W środę rano Daniel Obajtek opublikował mocny wpis. "Dość kłamstw GW i polityków opozycji! Pomimo że nie obliguje mnie do tego prawo, zdecydowałem upublicznić cały mój majątek i dochody z 22 lat pracy zawodowej. Z autorami pomówień spotkamy się w sądzie" - oznajmił.
To reakcja na publikacje mediów nt. majątku obecnego prezesa Orlenu. W ostatnich tygodniach niektóre media donoszą o majątku Obajtka i wątpliwościach dotyczących pochodzenia m.in. licznych nieruchomości należących do niego. W związku z tymi doniesieniami politycy opozycji poinformowali o złożeniu zawiadomień i wniosków m.in. do prokuratury, NIK i CBA ws. nieprawidłowości dotyczących działalności oraz majątku b. wójta Pcimia.
Koalicja Obywatelska przekazała też, że powołuje w klubie zespół śledczy, który będzie zajmował się sprawą prezesa Orlenu.
W ostatni czwartek Obajtek pytany w telewizji wPolsce.pl o doniesienia "Gazety Wyborczej" i "OKO.press" dotyczące jego osoby, powiedział, że "są to paskudne manipulacje, jedno wielkie pomówienie". "Gazeta Wyborcza uprawia kłamstwo za kłamstwem. Jest to nic innego jak zlecenie ataku na moją osobę. Jestem spokojny. Pracuję i działam dalej" - mówił prezes Orlenu.
Obajtek dopytywany, jak odnosi się do tego, co może wykryć CBA ws. zarzutów formułowanych pod jego adresem, podkreślił, że "to jest następna manipulacja".
"Moje zeznanie majątkowe było sprawdzane. W 2013 roku prokuratura uznała, że nie ma podstaw do postawienia mi zarzutów.(...) Byłem permanentnie kontrolowany i wszystkie moje przelewy, konta, akty notarialne były sprawdzane, a osoby, z którymi zawarłem akty notarialne były przesłuchiwane. Wszystko było sprawdzane, łącznie z moją rodziną" - mówił.
Prezes Orlenu powiedział, że "był najbardziej prześwietlonym człowiekiem, jeśli chodzi o samorząd". Dodał, że "druga kontrola odbyła się w 2018 roku i nie stwierdziła różnicy między stanem faktycznym a moimi oświadczeniami majątkowymi".
4 kwietnia mec. Zaborowski wysłał do "Gazety Wyborczej" przedsądowe wezwanie do zaniechania naruszania dóbr osobistych swojego klienta. Zażądał w nim "natychmiastowego zaniechania publikowania materiałów prasowych naruszających dobra osobiste mocodawcy", publikacji przeprosin i sprostowań oraz wpłaty 200 tys. zł na Polskie Stowarzyszenie Syndromu Tourette'a.