- Nie tylko w Polsce, ale również w Europie ośrodki narciarskie bazują na produkcji technicznego śniegu. O sukcesie ośrodka nie decyduje już położenie czy klimat, tylko liczba urządzeń i podejście do naśnieżania - mówi Bartosz Haczkiewicz, prezes spółki Czarna Góra, przewodzącej w grupie spółek Czarna Góra Resort.
Jak dodaje, ciągle trwa technologiczny wyścig o przełamanie poziomu -3,5 stopnia, by można było naśnieżać i było to uzasadnione ekonomicznie. Na razie jednak tu właśnie jest granica, kiedy jest to opłacalne.
- Znam takich, którzy próbują, kiedy jest cieplej, ale robią to chyba tylko dla polepszenia nastroju. Na przestrzeni ostatnich kilku lat skomercjalizowała się maszyna do robienia śniegu w dodatnich temperaturach (fabryka śniegu), ale ze względu na duże zużycie energetyczne nie naśnieży się tym całego ośrodka. Można jedynie jeden lub ewentualnie fragmentu stoku - mówi Haczkiewicz.
Mróz potrzebny
Czarna Góra Resort to jeden z większych ośrodków narciarskich w polskich Sudetach. W tych górach temperatury pozwoliły rozpocząć sezon dopiero po świętach. Wprawdzie na początku grudnia pojawił się śnieg naturalny, ale tylko symbolicznie.
- Na przestrzeni ostatnich 10 lat pamiętam zaledwie dwa sezony, które pozwoliły przygotować trasy na naturalnym śniegu, ale potem i tak trzeba dośnieżać. Opad naturalny nie jest już czynnikiem decydującym o tym, czy sezon był dobry. Teraz chodzi już tylko o temperatury - mówi Haczkiewicz.
Potwierdzają to badania Uniwersytetu Śląskiego. Zimowy klimat mocno nam się zmienia. Pada coraz mniej śniegu, a coraz więcej deszczu. Wynika tak z danych gromadzonych codziennie od ponad 50 lat z ok. 50 stacji pomiarowych w Polsce.
Wracajmy jednak na stok. W sezonie, jak przekonuje Haczkiewicz, trzeba na nim wytworzyć warstwę ok 1,5 metra zbitego śniegu. Zatem nawet jakby spadło 3 metry śniegu, co w Sudetach nie zdarzyło się od niepamiętnych czasów, to dałoby to jakiś metr grubości po ubiciu tego przez ratraki.
Śnieg za miliony
Zatem śnieg trzeba produkować. Ile to kosztuje? Nasz rozmówca szacuje, że od ok. 10 do 12 zł za metr sześcienny gotowej nawierzchni pod narty.
Zatem przygotowanie fragmentu stoku o długości 100 metrów i szerokości 20, przy grubości pokrywy do 1,5 metra oznacza wydatek rzędu 30-36 tys. zł. Czarna Góra Resort oferuje 10 km tras i 2 km leśnych łączników, które też są naśnieżane. To oczywiście tylko szacunki, ale widać wyraźnie, jak potężne to koszty idące w miliony zł.
- To jeszcze nie koniec, bo to nie tylko maszyny do naśnieżania, koszty obsługi. Do naśnieżania potrzebne są zbiorniki wodne, przepompownie i kilometry rur pod ziemią. W tym roku wydaliśmy na to ok. 800 tys. zł, w zeszłym 1,2 mln zł, trzy lata temu kolejne 1,5 mln zł. Wszystko, by stworzyć wreszcie w pełni zautomatyzowany system naśnieżania - wyjaśnia Bartosz Haczkiewicz.
W ostatnich latach w rozwój całego ośrodka zainwestowano znacznie więcej. Jeszcze 10-20 lat temu było tu zaledwie kilka starych wyciągów, głównie orczykowych. Teraz narciarzy kuszą wygodne kanapy i 10 km tras. Inwestycje pod stworzenie w pełni zautomatyzowanego systemu naśnieżania dowodzą, że mimo zmian klimatu, biznes ten daje dobrze zarobić.
Biało w Zieleńcu
Potwierdzenie tej tezy znajdujemy w innym czołowym ośrodku w Sudetach: w Zieleńcu, gdzie na narciarzy czekają 23 km tras.
- W planach jest budowa kolejnych wyciągów kanapowych jak i modernizacja istniejącej już infrastruktury. Rozwój ośrodków narciarskich będzie szedł w parze ze wzrostem gospodarczym oraz wzrostem siły nabywczej Polaków - mówi Grzegorz Głód z Zieleniec Ski Arena.
Oczywiście koszty rosną, tak jak i w górę idą ceny energii elektrycznej, koszty pracownicze. One znajdują też swoje odzwierciedlenie w cenie karnetów. Jednak zdaniem Głoda podwyżki cen karnetów nie idą w górę proporcjonalnie z podwyżkami kosztów.
- Gdyby tak faktycznie było, to już dziś w wielu ośrodkach ceny karnetów byłyby na zaporowym poziomie. Słabe zimy również zdecydowanie wpływają na wzrost kosztów, głównie ze względu na konieczność naśnieżania stoków. Mowa tu przede wszystkim o kosztach energii elektrycznej do zasilania armatek i kosztach pracowniczych związanych z obsługą naśnieżania - dodaje Grzegorz Głód.
Jak zapewnia, w Zieleńcu patrzą w przyszłość z optymizmem. - Średnio co 4-5 lat zdarza się słaba zima i nie wiązałbym tego z ociepleniem klimatu. Ostatni raz taka zima była cztery lata temu. Liczymy, a nawet wierzymy, że prawdziwa zima jeszcze zawita w polskie góry i warunki na stokach będą takie jak w alpejskich, wysokogórskich ośrodkach - mówi Głód.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl