Polski korespondent dziennika "Die Welt" napisał, że powstanie CPK sprawi, iż Polacy i Czesi nie będą już jeździć do Berlina. Artykuł zatytułowano "Ten megaprojekt może zepchnąć Berlin Brandenburg w cień". Stwierdzono w nim, że budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego to "polskie wypowiedzenie wojny" sektorowi lotniczemu w Niemczech.
- Nie, nie obawiamy się negatywnego wpływu CPK na lotnisko Berlin-Brandenburg. Jest ku temu kilka powodów - odpowiada na to dla money.pl Sabine Deckwerth, rzeczniczka Flughafen Berlin-Brandenburg.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Berlin to nie "niemiecki CPK"
Przedstawicielka berlińskiego lotniska zwraca uwagę, że ma ono inny charakter niż planowany port lotniczy w Baranowie. Z tego względu nie będą ze sobą wprost konkurować.
- Berlin-Brandenburg nie jest hubem, ale lotniskiem point-to-point. Oznacza to, że pasażerowie, którzy do nas przylatują, nie chcą się przesiadać, ale lecieć bezpośrednio do Berlina lub miejsc w regionie stołecznym Brandenburgii. Czas podróży osób lecących z Berlina wynosi zazwyczaj do trzech godzin - dodaje Deckwerth.
Oznacza to, że lotnisko na przedmieściach stolicy Niemiec obsługuje przede wszystkim rejsy europejskie. W przypadku hubów zaś kluczowe są połączenia dalekiego zasięgu, czyli trwające sześć, osiem, dziesięć i więcej godzin.
Nikt nie zaprzecza, że CPK odbierze część pasażerów Berlinowi i innym lotniskom w Niemczech. Na przykład mieszkańcy zachodniej Polski będą mogli porównać, z którego lotniska mają tańsze bilety i bardziej dogodne godziny wylotów na rejsach bezpośrednich.
- W każdym razie życzymy naszym kolegom w Warszawie powodzenia w realizacji tego dużego projektu - mówi nam rzeczniczka portu Berlin-Brandenburg.
Do dyskusji o Centralnym Porcie Komunikacyjnym to polscy politycy wprowadzili Berlin-Brandenburg jako argument. Rafał Trzaskowski w 2018 r. w kontekście CPK mówił o "gigantomanii premiera Mateusza Morawieckiego, który proponuje lotnisko w szczerym polu". - W Berlinie udało się po latach, i będziemy mieli lotnisko (...), no trudno będzie z nim konkurować - twierdził polityk Platformy Obywatelskiej, kandydujący wówczas na prezydenta Warszawy.
Później do jego wypowiedzi wielokrotnie nawiązywali politycy Prawa i Sprawiedliwości, mówiąc "po co nam CPK, skoro jest lotnisko w Berlinie". - Musimy być państwem pierwszorzędnym i nie możemy mieć lotniska dla Polaków w Berlinie, jak chcą nasi przeciwnicy - podkreślał Jarosław Kaczyński, prezes PiS, w lipcu 2022 r.
Z kolei Marcin Horała, ówczesny pełnomocnik ds. CPK w rządzie PiS, w czasie kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. przekonywał, że:
Dla Platformy Obywatelskiej Lufthansa jest ważniejsza niż LOT, lotnisko w Berlinie ważniejsze niż CPK, a opinia Niemiec ważniejsza niż polski interes.
Jak ustalił money.pl, rząd w Berlinie odcina się od tez w głośnym artykule "Die Welt". - Stwierdzenia w cytowanym artykule nie zostały wypowiedziane przez rząd federalny. To nie jest nasz punkt widzenia - mówi nam Florian Druckenthaner, rzecznik Federalnego Ministerstwa Transportu i Cyfryzacji w Niemczech.
I przekonuje, że CPK nie zagrozi nie tylko portowi lotniczemu w Berlinie, ale również tym we Frankfurcie i Monachium. - Znamy jakość i mocne strony naszych niemieckich hubów i z zainteresowaniem czekamy na dodatkową konkurencję w Warszawie - podkreśla.
Maciej Lasek: "fobia polityków PiS"
Dlaczego zatem argument lotniska w Berlinie tak często pojawia się w kontekście dyskusji o budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego lub wyrzuceniu projektu do kosza?
- To nigdy nie był argument merytoryczny, a raczej emanacja fobii polityków PiS - ocenił Maciej Lasek, pełnomocnik rządu ds. CPK, pytany przez money.pl o komentarz.
Również jego zdaniem straszenie Berlinem w sprawie CPK to chybiony argument. Jest jedno "ale". - Czym innym jest natomiast podnoszenie ryzyk związanych z budową każdej nowej infrastruktury, czego negatywnym przykładem jest właśnie lotnisko w Berlinie. Miało 10 lat poślizgu i trzy razy wyższe od zakładanych koszty. Właśnie dlatego każda nowa inwestycja powinna być przemyślana, aby zminimalizować podobne ryzyka - powiedział.
Taką samą prośbę o komentarz wysłaliśmy do posła Marcina Horały oraz biura i rzecznika Prawa i Sprawiedliwości. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Pechowe lotnisko Berlin-Brandenburg. "Niemcy stały się pośmiewiskiem"
Lotnisko Berlin-Brandenburg im. Willy'ego Brandta stało się synonimem "pechowego lotniska" i przykładem, jak nie zabierać się za wielkie inwestycje. Jak pisaliśmy w money.pl, podczas budowy lotniska BER wszystko poszło nie tak.
Przypomnijmy, że w 2014 r. tygodnik "Stern" ujawnił, że główny projektant systemu przeciwpożarowego Alfredo di Mauro nie był inżynierem z uprawnieniami, a jedynie kreślarzem. Już rok później "Tagesspiegel" donosił, że do planowanego na drugą połowę 2017 r. otwarcia nie dojdzie, bo trzeba zburzyć i postawić od nowa 600 ścian, które nie spełniały wymogów przeciwpożarowych.
Błędy stwierdzono nie tylko w projekcie i wykonawstwie, ale również w planowaniu i zarządzaniu całą inwestycją. Prof. Genia Kostka, współautorka książki o wielkich inwestycjach w Niemczech, z w rozmowie z BBC zwróciła uwagę, że "rada nadzorcza była pełna polityków, którzy nie mieli pojęcia, jak nadzorować projekt".
Budowę lotniska Berlin-Brandenburg rozpoczęto we wrześniu 2006 r., a nowe lotnisko oddano do użytku pod koniec października 2020 r. Pierwotnie planowano, że inwestycja zostanie ukończona do połowy 2012 r.
Koszty budowy lotniska Berlin-Brandenburg początkowo szacowano na 2,5 mld euro. W 2014 r. szacowano je na 5,4 mld euro. Ostatecznie sięgnęły 7,3 mld euro, czyli trzykrotnie więcej niż planowano.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl