitali. Kolejne 13 proc. przeznaczone będzie na podstawową opiekę zdrowotną, a niecałe 6 proc. - na ambulatoryjną. Ponad 9 proc. pochłonie refundacja leków.