W przyszłorocznym budżecie państwa i ustawach okołobudżetowych nie ma ani słowa o waloryzacji świadczenia 500+. Tymczasem w przestrzeni publicznej już od kilku miesięcy pojawiają się kontrolowane przecieki pochodzące od prominentnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, że podwyżki 500+ będą – o 200, a może nawet 300 zł.
Pojawiają się również wypowiedzi – tak, jak ta niedawna wiceministra finansów Artura Sobonia – że warto "dyskutować nad kryterium dochodowym uprawniającym do tego świadczenia".
Potem wszystkie te doniesienia są oficjalnie dementowane przez premiera Mateusza Morawieckiego i ministrów jego rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Służą rządzącej partii jako balony testowe, które mają wybadać nastroje Polaków. Rząd zdaje sobie sprawę, że wydatek ponad 40 mld zł tylko na 500 plus dla polskich dzieci, to potężny ciężar dla budżetu i generator inflacji, który podnosi ją o ok. 1-1,5 proc.
Polacy nie chcą już prezentów na ich koszt
Na świadczenie to nie ma też wystarczających środków w budżecie. By je realizować w dotychczasowej lub poszerzonej formule państwo będzie musiało się zapożyczyć.
A z badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster na zlecenie "Super Expressu" pod koniec października wynika, że 51 proc. Polaków nie chce już uczestniczyć w większym współpłaceniu na 500+. To wyraźny sygnał dla rządu, że społeczeństwo nie życzy sobie żadnych politycznych prezentów na ich koszt.
Rozbudowywany w nieskończoność i ponad możliwości podatników system transferów społecznych może istotnie zachwiać finansami państwa, zwłaszcza że przed nami bardzo poważne wyzwania – wydatki w zakresie obronności i odporności państwa – mówi wprost Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej i były wiceminister finansów w rządach PiS.
Jego zdaniem część ze świadczeń (i pomysłów na ich wzrost) ma związek z nieudolnością administracji. – To miło, że gdy "mleko się rozlało", np. z galopującą inflacją, administracja stara się "gasić pożary". Niestety spora część nadmiernej skali tych "pożarów" to wina administracji, która podsyciła je lub zaczęła reagować zbyt późno i zbyt słabo – ocenia nasz rozmówca.
Dodaje, że "gaszenie pożaru inflacyjnego" kolejnymi dodatkami i osłonami socjalnymi tylko inflację rozpędza i przedłuża.
Podobnego zdania jest Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan. Przypomina, że finansowanie 500+ w latach 2016-2019 było możliwe w dużej mierze dzięki bardzo dobrej koniunkturze gospodarczej i rosnącym wpływom do budżetu. Teraz – kiedy zbliża się spowolnienie gospodarcze – będzie ono dla rządu bardzo poważnym wyzwaniem.
Tym bardziej że zdolności pożyczkowe państwa są znacznie ograniczone. Niewielu chętnych jest do nabywania naszego długu. Obsługa zadłużenia jest też bardzo droga.
Nie stać nas na kontynuowanie rządowych programów w obecnej formule – podkreśla ekonomista. Uważa, że rząd PiS doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Dlatego m.in. w ustawach okołobudżetowych na 2023 r. jest zapis, że minister finansów może w każdej chwili zamrozić wydatki budżetowe, aby w pierwszej kolejności zabezpieczyć obsługę naszego zadłużenia. Rząd chce w ten sposób uniknąć zagrożenia, jakie niosłaby niewypłacalność państwa.
Oficjalnie jest dobrze, a nawet świetnie
W oficjalnych wypowiedziach polityków rządzącej koalicji żadnych zapowiedzi ograniczeń w wydatkach na programy socjalne jednak nie ma. Przeciwnie, minister rodziny Marlena Maląg zapewniała niedawno, że pieniądze na programy rządowe dla rodzin są w budżecie zapewnione, a same programy będą jeszcze bardziej rozbudowywane.
Prezes Jarosław Kaczyński, pytany przez wyborców w Częstochowie o waloryzację 500+, uchylił się co prawda od odpowiedzi na to pytanie, ale przyznał równocześnie, że samo 500 plus zawiodło, bo dzieci rodzi się w kraju za mało. Będą więc wdrażane inne nadzwyczajne rozwiązania. Jakie? Tego już zdradzić nie chciał.
– Trudno powiedzieć, co Jarosław Kaczyński miał na myśli, ale jakiekolwiek odbieranie praw nabytych godzi w konstytucyjną zasadę sprawiedliwości. Ich odbieranie podważa również zaufanie do państwa – ostrzega były minister finansów prof. Paweł Wojciechowski.
Również zdaniem Łukasza Komudy, ekonomisty z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, rząd raczej nie odważy się na wycofywanie się ze świadczeń socjalnych – m.in. ze względu na przyszłoroczne wybory parlamentarne.
Jego zdaniem pomoc socjalna będzie utrzymana, a może nawet wzmacniana pod warunkiem, że trafi do znaczących pod względem populacji grup aktualnych i potencjalnych wyborców PiS-u. Tam, gdzie na głosy nie ma co liczyć, mogą pojawić się cięcia. W kontekście 500+ może to oznaczać powrót kryterium dochodowego.
Jak pokazały badania przeprowadzone jeszcze w 2019 r. zespołu ekonomistek i ekonomistów z najważniejszych polskich ośrodków badawczych, m.in. Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Handlowej, Centrum Analiz Ekonomicznych czy Instytutu Badań Strukturalnych, na flagowym programie PiS korzystają bowiem dużo bardziej zamożne rodziny niż te biedne. A to nie jest elektorat tej partii.
Nie ma dobrych rozwiązań?
– To wynik m.in. tego, że ludzie zamożni mają więcej dzieci niż ci biedni – mówi Łukasz Komuda. Jego zdaniem, jeśli kryterium dochodowe miałoby się pojawić w 500+, tak jak przy wszystkich innych świadczeniach socjalnych, powinno ono wykluczyć z pobierania świadczenia np. 30 proc. rodzin o najwyższych dochodach.
Pytany o to, czy nie obawia się, że kryterium dochodowe w tym programie spowoduje odpływ kobiet z rynku pracy (Polki, by nie stracić prawa do świadczeń, porzucałyby częściej pracę lub przechodziły do szarej strefy), wskazuje, że rząd mógłby częściowo zapobiec temu trendowi, jeśli świadczenie to nie byłoby odbierane w całości już po przekroczeniu ustalonego progu, ale zmniejszane proporcjonalnie w stosunku do nadwyżki zarobków.
Z koeli Mariusz Zielonka już na początku tego roku w raporcie pt. "Poprawa sytuacji kobiet w zatrudnieniu" alarmował, że Polki znikają z rynku pracy, co ma fatalne skutki dla całej gospodarki.
Jak podkreśla autor badania, za ten stan rzeczy odpowiedzialne są m.in. transfery socjalne oraz obniżony wiek emerytalny dla kobiet.
Rekomendował, by świadczenie 500+ otrzymywały tylko te gospodarstwa rodzinne, w których podejmowana jest aktywność zawodowa minimum na pół etatu oraz rodzice, którzy stracili pracę i są na zasiłkach dla osób bezrobotnych.
Piotr Soroczyński idzie dalej i mówi, że marginalizowane powinny być transfery związane ze wspieraniem tych, którzy popadli w kłopoty z własnej winy.
Państwo zbyt opiekuńcze ryzykuje powstaniem i rozszerzeniem się grup, które starają się oprzeć swój byt wyłącznie na jego wsparciu – mówi ekonomista.
Jego zdaniem promowane powinny być próby stanięcia na nogi przez takie osoby, a nie cementowanie ich zależności od wsparcia socjalnego (chodzi m.in. o istniejący zakaz pracy przy pobieraniu części świadczeń).
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.