Władimir Putin i Aleksiej Miller, prezes Gazpromu, znów zasiedli do map, aby opracować kolejny krok gazowej kampanii. Ukraina zamierza odciąć Rosji drogę do europejskich klientów. Wraz z końcem tego roku wygasa bowiem umowa tranzytowa przez jej terytorium i - zgodnie z deklaracją Kijowa - kolejnych negocjacji z najeźdźcą nie będzie.
To oznacza, że wyłączony spod sankcji rosyjski gaz nie popłynie do Słowacji, Węgier, Austrii i Czech poprzez południową magistralę "Przyjaźń". Gazociąg ma możliwość tłoczenia do 40 mln m sześc. gazu dziennie i jego zastąpienie może okazać się dla Moskwy problemem.
Putin ma jednak w zanadrzu kilka scenariuszy, z których może skorzystać. Jaka będzie to odpowiedź, zależeć będzie od rozwijającej się sytuacji międzynarodowej i działań, jakie podejmie Ukraina.
Ostatnia gra pozorów
Gazprom przekonuje, że swoje zobowiązania wobec europejskich klientów zrealizuje nawet bez długoterminowego kontraktu z Ukrainą. Aleksiej Biełogoriew, dyrektor ds. badań w Instytucie Energii i Finansów, w wywiadzie udzielonym agencji Prime przekonywał, że Gazpromowi bardziej opłaca się przejść na krótkoterminowe rezerwacje przepustowości.
- Optymalny scenariusz dla Rosji zakłada, że Gazprom sam lub poprzez swoją spółkę zależną będzie brał udział w ukraińskich aukcjach dystrybuujących bezpłatne możliwości przesyłu gazu. Oznacza to, że w relacjach Gazpromu z konsumentami nic się nie zmieni - wyjaśnił.
To jednak gra pozorów. Po pierwsze wcale nie jest powiedziane, że rosyjska spółka zostanie dopuszczona do aukcji. Ukraina ze względów politycznych może wykluczyć rosyjskiego dystrybutora. Co wtedy?
Zdaniem dr. Szymona Kardasia, eksperta Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR), rosyjskie kalkulacje zakładają, że te kraje UE, które kupują gaz od Putina, wciąż nie będą skłonne z niego zrezygnować. Moskwa liczy na to, że Bratysława, która dodatkowo zarabia na tranzycie rosyjskiego gazu poprzez rurociąg Transgas, Wiedeń i Budapeszt będą wywierać nacisk na władze w Kijowie, aby dopuścić w jakiejś formie dostawy rosyjskiego gazu.
Rosja gotowa zagrać ostro
Rosja straciła europejski rynek wskutek inwazji na Ukrainę. Dziś już nie musi dbać o pozory. Jest na wojnie, a Gazprom wykona każdy rozkaz wydany na Kremlu bez oglądania się na czynnik ekonomiczny - mówi Kardaś.
Jeśli Ukraina utrzyma swoje stanowisko i zakręci kurki dla rosyjskiego gazu, Gazprom może równie ostro zagrać, odcinając swoich klientów w Europie.
- Po prostu rozłoży ręce i nie będzie realizował dostaw. Winę przypisze Ukrainie. Ma świadomość, że przy tej skali strat poświęci również ten kierunek. Putin wie, że teraz to importerzy mają więcej do stracenia - zaznacza ekspert.
Przypomnijmy: Słowacja, Austria i Węgry przekonywały, że ich gospodarki są uzależnione od rosyjskich dostaw i dlatego nie zgodzą się na sankcje.
Granice zostały przekroczone, więc możemy się spodziewać grania na ostro - mówi nasz rozmówca.
Z drugiej strony kraje te przygotowują się do dywersyfikacji źródeł, biorąc pod uwagę odcięcie dostaw przez Ukrainę.
Moskwa nie zostawi Orbana
Rosja bada jednak również inne możliwości. Głównie przez wzgląd na Budapeszt i Viktora Orbana, którego porosyjska polityka jest użyteczną kartą dla Moskwy. Węgierski premier nie tylko blokuje sankcje, ale również opóźnia pomoc dla Ukrainy i sabotuje rozszerzenie NATO.
- Putin nie zostawi swojego "przyjaciela" bez gazu. Dostawy na Węgry będą realizowane. Już w tej chwili wykorzystywane są południowe nitki do zaopatrywania Orbana w rosyjski gaz - przypomina dr Szymon Kardaś.
Jeszcze pod koniec 2023 r. Moskwa zapewniła Budapeszt, że umowy na gaz i ropę pozostaną w mocy. W ubiegłym roku dostarczyła na Węgry 3,3 mln ton ropy naftowej oraz 4,2 mld m sześc. gazu ziemnego.
Oba surowce dostarczane na Węgry są wyłączone spod sankcji. Rosję i Węgry kraje wiąże 15-letnia umowa na dostawy 4,5 mld m sześć. gazu ziemnego rocznie.
Aby realizować te dostawy, Moskwa korzysta ze współpracy z Turcją poprzez rurociąg TurkSteam. - Węgry są zabezpieczone. Już w 2023 r. duża część rosyjskiego gazu płynęła tym szlakiem. Ale przepustowość magistrali jest ograniczona. Zarezerwowanie dodatkowym wolumenów przez Gazprom dla Słowacji i Austrii czy Czech może okazać się wyjątkowo trudna - podkreśla ekspert Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.
Przez dwie nitki eksportowe TurkStream Turcja transportuje do Europy 14 mld m sześc. gazu. Możliwości tego szlaku to 32 mld m sześc. Jednak poprzez Morze Czarne realizowane są również dostawy z innych kierunków niż Rosja. Ankara rozwija swoje magazyny i negocjuje z Turkmenistanem nowe dostawy, które mogłyby płynąć przez Turcję do Europy. Turcja rozwija również własne wydobycie ze złóż na Morzu Czarnym.
Jak zapowiedział w połowie listopada 2022 r. minister ds. energii i zasobów naturalnych, jeszcze w tym roku z pokładów Sakarya Turcja będzie wydobywała 10 mln m sześc. gazu dziennie. W kolejnych latach produkcja ma wzrosnąć do 15 mln m sześc., a przewidywany potencjał jest nawet czterokrotnie większy.
Putin potrzebuje Erdogana do realizacji marzenia o hubie
Moskiewska układanka zawiera znacznie więcej elementów, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. By ominąć utracone szlaki północne, potrzebuje Turcji.
- Uszkodzony Nord Stream 1 i niecertyfikowany Nord Stream 2 są wyłączone. W ramach obustronnych restrykcji zablokowany został przesył przez Polskę do Niemiec na kierunku Jamał-Europa. Od 2025 roku Ukraina zamknie drogę przez swoje terytorium. Rosja, aby dostarczać gaz rurociągami do Europy, potrzebuje więc Turków - tłumaczy dr Kardaś.
Sam Władimir Putin w wywiadzie dla telewizji Rossija-1 w niedzielę 18 lutego powiedział, że "Turcy okazali się niezawodnym partnerem. Zachód miał nadzieję, że Rosja upadnie, jeśli nie będzie kupować od niej gazu (...). Gaz tymczasem płynie teraz przez TurkStream".
Putin kusi Erdogana wizją stworzenia hubu gazowego rozprowadzającego m.in. rosyjski surowiec. W październiku 2022 r. przywódca Rosji złożył prezydentowi Turcji propozycję.
Na forum energetycznym Russian Energy Week w Moskwie zapowiedział, że Rosja jest gotowa stworzyć nowy szlak gazowy do Europy przez Morze Czarne. Turcji pomysł ten przypadł do gustu, bowiem wzmacnia interesy Ankary w regionie.
Turcja i Rosja podpisały długoterminowe kontrakty na dostawy gazu ziemnego, które biorą pod uwagę zmienność cen surowca na świecie. Jeszcze przed inwazją na Ukrainę poprzez gazociągi Turecki Potok i Błękitny Potok Gazprom dostarczał Turcji 26,1 mld m sześc. gazu ziemnego.
Dzięki kolejnym umowom Ankara zapowiedziała, że w kilka lat może dystrybuować na rynek UE nawet 100 mld m sześc. gazu, w tym również pochodzenia rosyjskiego. By jeszcze bardziej udrożnić dostawy, Turcja przekonywała, że zwiększy moce także poprzez rozbudowę gazociągu TANAP.
- Mimo hucznych zapowiedzi wciąż tak naprawdę niewiele wiemy o tym projekcie. Pozostaje on w fazie planów. Budowa dodatkowych połączeń z Rosją po dnie Morza Czarnego w obecnych warunkach wydaje się mało realna. Projekt "hubu Putina" wykorzystywany jest głównie politycznie - mówi Szymon Kardaś.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl