Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|
aktualizacja

Nie ma odwrotu, dług publiczny Polski będzie rósł. Jest się czego bać?

102
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

Najdalej za dwa lata dług sektora finansów publicznych przekroczy 60 proc. PKB, czyli unijną granicę stabilności fiskalnej. Łatwo dziś argumentować, że wobec wyzwań gospodarczych, z którymi mierzy się Polska, nie mamy innego wyjścia. Ale to nie oznacza, że szybki wzrost zadłużenia Polski nie będzie miał żadnych konsekwencji.

Nie ma odwrotu, dług publiczny Polski będzie rósł. Jest się czego bać?
Wszystko wskazuje na to, że Andrzej Domański będzie pierwszym ministrem finansów Polski, który dopuścił do wzrostu długu publicznego powyżej 60 proc. PKB. (East News, Filip Naumienko/REPORTER)

Temu zagadnieniu poświęcamy inauguracyjne wydanie "Ringu ekonomicznego", nowego formatu debat w money.pl. Do pojedynku na argumenty zaprosiliśmy dwóch cenionych ekonomistów: dr. hab. Andrzeja Rzońcę, profesora Szkoły Głównej Handlowej i kierownika tamtejszej Katedry Międzynarodowych Studiów Porównawczych oraz dr. Michała Możdżenia, adiunkta w Katedrze Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członka Polskiej Sieci Ekonomii. W dalszej części tego artykułu przedstawiamy kontekst tej polemiki.

Rząd stracił kluczowego sojusznika

W 2023 r. dług publiczny Polski, liczony zgodnie z unijną definicją (tzw. dług EDP), wyniósł niespełna 49,6 proc. PKB. Wobec poprzedniego roku wzrósł tylko symbolicznie, choć deficyt sektora finansów publicznych wynosił ponad 5 proc. PKB. Sojusznikiem Ministerstwa Finansów była jednak wysoka inflacja, która napędzała nominalny wzrost PKB (i wpływy do budżetu). W najbliższych latach rząd na taki korzystny zbieg okoliczności liczyć już nie może.

Tymczasem nic nie wskazuje na to, aby minister finansów miał w planach istotne ograniczenie manka w budżecie. W tym roku, jak szacuje resort, deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 5,7 proc. PKB, w 2025 r. – zgodnie z przyjętym pod koniec sierpnia projektem ustawy budżetowej – zmaleje do 5,5 proc. To będzie pchało w górę zadłużenie Polski. W tym roku, jak przewiduje MF, sięgnie ono 54,6 proc. PKB, a w 2025 r. już 59,8 proc. PKB. Biorąc pod uwagę to, że faktyczne wykonanie budżetu różni się zwykle od planów, istnieje duże ryzyko, że dług sektora finansów publicznych przebije w przyszłym roku 60 proc. PKB. To poziom, który – obok deficytu do 3 proc. PKB – jest jednym z unijnych kryteriów stabilności fiskalnej państw członkowskich.

Samo w sobie to, że dług publiczny w Polsce jest na drodze powyżej 60 proc. PKB, nie jest niespodzianką. Już od pewnego czasu wskazywały na to prognozy instytucji międzynarodowych i samego rządu, np. te zawarte w kwietniowym Wieloletnim Planie Finansowym Państwa. Tyle, że miało się to wydarzyć później. Te prognozy uchodziły więc raczej za scenariusz ostrzegawczy. Wydawało się, że jest ciągle czas, aby skierować finanse publiczne na inną trajektorię.

Nie będzie mocnego zaciskania pasa

Dziś jest w zasadzie pewne, że tak się nie stanie. Co to oznacza? W polskiej Konstytucji zapisany jest zakaz zwiększania długu publicznego powyżej 60 proc. PKB. Gdyby do tego doszło, rząd musiałby wdrożyć drastyczny program oszczędnościowy. Ale konstytucyjny zakaz dotyczy tzw. państwowego długu publicznego (PDP) a nie długu sektora finansów publicznych (EDP). Ten pierwszy jest zaś istotnie niższy (wynosi niewiele ponad 40 proc. PKB) dzięki temu, że w ostatnich latach rząd wypychał część wydatków poza budżet centralny, np. do funduszy celowych takich jak Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych i Fundusz Przeciwdziałania Covid-19 (gwoli uczciwości trzeba przyznać, że obecna koalicja, choć krytykowała PiS za takie budżetowe sztuczki, również je stosuje).

Wzrost długu EDP powyżej 60 proc. PKB, czyli złamanie drugiego z unijnych kryteriów stabilności budżetu (pierwszym jest deficyt poniżej 3 proc. PKB), również będzie miał pewne konsekwencje dla polityki rządu, ale znacznie słabsze niż te, które miałby analogiczny wzrost długu PDP. Według nowych unijnych ram fiskalnych, dług EDP powyżej 60 proc. PKB zaostrza tylko działanie procedury nadmiernego deficytu, którą Polska już została objęta, ale nadal nie będzie to wymuszało ostrego zaciskania pasa. Szczególnie, jeśli deficyty w sektorze finansów publicznych prowadzące do wzrostu zadłużenia będą spowodowane wydatkami na obronność, współfinansowanie projektów unijnych oraz inne działania, które UE uznaje za priorytetowe.

To oznacza, że w dyskusji na temat konsekwencji wzrostu długu publicznego, zagrożenia natury prawnej i regulacyjnej można (na razie) pominąć. Ważniejsze są skutki czysto gospodarcze lub nawet społeczne, czyli wpływ rosnących zobowiązań finansowych państwa na tempo rozwoju, inflację, bilans płatniczy, kurs waluty, a nawet nierówności dochodowe.

Nie ma już gwarancji, że z długu uda się wyrosnąć

Popularnej niegdyś tezy, że wzrost zadłużenia państwa powyżej 60 proc. PKB sprawi, że Polska będzie "drugą Grecją" i stanie na krawędzi bankructwa, nikt już dzisiaj nie traktuje poważnie. Nawet z takim wynikiem należelibyśmy zresztą do relatywnie mało zadłużonych państw Europy. Średni poziom długu publicznego w UE to bowiem 83 proc. (w 2023 r.), a w samej strefie euro 90 proc. PKB. A jeśli wierzyć długoterminowym prognozom Komisji Europejskiej, będzie nadal stopniowo rósł.

Dlaczego? Wydaje się, że w Europie ortodoksyjna polityka "zaciskania pasa" została skompromitowana po globalnym kryzysie finansowym. Było to wyraźnie widać w trakcie pandemii Covid-19, gdy rządy nie chciały ryzykować kolejnej straconej dekady (i wzrostu popularności skrajnych populistów) i bez wahania podjęły kosztowne często działania stabilizujące zatrudnienie i gospodarkę. Zaraz później wybuchła wojna w Ukrainie oraz kryzys energetyczny, a restrykcyjna polityka fiskalna znów nie wydawała się najlepszą odpowiedzią na te wyzwania. W trakcie jednego z paneli na niedawnym Forum Ekonomicznym w Karpaczu prof. Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego zauważył, że w Polsce wśród polityków głównego nurtu nie ma już "fiskalnych fundamentalistów". To samo można powiedzieć o większości innych państw UE.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Nowy podatek na armię. Czy to dobry pomysł? - Marcin Piątkowski - Biznes Klasa #16

Z drugiej strony, po wystrzale inflacji i ostrym wzroście stóp procentowych, ucichły nieco głosy, że rządy mogą zadłużać się właściwie bezkarnie. Ba, że jest to wręcz działanie odpowiedzialne, bo niemal każde przedsięwzięcie, za które weźmie się rząd, przyniesie stopę zwrotu przewyższającą koszty obsługi zaciągniętego na ten cel długu. Warto w tym kontekście przypomnieć list otwarty grupy młodych ekonomistów z lata 2020 r., nawołujący do zniesienia konstytucyjnego limitu długu publicznego (i zignorowania limitu unijnego). "Zbliżenie się do średniej unijnej (pod względem długu – red.) z pominięciem konstytucyjnego limitu oznaczałoby potencjał wygenerowania na przestrzeni lat dodatkowego strumienia wydatków publicznych w wysokości kilkuset miliardów złotych" – pisali sygnatariusze. Od tego czasu koszty obsługi długu radykalnie jednak wzrosły, podkopując ten argument. W 2023 r., jak wyliczali w czerwcowym raporcie Sławomir Dudek, Ludwik Kotecki i Marta Petka-Zagajewska, odsetki od długu stanowiły już ponad 2 proc. PKB Polski – najwięcej od dekady.

Mamy więc do czynienia z taką oto sytuacją: z jednej strony nie ulega wątpliwości, że zwiększenie potencjału obronnego Polski, poprawa jakości służby zdrowia oraz transformacja energetyczna wymagają ogromnych nakładów, z drugiej zaś finansowanie tych potrzeb stało się droższe. Zwiększyło się więc ryzyko wystąpienia efektu "kuli śnieżnej", gdy dług w relacji do PKB puchnie wskutek tego, że koszty jego obsługi rosną szybciej niż nominalny PKB. Teoretycznie ten ostatni problem bez trudności rozwiązać mógłby bank centralny, tak jak zrobił w trakcie pandemii, uruchamiając skup obligacji skarbowych na rynku wtórnym. W praktyce prawdopodobnie oznaczałoby to przejście do reżimu trwale wyższej inflacji. Zresztą w obecnym układzie politycznym NBP nie wydaje się skłonny do tego, żeby w jakikolwiek sposób wspierać politykę gospodarczą rządu.

Co w takiej sytuacji powinna zrobić rządząca koalicja? Czy musi niepokoić się rosnącym długiem publicznym? Czy zjawisko to jest nieuchronne w tym sensie, że inaczej nie da się odpowiedzieć na wyzwania, przed którymi stoi Polska? I czy jeśli zadłużenie przebije 60 proc. PKB, w kolejnych latach rząd powinien dążyć do jego obniżenia? Jak miałby to zrobić? Na te pytania odpowiadają zaproszeni do #RingEkonomiczny eksperci. Za tydzień odbędzie się druga runda debaty, w której ci sami ekonomiści polemicznie odniosą się do swoich wstępnych tekstów. Państwa zaś zapraszamy do roli sędziów w tym starciu na argumenty.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(102)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Tomek D.
3 miesiące temu
Dlaczego Tusk mówił że uchwalają ambitny budżet? Co w tym budżecie jest ambitnego? Rekordowy kredyt?
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
Myślący
3 miesiące temu
Zlikwidować wszystkie plusy wszystkim! Zlikwidować fundusz kościelny, sejmiki powiatowe i wojewódzkie! Ograniczyć liczbę radnych , posłów,senatorów, ministrów! Wprowadzić rozsądne stawki dla wszelakiej maści dyrektorów i prezesów. Zlikwidować rady nadzorcze! I są pieniądze!!!
Miszcz
3 miesiące temu
Toż to normalnie rekord świata, niecały rok i już kompletna ruina. Mają rozmach.
nieboskłon
3 miesiące temu
Polska zbankrutuje. Ale to nikogo nie obchodzi. Władzę interesuje tylko to aby się nachapać a suweren się cieszy że za pożyczone pieniądze dostaje 500+.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (102)
ssss
1 tyg. temu
To jest ewidentny powód do tego żeby polikwidować wszystkie benefity i zacząć budowę nowego ładu gospodarczego, nie mylić z polskim ładem PiS. Najgorsze w tym wszystkim jest to jednak, że u nas nie ma nic stabilnego, po za śmiercią i podatkami. Po cóż więc cokolwiek planować skoro jedni przez 4 lata kadencji się zaorają żeby to wszystko uporządkować, a przyjdzie taki PiS lub jemu podobni i wszystko co dokonali poprzednicy, zniszczy w imię pozyskania wyborców. W państwie powinny funkcjonować plany wieloletnie, których pod żadnym pozorem ot tak sobie nie można by zmienić. To dawałoby gwarancję stabilności państwa i każdy wiedziałby czego może się spodziewać. To co dzisiaj nam się proponuje to wieczna huśtawka i bezkarność za popełnione decyzje. Chcecie stabilności - to do rządzących to planujcie rozsądnie. Ludziom wiele decyzji może się nie podobać, ale 800 plus trzeba zlikwidować. Inaczej ma się kwestia emerytów zwłaszcza tych najbiedniejszych, ale wałkonie zwykle młodzi niech się wezmą za robotę, a nie żerują na Państwie, a tak naprawdę na nas podatnikach. Każdy ma jednakowe szanse na zarabianie pieniędzy, no ale jak dają to po co pracować.
Staszek54
miesiąc temu
artykuł nie podaje rozwiązania jak społeczeństwo może zdyscyplinować rząd do zapisanego wymogu ustawy.
Roman
3 miesiące temu
A kto go zrobił szary zwykły człowiek czy ci ekonomiści z rządu obarczyć ich a nie społeczeństwo bo oni nigdy nie zwracali się z takimi problemami do zwykłego człowieka to niech ze swoich pensji dają a nie wymyślają absurdalne jeszcze podatki
Podatnik
3 miesiące temu
Skończyć z utrzymywaniem na koszt Polskiego podatnika Ukpainy, Ukpaincow tu socjal I dokonywać bezsensownych zakupów broni w USA. Jak pokazała wojna na UA abramsy na tym terenie są do niczego
Kaktus Mścign...
3 miesiące temu
Lemingi jak papugi wina pisu zadluzyli Polske dlatego DT musial zatrudnic rekordowa ilosc minstrow minister I wicemistrow (wiceminister tez przepraszam nie zapomnialem) ktorzy w pocie czola I z mozolem naprawiaja nie spiac po nocach zeby to zmienic. Potrzeba czasu do naprawy dlatego podniesiemy wam rachunki na gaz I prad, vat na zywnosc I nie damy drugiej waloryzacji gdyz w pierwszej kolejnosci musimy zaplacic za krzywdy wyrzadzone sb I ubekom I oddac ich zagrabione pieniadze przez 8 chudych lat. Nie po to palowali ludzi zeby teraz biede klepac. A dopiero jak dostana te pieniadze (inaczej beda dalej na nas obrazeni) to oni z nami wspolnie postaramy sie zeby Polska powstala z kolan. A jak sie nie uda to przynajmniej dostana zasluzone pieniadze. Tak czy siak jest to nasze zwyciestwo.
...
Następna strona