Wiosną doszło do kilku eksplozji gazociągów Nord Stream 1 i 2. Akurat w momencie, gdy Rosja groziła Europie zakręceniem kurka z gazem. Bo ta (poza wyjątkami) nie chciała płacić za surowiec w rublach, jak po ataku na Ukrainę zażądał rosyjski prezydent Władimir Putin.
Dodajmy, że wówczas nitka NS1 działała, choć w ograniczonym stopniu - Gazprom zasłaniała się konserwacją urządzeń. Nord Stream 2 czekał na certyfikację. Wojna w Ukrainie ostatecznie odsunęła ten moment - delikatnie mówiąc - na nieokreślony termin.
Sprawą od tego momentu zajmują się śledczy z kilku krajów. Ustalenia co jakiś czas docierają do mediów. Brytyjski "The Times" podał, że sabotaż sponsorował obywatel Ukrainy, który nie jest związany z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybuchy na Nord Stream 1 i 2. Ustalenia "The Times"
Dziennikarze poinformowali, że inicjator sabotażu z własnej kieszeni m.in. wynajął statek, zatrudnił elitarnych nurków, zapewnił im fałszywe dokumenty, ale też nabył ładunki wybuchowe, które dostępne są wyłącznie dla przemysłu gazowego i naftowego.
Sprawa, jak informuje "Times", jest znana NATO. Sojusz nie ujawnił jednak tej informacji, bo nie chciały psuć relacji między Ukrainą a Niemcami. Tym bardziej że toczyły się w tym czasie rozmowy o przekazaniu przez Berlin sprzętu militarnego Ukraińcom.
Nowe fakty, które pojawiają się na temat wybuchów na Nord Stream 1 i 2, nie przypadły do gustu Rosji. Kremlowi bardziej w smak był tekst amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha, według którego to USA stoją za sabotażem. Zdaniem Moskwy, nowe publikacje mają przesłonić tę "prawdę" o wybuchach.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.