Nabór do drugiej edycji programu Moja woda, potocznie zwanego także "Oczkiem wodnym plus", trwa od miesiąca, ale kapryśna tegoroczna wiosna sprawia, że dopiero teraz wielu Polaków przymierza się do prac w ogrodach. A okazuje się, że można na tym oszczędzić.
Program zakłada dofinansowania w wysokości maksymalnie 5 tys. zł dla osób, które zdecydują się na budowę m.in. oczka wodnego czy zbiornika retencyjnego. Wszystko po to, aby zwiększyć retencję wody na terenach prywatnych posesji oraz wykorzystać wodę opadową i roztopową.
Celem programu Moja woda jest również odciążenie sieci wodociągowej i oczyszczalni ścieków i "walka z suszą". To także szansa na obniżenie rachunków za wodę. Instalacje zrealizowane w ramach programu Moja woda mają zminimalizować odprowadzanie wód opadowych z posesji do kanalizacji, co powinno zmniejszyć ryzyko lokalnych podtopień oraz pozytywnie wpłynąć na wydajność lokalnej oczyszczalni ścieków.
Zeszłoroczna edycja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Łącznie złożono wnioski na ok. 25 tys. instalacji wodnych, a budżet programu wyniósł ponad 100 mln zł. Za jego realizację odpowiedzialne jest Ministerstwo Klimatu oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
W tym roku tylko w pierwszym tygodniu akcji urząd przyjął 400 wniosków na łączną kwotę bliską 2 mln zł. Budżet programu to jednak 100 mln zł, więc chętni mają jeszcze szansę.
Moja woda 2021. Jak zdobyć dotację?
Aby otrzymać 5 tys. zł, wystarczy wysłać wniosek do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w konkretnym województwie, w zależności od lokalizacji inwestycji. Potrzebne będą również dokumenty, które znajdziemy w spisie wymaganych załączników. Wniosek można złożyć osobiście lub wysłać pocztą.
Do dofinansowania kwalifikuje się zakup, montaż, budowa i uruchomienie instalacji pozwalających na zbieranie, retencjonowanie i wykorzystywanie wód opadowych oraz roztopowych na terenie nieruchomości objętej przedsięwzięciem.
Moja woda. Kontrowersje wokół programu
Podczas pierwszej edycji programu poszkodowani czuli się rolnicy. Dotacje z założenia mają trafić do domów prywatnych, co oznacza, że nie można ich wykorzystywać do prowadzenia działalności gospodarczej, w tym rolniczej.
Według zarządu Krajowej Rady Izb Rolniczych to "skrajna dyskryminacja rolników". Członkowie KRIR są zdania, że wykluczanie możliwości pozyskiwania dotacji ze względu na działalność rolniczą przyczyni się "do marnowania wody opadowej z domów jednorodzinnych rolników, którzy w większość stanowią mieszkańców wsi".
Przypomnijmy, że dofinansowanie w ramach programu Moja woda jest skierowane do osób fizycznych i właścicieli domów. Maksymalna kwota dotacji, jaką można uzyskać to 5 tys. zł (a kwota ta nie może stanowić więcej niż 80 proc. kosztów przedsięwzięcia, które doprowadzi do zatrzymywania wody opadowej w obrębie nieruchomości).
Rolnikom nie spodobała się także kwota dofinansowania. Według nich 5 tys. zł nie pozwala na dokonanie dużej inwestycji.
Same oczka nie załatwią sprawy
Krzysztof Cibor z Greenpeace Polska, z którym w money.pl rozmawialiśmy przy pierwszej edycji programu, popiera dopłaty do oczek wodnych, ale tylko pod warunkiem, że to element szerszego programu.
- Podlewanie ogródków wodą z wodociągów w czasie jej niedoborów jest straszliwym marnotrawstwem środków naturalnych. Do podlewania przydomowej zieleni doskonale nadaje się woda opadowa, więc zatrzymywanie wody i powtórne jej wykorzystanie jest dobre i dla środowiska, i dla naszych portfeli – przekonywał ekspert.
Dostęp do wody, która nadaje się do podlewania, to nie wszystko. Krzysztof Cibor dodaje, że oczka tworzą też doskonałe warunki dla rozwoju dzikiej przyrody.
- Przyzwyczailiśmy się, że nasze ogrody są idealne, zaplanowane, przystrzyżone. Żadnej wysokiej trawy, żadnych przypadkowych roślin. Ale zostawienie przestrzeni dzikiej przyrodzie, w tym tworzenie oczek wodnych wraz z całą towarzyszącą im roślinnością, jest bardzo ważne, choćby dla owadów zapylających - przekonywał.