Zamrożone ceny energii – prądu, gazu i ciepła – obowiązują już tylko do końca czerwca. Po tej dacie nie zostaną przedłużone. Jak pisaliśmy w money.pl, poprzedni rząd nie przewidział na to pieniędzy w budżecie. Zabrakło w sumie 7,9 mld zł.
Zdaniem ekspertów po wygaśnięciu regulowanych cen energii można się spodziewać się skokowego wzrostu rachunków za prąd. W niektórych przypadkach ich skala może sięgnąć nawet 80 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomnijmy: decyzję o zamrożeniu cen energii na poziomie z 2022 r. podjął jeszcze rząd Mateusza Morawieckiego jesienią 2022 r. Obowiązywały one w całym 2023 r. W grudniu parlament w nowym – powyborczym składzie – przegłosował ustawę zamrażającą ceny energii od 1 stycznia do 30 czerwca 2024 r.
Na początku marca wiceminister klimatu w rządzie Donalda Tuska przyznał wprost, że na dalsze mrożenie cen pieniędzy nie ma.
Sytuacja budżetowa nie pozwala nam na dłuższe mrożenie cen energii niż do połowy roku – powiedział Miłosz Motyka.
Minister mówi o nadmiarowych zyskach firm
Rząd chce jednak uniknąć skokowego wzrostu cen. Na stole jest kilka pomysłów. Paulina Henning- Kloska, minister klimatu i ochrony środowiska, stwierdziła niedawno w wywiadzie dla "Faktu", że "nadmiarowe zyski spółek mogłyby zastąpić niższe taryfy, dzięki temu ceny energii stałyby się bardziej akceptowalne dla ludzi".
Przypomnijmy: gdy przepisy mrożące ceny energii wchodziły w życie, dopłaty do cen prądu zostały sfinansowane właśnie z nadmiarowych zysków firm energetycznych, które jednak w zamian za mrożenie cen energii dostały rekompensaty.
W efekcie same stały się beneficjentami mrożenia cen. Tylko w pierwszej połowie 2023 r. Polska Grupa Energetyczna, Enea, Tauron i Energa zyskały z tego tytułu ponad 3,9 mld zł netto.
Nowe ceny od 1 lipca? "Prezes URE może wezwać spółki"
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE), który zatwierdza taryfy prądu, gazu i ciepła, nie wyklucza podjęcia działań w sprawie cen energii – wynika z informacji, które otrzymaliśmy z URE.
Aktualnie potrzebujemy czasu, aby we współpracy ze spółkami energetycznymi przeanalizować, czy takie rozwiązanie jest w pełni możliwe. Będziemy też sprawdzać, czy wymaga ono zmian prawa ze strony ustawodawcy; a jeśli wymaga, to w jakim zakresie – wyjaśnia Rafał Gawin w komentarzu przesłanym money.pl.
Zapytaliśmy ekspertów, co to może oznaczać. Łukasz Czekała, prezes firmy Optimal Energy (porównywarka cen energii), wskazuje, że takie działania leżą w kompetencjach prezesa URE.
– Prezes URE ma prawo wezwać spółki energetyczne do ponownego złożenia wniosków taryfowych. W związku z tym możliwe jest zatwierdzenie nowych cen od 1 lipca 2024 do 30 czerwca 2025 roku – mówi Czekała.
"Wzrost nie o 80 proc., a o 30 proc."
Co się stanie, jeśli prezes URE zdecyduje się na taką interwencję? Zdaniem naszego rozmówcy wówczas ewentualne podwyżki energii po 1 lipca będą "znacznie bardziej akceptowalne". Jak bardzo?
Jeśli zmiana taryf będzie możliwa do zrealizowania, to biorąc pod uwagę koszty ich wprowadzenia przez pierwsze sześć miesięcy (m.in. cenę zakupionej już energii elektrycznej przez sprzedawców na okres 1 lipca -31 grudnia 2024 r. – przyp. red), będziemy mieli wzrost nie o blisko 80 proc., tylko o ok. 30 proc. Koszty dystrybucji i sprzedaży wzrosną także proporcjonalnie do stawek wynikających z limitów – wyjaśnia Łukasz Czekała.
Tłumaczy także, co się stanie, jeśli ta zmiana nie wejdzie jednak w życie. Jego zdaniem powinniśmy przygotować się na blisko pół roku wysokich cen. Ale jeśli po tym okresie ceny energii na giełdzie nie poszybują do góry, to od 1 stycznia 2025 r. będziemy mieli bardzo duży obszar do obniżek.
– W przypadku klientów indywidualnych będziemy mogli mówić o faktycznym wyjściu z wysokich cen za prąd "nakręconych" przez kryzys energetyczny – uważa ekspert.
"Poziom taryf mógłby być znacznie niższy"
Artur Sarosiek, dyrektor zarządzający w firmie Energy Solution, jest mniejszym entuzjastą pomysłu rządu. Uważa, że ewentualna zmiana taryf nie będzie wcale prosta.
Problem polega na tym, że większość tych odbiorców, którzy korzystają z zamrożenia cen, ma podpisane umowy na sprzedaż energii przynajmniej do końca 2024 roku, a często nawet dłużej. Nie mogą więc skorzystać z aktualnych cen rynkowych. Oni będą musieli regulować należności za energię zgodnie z ofertami, jakie były akceptowane w roku 2022 i 2023 na okres dostaw energii od 2024 do 2026 roku – wyjaśnia Sarosiek.
Przypomina, że zamrożenie cen energii dotyczy zarówno taryfy G (dla gospodarstw domowych), jak i sektora małych i średnich firm oraz sektora publicznego.
– Gdy obserwuje się obecne ceny na rynku hurtowym w Polsce, widać bardzo znaczące korekty cenowe. Ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii w kontraktach na drugą połowę 2024 r. spadły do poziomu 330-370 zł za MWh – wskazuje Sarosiek.
A wcześniejsze wyceny zakładały 650-750 zł za MWh dla kontraktów rocznych w 2024 r.
– To oznacza, że przyjęty poziom cen taryfowych, jakie mogłyby obowiązywać w drugiej połowie roku mógłby być znacząco niższy niż obecne cenniki sprzedawców energii – tłumaczy.
Kto najmocniej odczuje podwyżki?
Z analiz ekspertów wynika, że odmrożenie cen energii w największym stopniu odczują gospodarstwa domowe, które rocznie zużywają około 1500 kWh. To w przypadku tych rodzin cena prądu może wzrosnąć nawet o prawie 80 proc. w porównaniu do obecnych (zamrożonych) stawek.
"Poszkodowane" będą te gospodarstwa domowe, które mieszczą się dziś w rządowych limitach zużycia energii.
Dla tej grupy odbiorców rząd szykuje jednak wsparcie. Są to bony energetyczne. Jak przekazał we wtorek wiceminister klimatu Miłosz Motyka, mają one objąć około 3 mln gospodarstw domowych.
Ma być to wsparcie dla osób potrzebujących, które nie mają możliwości poprawienia efektywności energetycznej gospodarstwa np. z powodu problemów finansowych. Na pytanie o to, czy kwalifikacją do uzyskania wsparcia będzie próg dochodowy, przedstawiciel rządu wskazał, że jest "to jest jedno z rozwiązań, które mogłoby funkcjonować".
Z kolei Paulina Hennig-Kloska, szefowa resortu klimatu, pod koniec lutego mówiła, że chciałaby, aby po 1 lipca miesięczny rachunek za prąd dla gospodarstwa nie wzrósł o więcej niż 30 zł.
Firmy energetyczne dostały duże rekompensaty
Zgodnie z obecnymi przepisami maksymalna cena energii elektrycznej utrzymana jest na poziomie 412 zł za MWh netto do określonego poziomu zużycia. Obowiązują limity:
- 1,5 MWh dla wszystkich gospodarstw domowych,
- 1,8 MWh dla gospodarstw domowych z osobami z niepełnosprawnościami,
- 2 MWh dla rodzin z Kartą Dużej Rodziny oraz dla rolników.
Przepisy, które zamroziły ceny energii weszły w życie jesienią 2022 roku. Zanim je wprowadzono, ceny prądu znacząco wzrosły. Zdaniem ekspertów jednym z powodów tej sytuacji były zbyt wysokie marże spółek energetycznych.
Sygnalizował to także prezes URE, który wtedy sugerował, że należy jak najszybciej podjąć kroki związane z "nieakceptowalnym poziomem cen, który wynika z nieracjonalnych marż producentów energii".
Jakie rozwiązania osłonowe zaproponuje ostatecznie rząd? Na konkretną odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam jeszcze poczekać.
"Decyzja o zasadach wsparcia odbiorców energii elektrycznej w II połowie 2024 r. w zakresie radzenia sobie z kosztami nośników energii, zapadnie na przełomie I i II kwartału" – poinformował w środę, 20 marca, wiceminister klimatu Miłosz Motyka w odpowiedzi na interpelację poselską.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl