– Jeśli wiceminister pracy i pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych, osoba niewidoma, mówi publicznie, że dostałby do 70 pkt, czyli mógłby nie dostać nowego świadczenia wspierającego osoby niepełnosprawne, to nasza siedmioletnia córeczka z zespołem Downa na pewno go nie dostanie – uważa pan Michał, ojciec trojga dzieci, z których najmłodsza Zuzia jest niepełnosprawna.
Czytelnik nawiązuje do słów, jakie padły dwa tygodnie temu z ust wiceministra rodziny Pawła Wdówika w radiu RMF FM. Polityka zapytano, kto dostanie nowe świadczenie wspierające - jak wiceminister ocenia własną sytuację w kontekście mających obowiązywać kryteriów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wdówik nie był pewny odpowiedzi, ale oszacował, że będąc osobą niewidomą, otrzymałby do 70 pkt, zatem mógłby świadczenia nie dostać. Warto zaznaczyć, że wiceminister uważa się za osobę dość samodzielną.
Przedstawiciel rządu tłumaczył, że nowe świadczenie dostaną tylko osoby z orzeczoną niepełnosprawnością, które otrzymają od dwuosobowych komisji nielekarskich od 70 pkt wzwyż w 100 pkt skali. Komisje te będą oceniać stopień niesamodzielności danej osoby na podstawie ankiety. Od ich decyzji będzie można się odwołać.
Zdaniem naszego rozmówcy – pana Michała – po wejściu w życie przyjętej przez rząd ustawy o świadczeniach rodzinnych, sytuacja jego rodziny nie poprawi się, a może się nawet pogorszyć. W domu tylko on pracuje, żona pobiera świadczenie pielęgnacyjne na Zuzię. Nie pracuje, bo ma ustawowy zakaz. Miesięczny koszt utrzymania dziecka to ok. 3,5 do 4 tys. zł. Dziewczynka uczęszcza do oddalonego od domu o 25 km przedszkola integracyjnego (w miejscowości, gdzie mieszka, takiej placówki nie ma) oraz na zajęcia rehabilitacyjne.
Rodzice nie rozumieją sensu zakazu pracy
Codziennie jest tam dowożona przez żonę pana Michała. – Moja córeczka chodzi, słyszy i widzi, ale nie mówi – informuje czytelnik.
Nie stać ich, by wysłać dziecko na turnus rehabilitacyjny, którego tygodniowy koszt wyniósłby ok. 6 tys. zł. – Co roku organizujemy zrzutkę w mediach społecznościowych na rehabilitację – opowiada pan Michał.
Nasz czytelnik nie rozumie, dlaczego rząd nie zniósł całkowitego zakazu pracy dla opiekunów osób niepełnosprawnych, którzy pobierają świadczenie pielęgnacyjne.
– Byłoby to z korzyścią zarówno dla rodzin, jak i dla państwa, bo osoby takie płaciłyby od dochodów podatki i składki do ZUS – podkreśla.
W ich sytuacji żona mogłaby pracować, gdy Zuzia jest w przedszkolu. – Żona jest młoda, chce być wśród ludzi, wykorzystywać swoją wiedzę i umiejętności zawodowe, ale nie może. Nie stać nas, aby stracić to świadczenie – opowiada pan Michał.
Dodaje, że co dwa lata kompletują dokumentację medyczną Zuzi i stawiają się na komisji, orzekającej o jej niepełnosprawności. – Tak, jakby zespół Downa był uleczalny i niepełnosprawność mogła w ciągu tych dwóch lat się cofnąć. Boimy się, że te dwuosobowe komisje niemedyczne będą podobną traumą dla dziecka, a dla nas kolejnym upokorzeniem – mówi.
Rząd obawia się nadużyć i kosztów
Urzędnicy resortu rodziny mówili nam nieoficjalnie, że wiedzą o tym, iż część opiekunów osób niepełnosprawnych omija przepisy: dorabia na czarno lub pracuje na zleceniach podpisywanych przez inne osoby.
W rozmowie z money.pl dwa lata temu jeden z wiceministrów rządu powiedział, że zakaz pracy przy pobieraniu świadczenia pielęgnacyjnego PiS wprowadził po to, by Polacy go nie nadużywali. Jak twierdził, za rządów PO, które zniosło zakaz pracy, liczba świadczeniobiorców wzrosła z 300 tys. do 1,2 mln osób.
Według wiceministra świadczenie dostawały osoby nieuprawnione, bo lekarze wydawali zaświadczenia bezrobotnym, którzy nie mogli znaleźć pracy.
Dziś PiS podkreśla, że bezrobocie jest w Polsce bardzo niskie i problemu ze znalezieniem pracy nie ma. Problemem jest stan finansów państwa, chociaż rząd oficjalnie przyznać tego nie chce. Ci, którzy skorzystają z nowego świadczenia wspierającego, nie otrzymają świadczenia pielęgnacyjnego.
Przypomnijmy: od 2023 r. będzie można do świadczenia pielęgnacyjnego w kwocie 2458 zł miesięcznie (2119 zł na rękę) dorobić, ale nie więcej niż 24 tys. zł brutto w ciągu roku, czyli ok. 16 tys. zł netto (miesięcznie to ok. 1355 zł netto, czyli mniej niż połowa płacy minimalnej).
Dla wielu wykwalifikowanych specjalistów oznaczałoby to przyjęcie pracy w stawce godzinowej 22,8 zł/godz., a dla pracodawców przymus zatrudnienia takiego pracownika w niewielkim wymiarze, co jest nieopłacalne.
Pomysł był inny, upadł
Warto przypomnieć, że dwa lata temu koncepcja świadczenia – nad którą pracował w resorcie rodziny m.in. wiceminister Wdówik, była inna. W lutym 2021 r. wiceminister poinformował, że jeden z pomysłów był taki, aby limit dochodu odpowiadał średniej płacy krajowej. Byłaby to zatem kwota znacznie wyższa niż obecnie proponowana.
Jeśli opiekun pobierający świadczenie przekroczyłby ten dopuszczalny limit, świadczenie nie byłoby mu odbierane, ale pomniejszane na zasadzie tzw. suwaka, czyli złotówka za złotówkę. Teraz rząd nie przewiduje mechanizmu pomniejszania świadczenia o nadwyżkę dochodu.
Jak informuje Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, opiekun otrzymujący świadczenie pielęgnacyjne nie straci prawa do tego świadczenia, jeżeli w danym roku kalendarzowym jego łączny dochód z tytułu zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej nie przekroczy sześciokrotności kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę obowiązującego na 31 grudnia danego roku kalendarzowego.
"W sytuacji, gdy dochód opiekuna pobierającego świadczenia pielęgnacyjne przekroczy w danym roku ustawowy limit, skutkować będzie to utratą świadczenia pielęgnacyjnego od miesiąca następującego po miesiącu, w którym limit został przekroczony. Kwota przekroczenia limitu nie będzie miała znaczenia" – czytamy w komunikacie prasowym resortu rodziny.
Opiekun będzie zobowiązany też powiadomić gminny ośrodek (czyli instytucję wypłacającą świadczenie pielęgnacyjne) o rozpoczęciu zatrudnienia i o wysokości osiąganego dochodu. Dla urzędników istotne jest, żeby na bieżąco przekazywać te informacje.
"Opiekunowie wywiązujący się z tego obowiązku nie będą narażeni na pobranie nienależnego świadczenia pielęgnacyjnego i na konieczność jego zwrotu" – podkreślają urzędnicy. Przyznany limit dochodu jest całoroczny, jeśli więc opiekun przekroczy go po trzech pierwszych miesiącach roku i nie zgłosi tego do gminy, a dalej będzie pobierał świadczenie, po zakończeniu roku będzie musiał zwrócić nienależnie podebrane świadczenie za 9 miesięcy.
Ministerstwo szacuje, że decyzję o potrzebie wsparcia na poziomie co najmniej 70 pkt uzyska, i będzie mogło skorzystać ze świadczenia wspierającego, około 500 tys. osób z niepełnosprawnością. W tym ok. 50 tys. osób z najwyższym poziomem potrzeby wsparcia (90-100 pkt), ok. 150 tys. ze średnim poziomem potrzeby wsparcia (80-89 pkt) i ok. 300 tys. osób z poziomem potrzeby wsparcia na poziomie 70-79 pkt.
Koszt świadczeń (wspierających, pielęgnacyjnych z dorabianiem, składek społecznych, świadczeń przedemerytalnych, zasiłków dla bezrobotnych i programu aktywizacyjnego wraz z kosztami obsługi), wedle szacunków MRiPS, wyniesie w pierwszym roku 3,9 mld zł.
Informacje na temat nowego świadczenia wspierającego można uzyskać pod numerem telefonu 22 245 61 00.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.