Gazoporty są jedną z kluczowych strategii obronnych Europy przed podbijaniem cen gazu przez Rosję. W sobotę, jak donosi Deutsche Welle, Niemcy uruchomiły drugą pływającą jednostkę do regazyfikacji FSRU (z ang. Floating Storage Regasification Unit).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemcy idą na rekord - drugi pływający terminal LNG
Wymowne jest miejsce - Lubmin nad Bałtykiem, położony w landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie. To tu jest wylot niesławnych nitek Nord Stream 1 i 2. To inwestycja prywatna, realizowana partnerstwo przez francuski koncern energetyczny Totalenergies i niemiecką firmę Deutsche ReGas. Terminal pozwoli Niemcom rocznie importować 5,2 mld m sześc. gazu. Pierwszy transport przypłynął z Egiptu.
- Przetrwamy tę zimę. Kryzys gospodarczy nie nastał - mówił kanclerz Olaf Scholtz na inauguracji drugiego terminala.
Równie wymowny jest fakt, że to drugi pływający terminal FSRU Niemców. Pierwszy uruchomiono pod koniec zeszłego roku w Wilhelmshaven po zaledwie 200 dniach budowy, co nawet jak na Niemcy jest wynikiem rekordowym.
Niemcy to jeden z największych konsumentów gazu w Europie, zużywają ok. 1/4 tego, co cała UE. Plan Scholtza jest ambitny. Zakłada, że w ciągu najbliższych czterech lat ma powstać aż pięć państwowych terminali LNG obsługujących specjalne jednostki regazyfikujące. Do tego niemieckie ministerstwo gospodarki bierze pod uwagę dwie jednostki prywatne.
To duże wyzwanie. Pierwsze trzy terminale LNG mają zwiększyć przepustowość o ok. 20 mld m sześc. LNG rocznie. To odpowiada ponad 40 proc. importu z Rosji w 2021 r.
Polski terminal LNG
Polska także ma w planach budowę terminalu - w Zatoce Gdańskiej. Za jego budowę odpowiada spółka Gaz-System. Według planów inwestycja ma się zakończyć w latach 2027-2028. W połowie grudnia przedstawiciele zapewniali redakcję money.pl, że prace są realizowane zgodnie z harmonogramem, a sam "termin uzasadniony jest wieloma przesłankami, zarówno ekonomicznymi, jak i tymi związanymi z bezpieczeństwem energetycznym kraju".
Przedstawiciele spółki tłumaczyli też, że w Polsce konieczne jest wybudowanie znacznie większego zakresu infrastruktury niż w Niemczech, włącznie z tworzeniem od podstaw podmorskich systemów przesyłowych oraz odcinków gazociągów lądowych.
Proste porównanie na zasadzie Niemcy mają dwa, a my żadnego, nie jest do końca adekwatne, bo to trochę jak porównywanie pomidora do pomarańczy. Są do jedzenia i mają kulisty kształt.
Eksperci energetyczni tłumaczyli, że nasza inwestycja jest odległa, bo skupiliśmy się na innych projektach wynikających z lokalnych potrzeb. Polski przemysł nie jest tak mocno oparty na gazie, jak niemiecki, a sama Polska - aż tak uzależniona od rosyjskiego przesyłu.
- Do tej pory nie była to najbardziej priorytetowa inwestycja. Przyćmiewał ją Baltic Pipe i rozbudowa Świnoujścia. Być może zabrakło miejsca na trzeci projekt realizowany równolegle w ramach tego samego podmiotu - mówił prof. Rober Zajdler, ekspert Instytutu Sobieskiego.
- Dodatkowo Polska inwestowała w rozbudowę interkonektorów między sąsiadami. Inna polska spółka wydzierżawiła terminal pływający LNG na Litwie, co też może mieć znaczenie w globalnej analizie ryzyk dla rynku krajowego. To powodowało, że budowa infrastruktury LNG na Zatoce Gdańskiej mogła być odsuwana na dalszy plan - dodał ekspert.