W ramach pakietu e-commerce, który zaczyna obowiązywać od 1 lipca, wprowadzona została m.in. likwidacja w całej UE zwolnienia z VAT od importu tzw. małych przesyłek o wartości do 22 euro. Obecnie jest to równowartość 100 złotych.
Nowe przepisy oznaczają tyle, że drobne towary przysyłane do Unii Europejskiej z Azji, które do tej pory nie były opodatkowane VAT-em, teraz będą. Ministerstwo Finansów szacuje, że ich ceny wzrosną o ok. 20 procent.
Chińskie platformy handlowe – AliExpress, Banggood czy Gearbest – już zaczęły informować, jak można uniknąć konieczności zapłaty cła przez kupującego. W dużym skrócie chodzi o wybieranie odpowiedniego sposobu dostawy.
Cena towaru na chińskiej platformie handlowej jest różna w zależności od tego, jaką formę dostawy wybierzemy. Do tej pory opłacało się wybrać najtańszą opcję dostawy prosto z Chin. Teraz warto będzie wybrać opcję dostawy z innego kraju UE.
Platformy z Azji od dawna inwestują w magazyny i logistykę dystrybucji w Unii Europejskiej. Najpoważniejsi gracze na rynku opracowali już system dostaw, który nie będzie skazywał konsumentów na konieczność dopłacania VAT-u.
Wszystko polega na tym, że sprzedawcy najpierw wysyłają przesyłki do magazynu w jednym z krajów UE, tam towar jest przepakowywany i wysyłany już bezpośrednio do klienta. W takim modelu wszelkie opłaty są po stronie sprzedawcy.
O takim rozwiązaniu informuje choćby AliExpress. Na tej platformie warto wybrać opcje "Priority Line", "European Railway Direct Mail" albo dowolną metodę wysyłki z Polski lub innego kraju UE.
Z kolei Banggood informuje, że wprowadza podział zakupów na DDU / DDP. To skróty od zwrotów "Delivered Duty Unpaid" (dostawa z nieopłaconym cłem) oraz Delivered Duty Paid (dostawa z opłaconym cłem). Platforma poleca następujące opcje wysyłki "Banggood Express", "European Railway Direct Mail" oraz "EU Priority Line".
- Jak na razie to wszystko teoria – zaznacza Bartosz Słupski, ekspert od e-commerce. – System kontroli celnej przesyłek z Chin jest dziurawy. Większość przesyłek dociera do nas jako listy, a nie paczki – teoretycznie od osób fizycznych – dodaje.
To fakt, jak wynika z danych Poczty Polskiej, rocznie spływa do nas ok. 10 mln listów i kilkanaście tysięcy paczek. Celnicy są w stanie sprawdzić tylko ułamek procenta z nich, w praktyce chodzi o najbardziej wyróżniające się wagą czy formą. Na dodatek opłatom celnym nie podlegają próbki i prezenty, celnik musi więc ocenić, czy taką formę ma dana przesyłka. W praktyce kontroli podlega najwyżej 100 tysięcy przesyłek z Chin.
- Ale jeśli sprzedawcy i kupujący sumiennie przyłożą się do swoich obowiązków podatkowych, to wpływy do budżetu powinny wzrosnąć. Powód? Objęcie podatkami wszystkich przesyłek – do tej pory zwolnieniu podlegały te, których wartość przekraczała 22 euro. Ale deklarowane 22 euro – wielu sprzedawców zaniżało wartość przesyłek, by nie wpaść w podatkowe widełki – dodaje Słupski.
Przypomina jednak, że prawdziwe efekty pakietu e-commerce i opodatkowania zakupów z Chin poznamy dopiero za jakiś czas. Bo równie dobrze może nie zmienić się nic – służby podatkowe i tak nie będą w stanie sprawdzić wszystkiego.