Kolejny raz w najnowszej historii Polski nauczyciele grożą strajkiem i domagają się podwyżek. Grożą nawet paraliżem wiosennej sesji egzaminacyjnej, co nie jest nowością. Już raz, w 1993 r. z powodu strajku matury nie odbyły się w zaplanowanym terminie.
- Nauczyciele protestują dlatego, że mało zarabiają w stosunku do innych grup. Zarabiają mało, bo pensje są finansowane z budżetu. Na nauczycielach i ich pensjach się oszczędza, a cały system, jak sądzę, jest marnotrawny i źle zorganizowany – przekonuje w rozmowie z Mikołajem Kunicą prof. Andrzej Koźmiński.
Prof. Koźmiński wyjaśnia, że przez złą organizację systemu rozumie m.in. "organizację pracy, obciążenie poszczególnych nauczycieli oraz brak równomierności". – System prowadzi do tego, że prawdopodobnie są miejsca, w których jest zbyt wielu nauczycieli, ale są i takie, gdzie ich brakuje. System jest sztywny, zbiurokratyzowany i opanowany przez wojujące związki zawodowe – wskazuje prof. Koźmiński.
Na pytanie o szkodliwą rolę związków zawodowych w systemie edukacji naukowiec podkreśla, że ich postulaty wzajemnie się wykluczają. – Związki z natury rzeczy chronią istniejące miejsca pracy. Dlatego jeżeli zamierzona jest reforma zmierzająca do pewnego rodzaju racjonalizacji, to wówczas pojawia się z ich strony opór. Równocześni związki zawodowe walczą o wyższe wynagrodzenia, ale te dwa dążenia są sprzeczne – mówi.
Rozwiązaniem sporu, zdaniem Koźmińskiego, byłoby wypracowanie całościowego podejścia do reformy szkolnictwa powszechnego, ale we współpracy pomiędzy resortem a związkami. – Ta zmiana kształtu organizacji sposobu funkcjonowania powinna obejmować zwiększone wynagrodzenia, natomiast niekoniecznie zwiększenie liczby nauczycieli i ich przywilejów. Rozwiązania nie można jednak narzucić i tyczy się to obu stron – przekonuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl