Zapowiadany strajk nauczycieli wywołuje konflikt nie tylko na linii rząd-związkowcy. Podzielone jest także samo środowisko nauczycieli. Jak mówi w rozmowie z money.pl pani Sabina, nauczycielka muzyki w niepublicznej szkole, nie wszyscy pedagodzy zamierzają strajkować. Jest wielu, którzy nie zgadzają się z działaniami strajkujących.
Czytaj także: Strajk nauczycieli. Tym z Gdyni grożą odebraniem pensji
- Teraz nikt nie myśli o dobru uczniów, tylko o podwyżce. To jest gra polityczna i manipulacja dziećmi. Słychać tylko jeden postulat - podwyżka. Nikt nie mówi o zmianie systemu nauczania. Prestiż tego zawodu się nie zwiększy i nauczyciele nie zyskają szacunku, jeśli chcą tylko podwyżek - mówi.
Jak podkreśla pani Sabina, w poprzednim roku szkolnym pracowała w publicznej placówce i nie narzekała. Popiera postulat podwyżek dla nauczycieli, jednak nie kosztem uczniów. Zapewnia, że tego zdania jest wielu innych nauczycieli, nie tylko z prywatnych szkół. - Niepubliczne placówki nie strajkują, ale znam kilka publicznych szkół, które również do strajku nie przystąpią - dodaje.
Zdaniem pani Sabiny, nie każdy belfer jest przepracowany. - Wielu nauczycieli nie pracuje, jak twierdzi, 40 godzin tygodniowo. Większość kartkówki sprawdza w pokoju nauczycielskim podczas "okienek". Jeśli nie są wychowawcami, odpadają wywiadówki czy spotkania z rodzicami. Raz w miesiącu trzeba pojawić się na radzie pedagogicznej - opowiada.
Wszystko jednak wskazuje na to, że do strajku dojdzie, bo rząd nie chce spełnić żądań ZNP jeszcze przed 8 kwietnia. Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że egzaminy się odbędą. W komisjach egzaminacyjnych mają zasiadać niestrajkujący nauczyciele z innych szkół oraz emerytowani. Resort na kolanie wypracowuje pod to odpowiednie przepisy.
Odwet szykują nauczyciele. Na zamkniętych grupach w mediach społecznościowych zastanawiają się, jak zablokować egzaminy, gdy w komisjach zasiądą nauczyciele zatrudnieni na zastępstwo.
Rozważają zabarykadowanie się tak, by uniemożliwić nauczycielom-zastępcom wejście do szkół, a co za tym idzie, by nie mogli zasiąść w komisjach egzaminacyjnych. Co więcej, pojawia się pomysł przejęcia testów i opublikowania pytań, co sprawi, że egzaminy będą nieważne. Jeszcze ktoś inny zachęca do "zakłócenia przebiegu egzaminu poprzez głośne słuchanie muzyki".
Właśnie to oburzyło panią Sabinę i postanowiła się do nas odezwać. Przesłała nam treść rozmów między nauczycielami z zamkniętych grup. Za głośny sprzeciw i troskę o dobro ucznia, została z tych grup wykluczona.
- Zostałam wyrzucona z tych grup, bo głośno mówiłam, że jestem przeciwna strajkowi. Jestem za tym, żeby nauczycielom płacono więcej, ale nie popieram strajku w tak ważnym dla uczniów momencie. Nie możemy robić tego kosztem dzieci. To jest strajk polityczny i szantaż - mówi w rozmowie z money.pl nauczycielka.
Pani Sabina zwraca uwagę na jeszcze jeden, bardzo ważny problem. Dotyka on uczniów z ostatnich klas, którzy planują dalszą edukację za granicą - czy to w liceach, czy już na studiach. Przesunięte czy zablokowane egzaminy mogą oznaczać dla nich stracony rok, bo nie zdążą aplikować do wymarzonych szkół.
Niektórzy nauczyciele tak bardzo sprzeciwiają się strajkom, że chcą wystąpić ze struktur ZNP. Poseł PiS Waldemar Buda twierdzi, że dostaje mnóstwo zapytań, jak odejść ze związku. Dlatego opublikował wzór wniosku o skreślenie ze struktur ZNP. Wzór został udostępniony na forum sympatyków PiS.
Żądania nauczycieli
Strajk nauczycieli ma się rozpocząć 8 kwietnia. Protest ma trwać do odwołania. Ogólnopolski strajk w oświacie na początku marca zapowiedział Związek Nauczycielstwa Polskiego, który zrzesza ok. 200 tys. nauczycieli. Głównym postulatem ZNP jest 1000 zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty.
Czytaj też: Zalewska: Gwarantuję, że egzaminy się odbędą
Nauczyciele nie ukrywają też, że nie podobają im się efekty niedawnej reformy oświaty. Ich nastroje znacznie się pogorszyły po tym, jak prezes PiS Jarosław Kaczyński pod koniec lutego otworzył worek przedwyborczych obietnic. W zapowiedziach zmian zabrakło podwyżek dla nauczycieli, o które ci upominają się od miesięcy.
- Jeśli rząd da nam te 1000 zł, to zaraz zgłoszą się inni. Pracownicy poczty, maszyniści. Każdy może wyjść i żądać podwyżek, dlatego rząd najpewniej się nie ugnie - podsumowuje rozmowę z money.pl nauczycielka, pani Sabina.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl