Prezydent Andrzej Duda ogłosił w poniedziałek, że podpisze ustawę, na mocy której ma powstać komisja ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski.
Ustawa nazywana jest potocznie "lex Tusk", bo opozycja uważa, że jej prawdziwym celem jest dyskredytacja politycznych rywali przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Te odbędą się jesienią tego roku. Zdaniem opozycji, głównym celem "komisji weryfikacyjnej" ma być lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.
Rosja odcięła gaz Polsce. Damy sobie radę? "Sami podziękowalibyśmy za dostawy"
"Nie mam niczego do ukrycia"
Ale specjalna komisja będzie mogła wziąć pod lupę nie tylko działalność polityków, ale także byłych kierownictw spółek czy członków zarządu. Grażyna Piotrowska-Oliwa, która była prezesem PGNiG od marca 2012 r. do kwietnia 2013 r., zaproszenia od komisji na przesłuchanie się nie spodziewa, ale – jak mówi w rozmowie z money.pl – także się go nie boi.
Przypomina, że w okresie jej prezesury udało się m.in. obniżyć ceny gazu dzięki renegocjacji kontraktu z Gazpromem.
Nie mam niczego do ukrycia. To były czysto biznesowe, profesjonale negocjacje, niemające nic wspólnego z wpływami rosyjskimi – mówi Piotrowska-Oliwa.
– Wystarczy popatrzeć na skutki tych negocjacji. Uzyskaliśmy cenę gazu o 30 proc. niższą, Rosjanie musieli przelać na konto spółki ciężkie pieniądze. Udało się też zmienić formułę cenową, która po raz pierwszy w Europie wprowadziła indeksowanie do ceny gazu na giełdzie – przypomina.
Od politycznej burzy wokół komisji dystansuje się. – Nie chcę się zajmować polityką, już dawno nie wypowiadam się na temat decyzji władzy. Mogę powiedzieć tylko jedno: jestem obywatelem tego kraju i nie zamierzam się z niego wyprowadzać – stwierdza.
Piotrowi Woźniakowi, byłemu ministrowi gospodarki i byłemu prezesowi PGNiG, pomysł badania rosyjskich wpływów bardzo się podoba. Ma jednak wiele uwag do formuły komisji, którą chce powołać PiS.
To powinna być formalna, jawna komisja śledcza, której działanie jest transparentne i opisane w ustawach, a nie twór, który udaje sąd – uważa Woźniak.
– W USA takie komisje nikogo nie dziwią. Są ich dziesiątki, badają sprawy związane z działalnością banków czy ubezpieczycieli, a ich śledztwa i raporty są bardzo wnikliwe. Dają pole do działania organom ścigania. Tak samo powinno być w Polsce – dodaje były minister gospodarki.
Piotr Woźniak: trzeba sięgnąć 50 lat wstecz
Jego zdaniem zbadanie wpływów Rosji na różne sektory polskiej gospodarki jest potrzebne z punktu widzenia polskiej racji stanu.
– Nigdy dość mówienia o zagrożeniu dla Polski płynącym ze Wschodu. Czas wreszcie przerwać ten zaklęty krąg – uważa były prezes PGNiG.
– Jest jednak pytanie, na ile komisja, którą tuż przed wyborami powołuje PiS, będzie w stanie to porządnie i obiektywnie zbadać. Dlaczego to nie zostało zrobione kilka lat temu? Mieli przecież całą kadencję. W tej sprawie należy prześledzić decyzje i działania, który mogą sięgać nawet 50 lat wstecz, a to przecież wymaga czasu. Ten pośpiech budzi moje najgorsze podejrzenia – dodaje.
Zdaniem Woźniaka komisja powinna najpierw przedstawić plan działania i podzielić pracę na etapy, tak by objąć badaniem wiele sektorów gospodarki.
– Kwestie wpływów na sektor energetyczny to są bardzo skomplikowane sprawy, wielowątkowe. Ich badanie będzie wymagać kolejnej kadencji, a przecież nie wiemy, co wydarzy się po wyborach. Wkroczenie Saudi Aramco do Polski też wymaga zbadania, ale przecież za rządów PiS-u nie ma co na to liczyć – mówi Woźniak.
Komisja może wykluczyć z życia publicznego na 10 lat
Komisja ds. zbadania wpływów rosyjskich ma składać się z 9 członków powoływanych i odwoływanych przez Sejm, a na jej czele ma stanąć przewodniczący wybrany spośród członków komisji. Kluby poselskie mają przedstawić kandydatów do komisji w ciągu dwóch tygodni od wejścia przepisów w życie.
Wszystkie partie opozycyjne zapowiedziały jednak już w poniedziałek, że nie wystawią swoich kandydatów do zasiadania w komisji.
Komisja formalnie ma nie być komisją sejmową, ale komisją administracyjną, która – mając szerokie uprawnienia – ma badać wpływy rosyjskie w administracji, a na koniec wydać orzeczenia, na przykład zakazujące pełnienia funkcji publicznych przez 10 lat.
Katarzyna Kalus, dziennikarka i wydawczyni money.pl