Wprawdzie prawo antylichwiarskie nie pozwala na przywłaszczenia domów i mieszkań pod zastaw pożyczek. Jednak w stosunku do rolników można je nieco naginać, traktując ich wszystkich, jak przedsiębiorców. Wtedy łatwiej jest zabierać im gospodarstwa rolne.
Jak zauważa "Gazeta Wyborcza" prawo ograniczyło firmom pożyczkowym możliwości przejmowania mieszkań w miastach na poczet spłaty pożyczki. Nie pozostało im więc nic innego, jak gdzie indziej szukać możliwości na nieuczciwy zarobek.
Zgodnie z polskim prawem żądanie odsetek i kosztów przekraczających dwukrotne ustawowe limity, jest zabronione w stosunku do osób fizycznych. Jednak to samo prawo pozwala przedsiębiorcy z drugim przedsiębiorcą podpisać każdą umowę.
Może być ona nawet bardzo niekorzystna dla jednej ze stron. Zakłada się, że przedsiębiorca jest profesjonalistą świadomym skutków swoich działań, ma narzędzia i prawników, by umowę zweryfikować.
Rolnicy mali i duzi traktowani są przez firmy pożyczkowe jak przedsiębiorcy. Choć często, podobnie jak zwykli obywatele, nie mają możliwości zweryfikowania umów. Podpisując je, narażają się na poważne kłopoty.
"Gazeta Wyborcza posłużyła się do opisania tego zjawiska przykładem pana Dariusza - rolnika spod Olsztyna. Pożyczył od firmy z Poznania 170 tys. zł. Prowizja za pożyczkę była na niebywale wysokim poziomie - 54,4 tys. zł.
Umowa nakazywała mu spłacić wszystko, czyli 224,4 tys. zł., do listopada tego roku i wtedy zaczęły sie jego kłopoty.
Warunki były tak niekorzystne, bo w umowie, która podpisał, oświadczył, że nie jest konsumentem, ale przedsiębiorcą, i że przepisy ustawy o kredycie konsumenckim go nie dotyczą. Dlatego teraz firmy pożyczkowej nie można oskarżyć o lichwę.