Przez 6 godzin musimy suszyć makaron w temperaturze od 70 do 90 st. C., podczas gdy chleb piecze się tylko 40 minut. Naszych zakładów nie ma jednak na rządowej "liście krytycznej", nie będziemy mieli zamrożonych cen energii w przyszłym roku - mówi z żalem prezes Polskiej Izby Makaronu, Marek Dąbrowski. I dodaje: Za to na liście tej są producenci ceramiki czy przemysłu skórzanego. To nie są artykuły pierwszej potrzeby! Nie rozumiem tego…
Rząd ich ignorował. Poszli do Komisji
Nasz rozmówca mówi, że już wszędzie pisał w sprawie wciągnięcia na listę firm energochłonnych: do ministerstwa rozwoju i do wicepremiera Jacka Sasina oraz ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka, a także do premiera Mateusza Morawieckiego.
Na razie kompletna cisza, brak odpowiedzi, a czas płynie nieubłaganie. Dlatego znalazł alternatywną drogę: wraz z innymi producentami makaronów z Włoch, Niemiec i Czech zwrócą się ze swoim apelem o pomoc dla całej branży bezpośrednio do Komisji Europejskiej. Pomoc w tej sprawie zaoferował im już europoseł Krzysztof Hetman.
- To nasze być albo nie być. Wiele zakładów produkujących makarony, ale też piekarnie czy młyny - bez zamrożenia cen energii - będzie musiało ograniczyć produkcję lub ją zamknąć - ocenia prezes Dąbrowski.
Dodaje, że 2023 r. będzie zabójczym dla kieszeni konsumentów. Do tegorocznych podwyżek makaronów (ok. 25-30 proc.) dojdą w 2023 r. nowe - ok. 15-proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Również prezes Związku Polskich Przetwórców Mleka Marcin Hydzik mówi, że ich branża też zabiegała o to, by znaleźć się na "liście krytycznej" rządu, ale się nie udało.
- Makaronu codziennie suszyć nie trzeba, a krowy trzeba codziennie wydoić i mleko przetworzyć - podkreśla prezes izby mleczarzy.
M. Hydzik przyznaje, że 2022 r. był bardzo dobrym rokiem dla przemysłu mleczarskiego, głównie z powodu rekordowych cen skupu mleka i wyników eksportu, ale w przyszłym roku to się już nie powtórzy. Ceny mleka w skupie mogą zacząć spadać, a koszty jego produkcji – m.in. przez rosnące ceny energii – idą cały czas w górę.
- W naszej branży nie będzie przestojów czy ograniczania produkcji ze względu na zwierzęta, ale nastąpi likwidacja nieopłacalnej produkcji. Zacznie się od małych rodzinnych gospodarstw, gdzie produkcja mleka będzie najbardziej kosztowna - ostrzega prezes. I dodaje, że raz zlikwidowana hodowla zwykle nie jest już później odtwarzana w tym samym gospodarstwie.
Prezes Hydzik podkreśla, że mimo napływu miliona Ukraińców do Polski, sprzedaż nabiału w kraju praktycznie nie drgnęła. - Polacy zbiednieli, oszczędzają na zakupach. Kolejne podwyżki cen dobiłyby tylko społeczeństwo - ocenia prezes Hydzik.
PKD - jedni przetrwają, inni nie
Tymczasem, jak czytamy w Tymczasowych ramach kryzysowych – dokumencie Komisji Europejskiej, na podstawie którego, będzie w Polsce przyznawana pomoc firmom energochłonnym, nie wystarczy, by firma miała co najmniej 3 proc. kosztów energii w kosztach ogólnych oraz spadek wartości EBITDA o co najmniej 40 proc. względem 2021 r. Musi mieć też wpisany właściwy numer PKD.
I tak przykładowo - jeśli chodzi o rolnictwo - producenci: nawozów rolniczych, cukru, słodu, przecierów pomidorowych, mrożonych ziemniaków czy mleka w proszku - dotacje dostaną, ale producenci zwykłego mleka lub jogurtu już nie.
Kilka dni temu Komisja Europejska zatwierdziła polski program pomocy o wartości 1,1 mld euro (5,1 mld złotych) dla firm. Programem będzie zarządzało Ministerstwo Rozwoju i Technologii, a pomoc będzie miała formę dotacji bezpośrednich.
"Do uzyskania pomocy uprawnione będą małe i średnie przedsiębiorstwa (MŚP) oraz duże przedsiębiorstwa, które są przedsiębiorstwami energochłonnymi i które prowadzą swoją działalność w sektorach sklasyfikowanych jako szczególnie narażone na skutki obecnego kryzysu i podsektorach wymienionych w załączniku 1 do tymczasowych ram kryzysowych" - napisano w komunikacie KE.
Polski rząd przepisał praktycznie słowo w słowo unijne rozporządzenie. To spowodowało, że Komisja nie miała zastrzeżeń do programu pomocy i dała zielone światło Polsce do uruchomienia środków. Spowodowało to jednak, że wiele firm i branż znalazło się poza burtą.
Tak jak było to przy drugiej tarczy finansowej PFR, gdzie również o pomocy państwa decydował wiodący numer PKD firmy.
Pożegnanie z polskimi wyrobami?
Niektórzy producenci, którym kończą się umowy z dostawcami energii, już zatrzymali produkcję, inni zamierzają wkrótce do nich dołączyć.
- Docierają do nas sygnały, że fabryki produkowały, ile tylko mogły, robiąc zapasy na starych umowach energetycznych, a w styczniu 2023 r. część z nich stanie. Będą liczyć wszystkie koszty. Dla niektórych z nich dalsza produkcja będzie już nieopłacalna - informuje Andrzej Gartner, wiceprezes zarządu i dyrektor generalny Polskiej Federacji Żywności Związku Pracodawców.
Podobne słowa słyszymy też w zakładach meblarskich, stolarniach, a nawet dużych zakładach przemysłowych produkujących części do przemysłu ciężkiego. Wszyscy przeliczają, czy produkcja w 2023 r. będzie wciąż dla nich opłacalna.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP zauważa, że w tym kalkulowaniu producentów nie chodzi tylko o wysokie koszty pracy czy energii, ale również o zapasy: zapasy surowców, zapasy produkcji w toku, zapasy wyrobów gotowych.
Jak podkreśla ekonomista, zapasy są warunkiem prowadzenia działalności przez firmy.
- Inflacja spowodowała, że firmy stanęły przed wyborem: albo ograniczają skalę fizycznej działalności, traktując dostępne środki finansowe, jako wyznacznik skali zapasów i produkcji czy sprzedaży, co przy 20-proc. inflacji oznacza średnio 20-proc. spadek zapasów i sprzedaży, albo potrzebują więcej środków, większego kapitału obrotowego, by robić to samo, co robiły - ocenia.
Jak dodaje nasz rozmówca, banki już się zorientowały, że polscy producenci - mimo nominalnie dobrych wyników - nie są wcale w dobrej kondycji, utrzymują się na rynku dzięki coraz większemu zadłużeniu, zaczęły więc w niektórych branżach ograniczać kredyty.
- W skali globalnej Polska jest małym rynkiem i pewnie moglibyśmy zastąpić wiele brakujących towarów importem, ale by zapłacić za te zagraniczne towary, musimy też coś wyeksportować - przypomina ekonomista.
Zapytaliśmy resort rozwoju, dlaczego przepisano słowo w słowo unijne rozporządzenia, i czy możliwa będzie pomoc również tym firmom, których PKD nie ma na unijnych listach. W piątek przyszła odpowiedź ministerstwa.
"W ślad za z przekazanym w ramach procesu prekonsultacji w listoapdzie br. projektem programu rządowego na rok 2022 pn. "Pomoc dla sektorów energochłonnych związana z nagłymi wzrostami cen gazu ziemnego i energii elektrycznej" założono, że o wsparcie będą mogły ubiegać się przedsiębiorstwa energochłonne, czyli takie których koszty zakupu energii elektrycznej i gazu ziemnego wyniosły co najmniej 3 proc. wartości produkcji w 2021 r. lub 6 proc. w pierwszej połowie roku 2022" - napisano.
Urzędnicy przyznają, że przedsiębiorstwa te muszą również osiągać większość swoich przychodów lub wartości produkcji z działalność w jednej lub kilku branżach wskazanych przez KE w załączniku do Tymczasowych Ram Kryzysowych, jako sektory szczególnie odczuwające skutki kryzysu.
"Projekt programu podlegał notyfikacji jego założenia zostały zaakceptowane przez Komisję Europejską" - zaznaczają urzędnicy resortu rozwoju.
Dodają, że program opracowany w MRiT nie zakłada zamrożenia cen prądu, ale rekompensaty dla sektorów energochłonnych, uznanych przez Komisję Europejską za najbardziej narażone na skutki kryzysu na rynku energii, spowodowanego wojną w Ukrainie.
"Są to branże, które są wystawione na silną konkurencję spoza Unii Europejskiej. Firmy te dostarczają gospodarce półproduktów i komponentów, niezbędnych do produkcji w innych gałęziach przemysłu, a także np. nawozów niezbędnych w rolnictwie" - podkreśla biuro prasowe MRiT.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl